Devil May Cry 4 (PC)

ObserwujMam (363)Gram (133)Ukończone (149)Kupię (30)

Devil May Cry 4 (PC) - recenzja gry


@ 24.10.2008, 00:00
"Nielat"

Mówcie co chcecie, ale prawda jest taka, że Japońscy twórcy gier od zawsze zaniedbywali PeCetowców. U naszych małych, skośnookich przyjaciół spod wiśniowych drzewek, to konsole stawiane były na najwyższych miejscach, jeśli chodzi o rynek zbytu.

Mówcie co chcecie, ale prawda jest taka, że Japońscy twórcy gier od zawsze zaniedbywali PeCetowców. U naszych małych, skośnookich przyjaciół spod wiśniowych drzewek, to konsole stawiane były na najwyższych miejscach, jeśli chodzi o rynek zbytu. Przyszedł jednak czas, kiedy to branżowe giganty zwijają interes przygniatane skalą piractwa, a swoje skrzydła rozpościerają azjatyccy deweloperzy. Przykłady? Konami ze swoim Milczącym Wzgórzem, czy choćby Capcom i główny temat tej recenzji, czyli Devil May Cry 4.

Jak sama nazwa dyskretnie sugeruje, po raz czwarty już raczeni jesteśmy przyprawić diabła o łzy. Wydawca serii przypomniał sobie o biednych, blaszanych dzieciach dopiero przy DMC 3, lecz konwersja była tak parszywa, iż gra odrzucała od siebie nawet największych zapaleńców, w tym mnie. Jednak gdzie bym nie wyraził swojego zdania na owy temat, zostawałem zagłuszany wszelakimi „...bo pewnie grałeś na klawiaturze, a do tego trzeba pada” czy też co ciekawszymi, z ambicjami „... bo Ty głupi jesteś!”. Cóż, co kraj to obyczaj. Nie spocząłem jednak i nadal prąc przed siebie zainwestowałem we wspomniany kontroler. Zapytacie co się stało? Poetycko ujmując, przyprawiłem moje wcześniejsze spostrzeżenia o cementowe buciki. Sprawa miała się inaczej przy kolejnej części Devil May Cry. Tej zaś zakosztowałem uprzednio na tak zwanym „Pudełku Szatana”, czyli niczym innym jak XBoxie 360. Rozgrywka była miodna. Wcześniejsze traumy związane z epizodem trzecim stały się orzeszkami i utonęły w złocistej, słodkiej mazi wylewającej się z ekranu telewizora. Wtedy też przekonałem się jak wiele komfortu daje gra na padzie.

Nie oczekiwałem szturmu gry na komputery osobiste. Jedyne czego byłem ciekaw, to kwestia, jak bardzo udało się całość spaprać konwersją. Po odpaleniu produkcji i z założenia parominutowym obcowaniu szybko pobiegłem do kościoła, by przeprosić Najwyższego za myśli, które w mej głowie kłębiły się przed wydaniem DMC 4. Bo nie dość, że gra na padzie podpiętym do blaszaka, a tym współdziałającym z konsolą nie różni się praktycznie niczym, to jeszcze pod względem technicznym wersja PC bije swoją starszą siostrę na głowę!

Devil May Cry 4 (PC)

No, ale jak mawia mój znajomy- „Powoli, powoli bo się rozp...adnie”. Capcom zaskoczył mnie całkiem przyzwoitą warstwą fabularną. Scenariusz „Ojca Chrzestnego” to nie jest, ale jak na grę typu siecz/rąb/zgniataj/nabijaj kombosy to sprawa ma się bardzo dobrze. Są dwie, szalenie wyraziste postaci. Jest też intryga i niespodziewane zwroty akcji. Wszystko w odpowiedniej kolejności, stonowane i przyswajalne niczym witamina C. Ci, który serii oddali swoje serce będą na pewno zaskoczeni bohaterem, którym przyjdzie im rozerwać na strzępy parę setek paskudztw. Nero, bo o nim mowa, to nieokrzesany młodzian, który przekonany o swojej sile zapomina o jakichkolwiek zasadach i dobrych manierach. Jak wspomina jeden z przeciwników, „o jego niewyparzonym języku krążą już legendy”. W każdej legendzie jest i trochę prawdy. Nero w mistrzowski sposób posługuje się mieczem, używając przy tym rewolweru, który zdolny jest przebić się przez czołg, i to na wylot. Wszystkie te bajery przyćmiewa zaś Ramię Diabła. Broń uniwersalna, bo przymocowana do Nero na stałe. Można i warto jej używać bez ograniczeń, gdyż potężny, nabyty w walce dar okazuje się idealnym narzędziem, do dosłownego pomiatania przeciwnikami. Wraz z postępem w grze, nasz pewny siebie pogromca demonów nabywa nowe style walki. Akcji typu „combo” są dziesiątki. Oczywiście wszystko się kiedyś kończy. Każdego z grających dopadnie moment, w którym wszelkie niszczące zagrywki zostaną odblokowane i praktykowane. Co wtedy? Dramatyczna zmiana miejsc! Panie, Panowie- powitajcie Dantego! TEGO Dantego. Legendarnego wojownika, który odesłał do domu tyle demonów, że nawet księgowi Yakuzy mogliby stracić rachubę po paru minutach liczenia. Wtedy zaś wszystko zaczyna się od początku. Poznając starego znajomego, doświadczamy gry w całkowicie innym stylu. Dante, wyposażony w siejący zniszczenie i wzbudzający strach wrogów miecz, oraz dwa pistolety, których lufy nie stygnął. Zapytacie, co zamiast diabelskiej rączki? Posłaniec wprost z diabelskich czeluści, czyli Demon. Dante potrafi zmieniać na jakiś czas postać i przeobrażać się w prawdziwą maszynę do zabijania. Krótkotrwały i ulotny jest stan tej morderczej nirwany, lecz kiedy uda się nam doprowadzić do niego Dantego, uciekaj wszelaki piekielny sługusie, gdyż Twój koniec krokami olbrzyma się zbliża.


Screeny z Devil May Cry 4 (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudoskapka96   @   19:21, 03.04.2010
Bardzo przyjemna w rozgrywce gra którą przeszedłem 2 razy i stwierdzam, że jest GODNA POLECENIA miło wspominam tą grę jednym minusem jest miedzy innymi, to że po góra 2 razie odechciewa się grać ponieważ gra się po prostu nudzi bo praktycznie za 1 razem gra się 2 razy przeciwko tym samym bossom od początku a później od końca ;p mimo to jak wspomniałem gra jest super ; ) 10/10
0 kudosloko24213   @   13:38, 22.12.2010
ciekawe jest to, że w kategorii długość gry podano 6 godzin, a mi przejście jej zajęło prawie 20 godzin Szczęśliwy