I always knew my destiny... To pierwsze słowa głównego bohatera jakie usłyszymy, akurat już w samym intrze. Brzmią dumnie i odważnie? Widocznie tak miało być. Czego można się spodziewać po kimś, kto po raz n-ty ratować będzie świat przed całkowitą zagładą?
W Knights of the Temple: Infernal Crusade wcielamy się w młodego adepta średniowiecznego zakonu Templariuszy – Paula. Idąc w ślady ojca z pewnością chce stać się tak dzielny i potężny jak on i będzie miał ku temu okazję. Akurat pewien biskup porwał piękną młodą kobietę imieniem Adelle, której Bozia dała zdolności nadprzyrodzone. Ów duchowny chce ją wykorzystać do otwarcia Bram Piekielnych, w tym celu pakuje zabawki i rusza do Ziemi Świętej. Wcielając się w rolę młodego rycerza, żądnego przygód młodzieńca ruszamy rzecz jasna za nim...
Nie ma się co oszukiwać. Już na początku trzeba przyznać, iż KotT należy do gier typu hack'n'slash (rąb i siecz). Nazwa gatunku zobowiązuje – miecze i topory w dłoń, bowiem przed nami ogromne zastępy “złych” do zgładzenia. Wszystkich, którzy szukają okazji do bawienia się w kolejnego zbawcę świata, zapraszam do dalszej części tekstu. Reszta dla świętego spokoju także może doczytać. ;)
Zaczyna się dość standardowo – znienacka atakują nas opętani mnisi a sam przywódca zakonu zostaje zgładzony w potwornych męczarniach. Pierwsze etapy można traktować właściwie jako wstęp, aby zapoznać się ze sterowaniem, nauczyć się wyprowadzać ciosy, blokować itd. Nie jest to trudna sztuka, bowiem podczas zabawy program w ogóle nie obsługuje myszki – jesteśmy zdani tylko na poczciwą klawiaturę albo pada, jednak nie jest on tak bardzo potrzebny. Do dyspozycji dwa rodzaje uderzeń (szybkie, wolne), blok oraz ruchy specjalne i kombosy – standardzik. Tych ostatnich używać można dopiero wtedy, gdy zostaną odblokowane, a to dzieje się w wyznaczonych miejscach, jak zaplanowali autorzy. Szczerze mówiąc, podczas rozgrywki nie próbowałem na siłę żadnych szczególnych ewolucji. Knights of... nie wymaga obierania jakiejś specjalnej taktyki walki, jak to miało miejsce choćby w Severance: Blade of Darkness (kto pamięta?), jedynie czasami trzeba wiedzieć, kiedy zablokować cios... Brzmi dość trywialnie?
Niestety tak jest, w dodatku trzymanie stale klawisza odpowiedzialnego za blok można traktować jako swoiste “god mode” - tylko niektórzy czempioni potrafią łamać bloki. Zwykli “szeregowi” nie są w stanie nic poradzić na naszą postawę obronną, nawet gdyby naparzali przez pół dnia w liczbie dwóch legionów. Tyczy się to przeciwników atakujących wręcz oraz tych z bronią dystansową (jeszcze wrócę do niej). Jak to możliwe? Ano gdy łucznik zauważy, że się bronimy, oceni swoje szanse trafienia na 0% i ruszy z mieczem w garści w naszą stronę. Rzecz jasna również przeciwnicy dostali możliwość blokowania ataków. Tutaj z pomocą przychodzi pierwszy atak specjalny jaki poznamy – po prostu block breaker. Poza tym wśród ruchów specjalnych znajdzie się także atak z obrotem o 360 stopni, atak z wyskoku, młynek i... to wszystko – po raz kolejny standardzik. Można ich używać do woli, pod warunkiem, że wskaźnik czegoś jakby many jest naładowany. O to jednak nie trzeba się martwić – regeneruje się on niezależnie od nas, w dodatku całkiem szybko. Z zakresu możliwości bojowych do omówienia pozostały jeszcze tylko unikalne moce. Uzdrowienie, chwilowe wzmocnienie, potężna fala uderzeniowa i jakieś kule ognia – (nie zgadniecie) standardzik. Jak widać – nie jest tego zbyt wiele. Nie ma choćby skoku, przykucnięcia, ani żadnych tego typu ewolucji.
Co prawda starcia wyglądają dość ładnie za sprawą niezłych animacji ruchu, ale patrząc z boku – toczą się one powoli, mozolnie i ociężale. Ja rozumiem, że zakuci w zbroje rycerze nie poruszali się może zbyt szybko, ale tym samym gra traci dużo na dynamice. Mało tego – rzadko kiedy zdarza się, byśmy byli atakowani przez więcej niż 3-4 napastników. Dodajcie sobie do tego niezwyciężony blok i mamy rozgrywkę wprost prostacką.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler