Studio Pandemic było doświadczonym deweloperem, a spod ich rąk wyszło wiele ciekawych projektów, z bardzo udanym Mercenaries na czele. Całkiem niedawno ich portfolio zasilił również The Saboteur. Niestety, z bliżej nieokreślonych powodów, producent został zmuszony do zamknięcia swoich drzwi. Żal i rozczarowanie sytuacją jest tym większe, że ich najnowszy produkt to jedno z największych zaskoczeń 2009 roku.
Ostatnie miesiące bez wątpienia obfitowały w szereg interesujących gier, a pośród nich znajduje się także Sabotażysta, z którym po raz pierwszy miałem styczność na targach w Kolonii. Koncept od początku przypadł mi do gustu, a nietypowe, czarnobiałe wykonanie dodatkowo wzmagało apetyt. Rozpoczynając zabawę miałem nadzieję na kilka przyjemnych godzin, spędzonych na Drugo-wojennych ulicach Paryża. Ku mojemu zaskoczeniu, kilkadziesiąt minut później, dzieło studia Pandemic bez reszty mnie pochłonęło. Artyzm z jakim je zrealizowano jest bowiem na najwyższym poziomie.
Fabuła, która jak wspomniałem, rozgrywa się czasie Drugiej Wojny Światowej w Paryżu; bardzo szybko zaczęła się rozkręcać, a z każdą kolejną minutą stawała się coraz ciekawsza. Głównego bohatera, niejakiego Seana Devlina, poznajemy w jednym z rozrywkowych przybytków stolicy Francji. Trafia tam na członka przyszłego ruchu oporu, który dziwnie szybko przekonuje go do wstąpienia w jego szeregi. Początkowo pomyślałem, że albo koleś jest strasznie naiwny, albo fabuła nieco kuleje. Sytuacja miała na szczęście bardziej logiczne wytłumaczenie. Okazało się, że Sean nie jest w Paryżu bez powodu. Trafia tam by zabić człowieka odpowiedzialnego za śmierć swojego najlepszego przyjaciela – Julesa. Od tej pory jego losy już na zawsze zostaną splecione z francuskim ruchem oporu i w imię wolności będzie wykonywał dziesiątki niezwykle niebezpiecznych zadań, pamiętając o swojej prywatnej vendetcie. Zakończenie opowieści podpowiada też, że jest szansa na kontynuację, wystarczy by projekt sprzedał się w odpowiednio wysokim nakładzie, a EA na pewno takową przygotuje.
The Saboteur mechaniką rozgrywki przypomina serię GTA, tudzież Mercenaries lub Just Cause. Mamy otwarty świat, po którym swobodnie się poruszamy, samodzielnie poszukując zadań do wypełnienia. Choć na mapie widnieje szereg wskazówek, dzięki którym łatwo się połapać i znaleźć interesujące miejsca, nie jesteśmy prowadzeni za rękę. Sami możemy decydować gdzie aktualnie chcemy podążyć oraz na jaką robotę przytaknąć.
Prócz wątku fabularnego, na który składa się około dwudziestu rozbudowanych zadań, mamy też misje poboczne oraz różne bonusowe przygrywki. Pierwsze z wymienionych są bez wątpienia najciekawsze i to właśnie one napędzają zabawę. Producent zadbał o to, by przykuwały do ekranu telewizora i trzymały odpowiedni charakter. W jednej z nich naszym zadaniem jest na przykład zakradnięcie się do obozu nazistowskiego z zaminowanym samochodem i zdetonowanie ładunku. W innej, wkradamy się do tajnej bazy SS by wydostać z niej pilnie strzeżonego naukowca. Zlecenia do pewnego stopnia realizować można wedle własnego uznania, aczkolwiek przekonałem się dość szybko, że większości z nich praktycznie nie da się zaliczyć „po cichu”. Najskuteczniejszą metodą jest połączenie skradania i niczym nieskrępowanej sieczki. Wiele questów można co prawda ukończyć stosując bezszelestną eksterminację i unikanie bezpośredniej konfrontacji, jest to jednak niezwykle trudne i tylko najbardziej wytrwali gracze będą w stanie tak czynić. Tym bardziej, że punkty kontrolne, od których możemy kontynuować zabawę na wypadek śmierci są w skąpych ilościach i najczęściej musimy zaczynać od początku.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler