bigboy177 @ 12.02.2012, 14:08
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!
Marcin "bigboy177" Trela
Pierwsza część Final Fantasy XIII była dobrą grą, z tym raczej winien zgodzić się każdy fan produkcji z gatunku jRPG. Oczywiście do ideału brakło dość sporo, między innymi za sprawą bardzo liniowego wątku fabularnego oraz korytarzowych map.
Pierwsza część Final Fantasy XIII była dobrą grą, z tym raczej winien zgodzić się każdy fan produkcji z gatunku jRPG. Oczywiście do ideału brakło dość sporo, między innymi za sprawą bardzo liniowego wątku fabularnego oraz korytarzowych map. Plusował natomiast system walki, który potrafił trzymać w napięciu; jak również bardzo ciekawie opowiedziana i co najważniejsze, intrygująca historia. Gra sprzedała się dobrze, a w rezultacie, nie było trzeba zbyt długo czekać na to, by deweloper zapowiedział kontynuację. Tym razem okazało się, że nie będziemy mieć do czynienia z kolejną częścią sagi, a niejako sequelem przygody opowiedzianej w trakcie pierwszej „trzynastki”.
Final Fantasy XIII-2, bo o nim mowa, miało już swoją premierę, a ja miałem przyjemność dobrnąć do jego finału. Na zobaczenie napisów końcowych wystarczyło mi mniej więcej 21 godzin, niemniej jednak, wiele dróg pozostawiłem niezwiedzonymi, nie miałem też przyjemności znaleźć wszelkich ukrytych skarbów, jak również zmierzyć się z najpotężniejszymi bestiami okupującymi fantastyczne krainy. W przeciwieństwie do swojego liniowego poprzednika, Final Fantasy XIII-2 idzie zgoła odmiennym torem. Z jednej strony, można powiedzieć, że wyszło to produkcji na plus, z drugiej jednak, ewidentnie widać, że niektóre aspekty gry zostały poświęcone aby uzyskać większą swobodę.
Pierwszą najistotniejszą zmianą w stosunku do poprzednika jest swoboda. Osoby, które grały w oryginalną „trzynastkę” pamiętają zapewne, że był to tak naprawdę test wytrzymałości nerwów gracza, jak również przycisków pada. Przez te kilkadziesiąt godzin zabawy brnęliśmy ciągle do przodu, nie zbaczając nawet na minutkę z wyznaczonej przez autorów drogi, walcząc z ciągle pojawiającymi się tabunami oponentów. Po pewnym czasie schemat robił się na tyle powtarzalny, że konieczne było przynajmniej kilkanaście godzin odpoczynku. Kiedy zmęczenie materiału ustąpiło, pełen werwy ponownie zasiadałem do fascynującego świata gry, tłukąc bandziorów i robiąc kolejne kroki na przód w wątku fabularnym. To właśnie on oraz kreacja otaczającego uniwersum sprawiały, że od gry ciężko było się oderwać na dłużej. Każdy kto zagrał choć chwilę chciał zobaczyć jak potoczą się dalsze losy bohaterów i właśnie ten element sprawiał, że mimo wdzierającej się dość często „nudy”, dotarłem do końca.
Tym razem jest jakby odwrotnie. Otóż Square Enix dość mocno wzięło sobie do serca narzekania graczy oraz krytyków i postanowiło dać nam większą swobodę. Przez około dwie pierwsze godziny, zabawa przypomina tą z pierwowzoru, ale później, kiedy mamy możliwość przeskakiwania w czasie (tak, tak dobrze przeczytaliście – wyjaśnienie za moment) wolność, a wraz z nią idące wybory są w zasadzie nieograniczone. Sami podejmujemy decyzje które misje i w jakiej kolejności wykonujemy, jak również które fragmenty świata chcemy odwiedzić. Co jakiś czas natrafiamy też na istotne wybory (niekoniecznie moralne) wpływające na dalszy przebieg zabawy. Od tego, którą ścieżkę wybierzemy zależy bardzo wiele późniejszych etapów zabawy. Co ciekawe, jeden wybór wcale nie musi być wiążący. Producent zaimplementował bowiem do gry możliwość „resetowania” wcześniej odwiedzonego świata. Wygląda to tak, że jeśli jesteśmy niezadowoleni z odbytej podróży w czasie oraz jej rezultatów, możemy wykonać ją ponownie, tym razem idąc innymi ścieżkami. Koncept wyśmienity i przyznam, że kiedy znajdę chwilę czasu spróbuję się nim trochę dokładniej pobawić, sprawdzając wszystkie możliwości.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler