Aparatura wariowała. Prędkościomierz mojego Mirage’a 2000 wskazywał już prawie dwa machy. Ciągłe pikanie i powtarzający się delikatny kobiecy głos „wystrzelono pocisk” stawały się coraz bardziej irytujące. Nerwowo odwróciłem się za siebie, chyba tylko po to, by upewnić się, że rakieta typu powietrze-powietrze i prowadzący ją Mig 27, nadal są na moim ogonie. Uparcie próbowałem wymyślić wyjście z sytuacji. Na szczęście, kilkuletnie szkolenie nie poszło w las. Powstrzymałem się od chaotycznych prób wymanewrowania ścigającej mnie śmierci, położyłem rękę na wolant i z całych sił pociągnąłem do siebie, to samo czyniąc z drążkiem sterowniczym. Silniki prawie całkowicie zgasły, a maszyna zaczęła lekko unosić się ku górze, tym samym obracając się na plecy. Wgniatające w fotel przeciążenia ustąpiły, kiedy po 360 stopniach znów znalazłem się wyjściowym położeniu. Wolant do przodu - grzmot silników i pełen gaz! Rakieta, która przedefiniowała moje poczucie bezpieczeństwa, stała się spadającym wspomnieniem, bez paliwa. Pilot Miga doświadczył dramatycznej zmiany ról, kiedy to zacząłem namierzać jego maszynę. Pewnie wcisnąłem czerwony guzik na drążku, który odpalił dwie rakiety. Pięciosekundowy pościg zakończył się efektowną eksplozją, oraz okrzykami przez radio. Nagle ktoś zapukał w szybę mojego samolotu. Mama? - Obiad.
Już dawno się tak nie ubawiłem. Ubisoft powoli wysuwa się na czołową pozycję w moim prywatnym rankingu „Deweloperów ulubionych”. Z ciekawości przestudiowałem ich ostatnie dokonania. Nie znalazłem tytułu, który ceniony byłby niżej, niż 80%. Albo dobra passa, albo szczęście. Osobiście uważam, że fifty-fifty.
Tom Clancy's HAWX, bo taką dźwięczną nazwę nosi recenzowany produkt, to sygnowany nazwiskiem Toma Clancy’ego symulator lotniczy. Określenie symulator przyznaje trochę na wyrost, bo gra w porównaniu do np. Lock On, jest zabawką dla przedszkolaków. Ubi poszło tym razem w innym kierunku. Głównymi wytycznymi projektu były słowa „akcja”, „prędkość” i „wrażenia”. H.A.W.X. to bardziej arcade, który stawia mocno na samą walkę, a nie wydarzenia przed, tudzież po. Tutaj nie musimy uporać się z setką przełączników przed startem, gdyż po rozpoczęciu każdej misji, jesteśmy już zawieszeni w powietrzu. Swoją drogą, to kwestia dyskusyjna. Jednym się podoba, innym nie. Ja się nie opowiem po żadnej ze stron, bo niezdecydowanie to moje drugie imię.
Oczywiście, nazwisko słynnego autora thrillerów politycznych w tytule zobowiązuje. Gra, to nie zlepek kolejnych powietrznych starć, ale ułożona, spójna opowieść. Początkowe zadanie wykonujemy jako pilot pracujący dla grupy zrzeszającej najlepszych z najlepszych. Taki Top Gun, tyle, że za poważniejsze pieniądze. Szybko jednak okazuje się, że Artemis, bo tak ochrzczono organizację, ma własne plany, które kolidują z pojęciem dobra i sprawiedliwości. Wtedy to, nasze Jastrzębie poczuwają się do odpowiedzialności za ojczyznę, tym samym zrywając kontrakt z pracodawcą, przy pomocy paru rakiet. Od tej pory, nasze skrzydła i umiejętności dzielnie służyć będą Wujkowi Samowi w drodze do unicestwienia wroga.
Jak na prostą grę traktującą o lotnictwie, historia całkiem przystępna. Najważniejsze jest to, iż te wszystkie rzeczy dzieją się w czasie trwania misji. Strącamy kolejne śmigłowce pod banderą Artemis, by chwile później stanąć z niegdysiejszym szefostwem oko w oko, czy też silnik w silnik – jak kto woli. Rozgrywka oferuje kilka ciekawych zwrotów akcji, co jednak nie jest głównym powodem, dla którego tak mocno trzyma gracza przed monitorem. Co miało się udać, udało się. Ekran, już od pierwszych minut lotu, przepełnia zamieszanie i walka w najlepszym wydaniu. Jeśli kiedykolwiek chciałeś poczuć się jak Tom "Maverick" Cruise, a Lock On było dla Ciebie zbyt ciężkie do przełknięcia, dziś jest Twoja szansa. Ośmielę się nawet powiedzieć, że Top Gun, ze swoimi scenami łóżkowymi i motorami jest przy H.A.W.X. smętną nowelką. Tak właśnie! Tu się dzieją iście dantejskie sceny.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler