Enslaved: Odyssey to the West (PS3)

ObserwujMam (15)Gram (3)Ukończone (10)Kupię (5)

Enslaved: Odyssey to the West (PS3) - recenzja gry


@ 13.10.2010, 22:40
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Enslaved to jedna z niewielu tegorocznych produkcji, które oparto na zupełnie nowym, nieznanym do tej pory uniwersum. Większość studiów stawia w ostatnim czasie głównie na kontynuacje lub znane marki, miło zatem wiedzieć, że są jeszcze ekipy, pragnące wnieść coś nowego do wirtualnego świata i oczarować graczy nieznanymi, acz równie porywającymi opowieściami.

Enslaved to jedna z niewielu tegorocznych produkcji, które oparto na zupełnie nowym, nieznanym do tej pory uniwersum. Większość studiów stawia w ostatnim czasie głównie na kontynuacje lub znane marki, miło zatem wiedzieć, że są jeszcze ekipy, pragnące wnieść coś nowego do wirtualnego świata i oczarować graczy nieznanymi, acz równie porywającymi opowieściami. Taką właśnie opowieścią jest najnowsze dziecko Ninja Theory - Enslaved: Odyssey to the West - którego publikacji podjęła się firma Namco.



Na pierwszy rzut oka, Enslaved: Odyssey to the West do złudzenia przypomina poprzednie dzieło wspomnianej ekipy – Heavenly Sword. Oba tytuły posiadają bardzo unikatową prezencję wizualną, a w dodatku, głównymi bohaterkami, albo jednymi z głównych bohaterek, są rudowłose dziewczyny. Z tą różnicą, że występująca w Heavenly Sword Nariko, to prawdziwa wojowniczka, kopiąca tyłki na lewo i prawo bez obawy o złamany paznokieć, tudzież obcięty kosmyk włosów. Heroina Enslaved – Trip – jest znacznie delikatniejsza i nie jest w stanie poradzić sobie nawet z jednym oponentem. Z tego właśnie powodu załatwia sobie bodyguarda – mężczyznę, wychowanego w dziczy, a zwanego Małpą (Monkey). Razem stają do walki o przetrwanie oraz o swoją przyszłość, a wiąże ich coś więcej niż przyjaźń czy braterstwo – Małpa ma bowiem na głowie specjalny pierścień, reagujący na rozkazy Trip i bezpośrednio podłączony do jej serducha. Gdy to przestanie bić, Małpa również pożegna się ze światem żywych. Prawda, że miło? A to nie koniec niespodziewajek.

Akcja Enslaved przenosi gracza w przyszłość, niemniej jednak, brak konkretnej daty obserwowanych wydarzeń. Wiadomo tylko, że na ziemi wydarzyło się coś okropnego i doszło do czegoś w rodzaju buntu robotów – zwanych tu Mechami. Maszyny przeciwstawiły się ludziom, a wynik wojny mógł być tylko jeden – mechaniczni wojownicy wygrali, doprowadzając nasz gatunek do prawie całkowitego wymarcia. Pozostała grupka ludzi zmuszona została do ukrycia, a gdy tylko wyściubią nos na powierzchnię natychmiast pojawia się jakaś kreatura z zamiarem ukrócenia ich o głowę. Sprawa wygląda tragicznie, a nasi bohaterowie muszą przejść dość znaczny teren by osiągnąć swój cel – miejsce rodzinne Trip, w którym dziewczyna ma nadzieję znaleźć kogoś, z kim wreszcie będzie mogła normalnie egzystować.

Wątek fabularny jest bardzo intrygujący i świetnie poprowadzony. Widać, że dla Ninja Theory najważniejsza nie jest akcja (choć tej nie brakuje), czy też efekciarskie starcia z przeciwnikami (również na pęczki), ale sylwetki bohaterów, ich przeszłość, problemy oraz przyszłość. Cała narracja kręci się wokół Trip i Małpy, a dzięki temu, że deweloper genialnie serwuje kolejne fragmenty ich historii, ciężko oderwać się od ekranu. Nie mam jednak zamiaru niczego zdradzać, wszak fabuła jest głównym motorem napędowym i zachętą by przebrnąć przez przygotowane poziomy.

Enslaved: Odyssey to the West (PS3)

Już na samym początku gry daje się zauważyć, iż stanowi ona połączenie kilku różnych gatunków. Mamy walkę przypominającą trochę God of War, powietrzne akrobacje na wzór Prince of Persia oraz (przynajmniej gdzieniegdzie) taktyczne podejście do napotkanych problemów (czyt. przeciwników). Podobieństwo do pierwszego z wymienionych tytułów przejawia się tym, że Enslaved to niejako slasher, w którym musimy przedrzeć się przez spore grupy przeciwników, a narzędziem do tego celu służącym jest broń do walki wręcz. Uderzeń, zdolności specjalnych, tudzież kombosów nie ma co prawda tak dużo jak w przygodach Kratosa, jest ich jednak na tyle, że w sumie nie odczuwa się schematyczności. Ważne jest też to, że w miarę progresji gromadzimy specjalne czerwone kule, które możemy później wykorzystać do modyfikowania niesionego ekwipunku, jak również pozyskiwania nowych umiejętności.

Jeśli chodzi o akrobacje powietrzne, Małpa jest bardzo zwinnym facetem. Potrafi wspinać się po pionowych ścianach, przemierzać na wątpliwej jakości rurach przepaści, robić fikołki czy też skakać na niebywałą wręcz odległość. Co ciekawe, gra jest skonstruowana w taki sposób, że nie da się upaść i zginąć. Jest to trochę irytujące gdyż jesteśmy prowadzeni za rękę, niemniej jednak, istnieje sporo innych metod na odejście w zaświaty. Wystarczy nadmienić szwendające się co krok mechy, zakopane miny oraz usytuowane w wielu miejscach działka stacjonarne, których wyeliminowanie wymaga sprytu i inteligencji. I w ten sposób dochodzimy do trzeciego aspektu rozgrywki, jakim jest taktyka.


Screeny z Enslaved: Odyssey to the West (PS3)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosixau2   @   13:07, 14.10.2010
Właśnie takiej gry szukałem.
0 kudoszegier   @   21:54, 14.10.2010
Trochę słaba gra, ale możę w przyszłości jak nie będe miał w co grać to ją kupię. Ale zastrzegam "może"
0 kudosBystrzaQ   @   22:14, 15.10.2010
Na pewno wiele osób wiązało pewne nadzieję z produkcją Ninja Theory, ale uważam, że większa cześć z nich nie spodziewała się tak świetnej produkcji. Niestety nie jest to gra idealna (czy takowa kiedykolwiek powstała?), bo pewne niedociągnięcia potrafią irytować. Jeśli miałbym obstawiać, jaka gra zostanie czarnym koniem 2010 roku, to na pewno zastanawiałbym się nad Enslaved, ale raczej stawiałbym na niepozorną Castlevanie o podtytule Lords of Shadow.
0 kudosbat2008kam   @   22:20, 15.10.2010
Dużo dobrego mówi się o obu wymienionych przez ciebie grach. Gdybym miał wybierać, póki co wybrałbym Enslaved, głównie ze względu na jego oryginalność. Castlevania, mimo że świetna, sporo zrzyna od God of War.

A Enslaved to taki miks wszystkiego po trochu, jednak najbardziej podobno przypomina Prince of Persia. Trochę dziwne jest tam uniwersum - wszędzie bujna zieleń i walka z robotami Uśmiech (niby jest to wyjaśnione fabularnie). Nie pasuje to do siebie.
Ogólnie wiem też, że sporo ludzi narzeka na tylko jedną broń, mały asortyment ruchów i względnie małą liczbę rodzajów przeciwników... Ale to w końcu gra od twórców Heavenly Sword, w to trzeba zagrać Uśmiech .

A moim czarnym koniem 2010 zostanie...

Metal Gear Solid: Peace Walker Uśmiech . Przyszedł, popatrzył, znokautował...

0 kudosBystrzaQ   @   22:58, 15.10.2010
Polecam pograć w demka obu produkcji (Enslaved i Castlevanii), wtedy mniej więcej można sobie porównać obie te produkcje. Jeśli chodzi o najnowszą Castlevanie, to naśladowanie jest przecież najwyższą formą pochlebstwa Puszcza oko Czuć tu inspiracje - poza God of War'em - również takimi grami jak Prince of Persia czy Shadow of the Colossus.

Powiem krótko - gra wciągnęła mnie tak samo mocno jak trzecia cześć przygód Kratosa, a lepszej rekomendacji dla slashera chyba nie potrzeba Szczęśliwy
0 kudosszymczak10   @   22:20, 26.10.2010
To jest Super.Prawie Jak Uncharted 2 ;p
Dodaj Odpowiedź