Pierwszy trailer, prezentujący grę Killzone 2 zobaczyliśmy podczas targów E3 z 2005 roku. Krótki filmik wzbudził niewiarygodną wrzawę i sprawił, że cały growy światek zaczął się zastanawiać czy PLAYSTATION 3 faktycznie ma moc pozwalającą na wygenerowanie tak wspaniałego obrazu. Jedni twierdzili, że scenka jest w całości prerenderowana, inni wierzyli natomiast, że za jej powstanie odpowiedzialny jest silnik opracowany w studiu Guerrilla Games. Prawie cztery lata później mamy wreszcie możliwość sprawdzenia gry w praniu i okazuje się, że kontrowersyjny trailer, na dzień dzisiejszy, wcale nie wygląda aż tak imponująco – w rzeczywistości Killzone 2 pod wieloma względami prezentuje się znacznie lepiej!
Zanim jednak zacznę chwalić oprawę audio-wizualną projektu, wypadałoby napisać kilka zdań na temat wątku fabularnego oraz mechaniki rozgrywki. Historia w grze stanowi kontynuację opowieści zarysowanej przez pierwszą edycję serii oraz Killzone: Liberation, którego platformą docelową była przenośna konsola PlayStation Portable.
Głównym bohaterem Killzone 2 jest sierżant Tomas Sevchenko, zwany przez swoich kumpli po prostu „Sev”! Facet jest zwykłym członkiem oddziału żołnierzy ISA (Interplanetary Strategic Alliance), biorącego udział w inwazji na rodzinną planetę Helghastów – Helghan. Nie ma w nim niczego szczególnego. Nie dysponuje żadnymi specjalnymi umiejętnościami. Nie potrafi znikać, ani spowalniać czasu, a jego największym atutem jest niesiony w dłoni arsenał. Wraz z pozostałymi przedstawicielami armii ISA, Sev rusza na jedną z największych operacji militarnych w historii swojego ludu, a na przejażdżkę zaprasza każdego posiadacza konsoli PS3.
Krótki wstęp i już po zaledwie kilku chwilach możemy rozpocząć siekanie Helghastów. W towarzystwie małej grupki żołnierzy lądujemy na bronionej przez nieprzyjaciela plaży i rozpoczynamy natarcie, którego celem jest pojmanie imperatora Visari. To właśnie on kieruje wrogą armią, a jego przymusowa dymisja jest jedynym sposobem na zaprowadzenie spokoju. Kampania dla pojedynczego gracza składa się z dziesięciu rozdziałów, które z godziny na godzinę stają się coraz bardziej mroczne i klimatyczne. Ukończenie jej pochłania około 8-10 godzin wolnego czasu, przy czym ilość ta może ulec zmianie w zależności od wybranego poziomu trudności oraz od tego jak długo będziecie spacerować, podziwiając artyzm i wyobraźnię dewelopera.
Rodzinna planeta naszego największego wroga została przedstawiona wręcz genialnie. Wszystkie budynki charakteryzuje niezwykła architektura, mroczna prezencja oraz nietypowa paleta kolorów. Przyznam szczerze, iż unikatowość miast Helghastów jest tak wielka, że każdy gracz będzie w stanie wyróżnić je z tłumu innych wirtualnych światów. Już od pierwszych minut w oczy rzucają się gęste chmury, wszechobecne błyski piorunów, metaliczne kształty oraz dziwne odblaski świetlne. Ekipa ze studia Guerrilla Games odwaliła kawał porządnej roboty – od czasów Half-Life 2 żadna inna strzelanka FPP nie zaoferowała tak wiarygodnego oraz unikatowego świata. Gracz jest świadom, że jego stopy odbijają ślady na całkowicie obcym, pełnym wrogów terytorium, terytorium rządzącym się własnymi prawami i żyjącym wedle swojego rytmu. Nigdy nie czujemy się w pełni bezpieczni, a na każdym kroku czyha śmierć.
Na szczęście nie jesteśmy całkowicie bezsilni. W rękach Tomasa znajduje się bowiem imponujący arsenał, na który składają się typowe dla wszystkich gier FPP giwery. Helghastów tłuczemy przy pomocy pistoletów, karabinów, strzelb, wyrzutni rakiet oraz granatów. Wszystkie spluwy wymodelowano bardzo naturalnie i z przywiązaniem uwagi do najdrobniejszych nawet detali. Każda z nich działa i wygląda po prostu wspaniale!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler