Lucas-AT @ 28.11.2012, 12:47
To ja
Łukasz "Lucas-AT" Matłoka
Po grach oczekuję wciągającej opowieści wywołującej dreszcze, wielkich emocji i przywiązania do wirtualnych bohaterów. To, co zobaczyłem w finałowym, piątym, odcinku The Walking Dead uświadomiło mi jedno - tytuł może napędzać przeciętna technologia, mogą być niewidzialne ściany, słabe animacje, ale jeśli deweloper znajdzie tę linię łączącą gracza z grą, sposób by dotrzeć do jego serca, wyzwolić w nim niebywałe wzruszenie, zmusić do płaczu - to technikalia nagle spadają na drugi plan, a wręcz stają się nieistotne.
Po grach oczekuję wciągającej opowieści wywołującej dreszcze, wielkich emocji i przywiązania do wirtualnych bohaterów. To, co zobaczyłem w finałowym, piątym, odcinku The Walking Dead uświadomiło mi jedno - tytuł może napędzać przeciętna technologia, mogą być niewidzialne ściany, słabe animacje, ale jeśli deweloper znajdzie tę linię łączącą gracza z grą, sposób by dotrzeć do jego serca, wyzwolić w nim niebywałe wzruszenie, zmusić do płaczu - to technikalia nagle spadają na drugi plan, a wręcz stają się nieistotne.
The Walking Dead: Episode 5 - No Time Left zawiera wszystko, co potrzeba by zakończyć historię. Tak, historię. Nazwanie The Walking Dead zwyczajną grą to grzech. To przede wszystkim głębokie przeżycie, zmuszające do refleksji, które na długo zostaje w pamięci. Od samego początku można było się domyślać, że zakończenie będzie czymś fenomenalnym. Przeleciały napisy końcowe, włączyło się z powrotem menu główne, a ja siedziałem w ciemnym pokoju, wgnieciony w fotel, nie mogąc wyjść z podziwu. Siedziałem i siedziałem, rozmyślając, jakim cudem ta produkcja wzbudziła we mnie tak silne emocje. Myślę, myślę i przestać nie mogę. Jacyś magicy z Telltale Games zaczarowali swój produkt? Najwyraźniej. To po prostu niesamowite, unikatowe doznanie. Mam już trochę wiosen na karku, widziałem wiele rzeczy, ale The Walking Dead powaliło mnie na kolana. Wiem, że jeszcze przez długi czas finałowa scena będzie tkwić w moim umyśle. Widzę ją gdy zamykam oczy. Widzę ją gdy kładę się do snu. Widzę małą, płaczącą Clementine. Widzę skazańca Lee, głównego bohatera, człowieka który zachował się jak prawdziwy ojciec, pokazał ludzkie strony i przywiązał się do dziewczynki. Przywiązałem się i ja. Miałem wrażenie, jakbym stał po drugiej stronie ekranu. Chwilami aż chciałem wskoczyć w głąb telewizora, by pomóc bohaterom. Naprawdę zżyłem się z Lee i małą Clementine. Ich rozpacz, ból, wysiłek i determinację do działań przeżywałem razem z nimi.
The Walking Dead: Episode 5 - No Time Left, jak wszystkie odcinki rzecz jasna, to pierwsza gra, która tak głęboko dotarła do mojej psychiki. Jest to efekt trudny do opisania słowami - to trzeba doświadczyć na własnej skórze, by zrozumieć. Zombie to tylko tło wszystkich wydarzeń. Dzieło Telltale Games stawia nacisk na relacje międzyludzkie, ukazanie cierpienia człowieka, gdy sytuacja powoli wymyka się spod kontroli, wszystko się sypie, a my nie jesteśmy w stanie niczego zrobić. Finałowy epizod potęguje te wrażenie, zostawiając po sobie w naszym umyśle trwały ślad. Adrenalina, napięcie, strach w oczach i osłupienie towarzyszą nam do samego końca.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler