Wiele recenzji w prasie komputerowej oraz stronach o tematyce gier rozpoczynało się słowami: „Tematyka Drugiej Wojny Światowej poruszana była już w setkach gier…”, i przyznam szczerze, że być może poniższa recenzja również powinna w taki sposób wprowadzać w swoją treść. Zdecydowałem jednak, że tak nie będzie… I zacznę trochę inaczej.
Jak byłem małym chłopcem, zawsze chciałem zostać pilotem, albo astronautą; ze wskazaniem na ten drugi wybór. Los chciał, że nie udało mi się zasiąść nigdy za maszyną, która wzbiła by się w powietrze wyżej niż karuzele na wesołym miasteczku. Na pewno pamiętacie, że jedna z nich to samolociki, w których mamy specjalny drążek do kontrolowania wysokości. Choćbym nie wiem jak się starał, to nigdy nie mogłem wzlecieć wystarczająco wysoko, żeby spełnić swoje największe marzenie – ujrzeć ziemię z orbity… No cóż, nie zawsze można mieć wszystko, co się chce. Swoje fantazje o byciu pilotem spełniać musiałem podczas zabawy na komputerze lub też konsolce do gier. Pierwsze programy, w których mogłem polatać, i przy okazji postrzelać do innych samolotów nie przedstawiały się zbyt ciekawie. Samoloty były kanciaste, ziemia pusta, a odwzorowanie zachowania maszyny wołało o pomstę do nieba. Niedawno przypomniałem sobie dziecinne rozterki i podboje niebios, podczas zabawy w grę Blazing Angels: Squadrons Of WWII.
Wspomniany przeze mnie program został stworzony w studio Ubisoft i pozwala nam na udział w jednych z największych bitew powietrznych w historii ludzkości. Kampania gry zaprowadzi nas w takie miejsca jak Londyn, Paryż czy też Pearl Harbour. W każdym z nich otrzymamy szereg zadań do wypełnienia, oraz oczywiście jakąś maszynę do prowadzenia. Wszystkie samoloty oraz lokacje zostały wykonane realistycznie i w oparciu o prawdziwe modele. Nie należy się więc obawiać, że Spitfire nagle zacznie wyglądać jak Wildcat lub też słynny B-17 zamieni się w delikatnego P-51 Mustang. Producent przyłożył się i szczegółowo zrealizował każdą maszynę, a co za tym idzie chwali się tym na każdym kroku. Przed misją, lub też po misji widzimy specjalnie przygotowane shoty, na których możemy oglądać historyczne samoloty, dzięki którym Druga Wojna Światowa potoczyła się w taki, a nie inny sposób.
Blazing Angels: Squadrons Of WWII nie jest symulatorem lotu, lecz w miarę prostą i bardzo efektowną grą zręcznościową, w której latamy, strzelamy i uważamy by przez przypadek nie zaliczyć jakiegoś budynku, lub też bliższego spotkania z ziemią. Podczas zabawy obserwujemy naszą maszynę z widoku TPP czyli samolot widzimy cały czas zza ogona. Po wciśnięciu przycisku namierzania, kamera zaczyna obserwować najbliższy, aktualny cel. Wówczas jej pozycja jest bardziej dynamiczna, a myśliwiec bardziej zwrotny. Efekty towarzyszące takim właśnie zwrotom, lub też ciekawym przejściom kamery potrafią wprawić w osłupienie. Już podczas pierwszej misji treningowej niezwykłe wrażenie wywarł na mnie efekt przelatywania ponad wieżą kościoła, przy wykorzystaniu kamery namierzającej. Kiedy pierwszy raz perspektywa zmieniła się z jej powodu, niestety urwałem jedno ze skrzydeł zawadzając o dach kościoła. Dopiero po kilku misjach zacząłem całkowicie wyczuwać sposób sterowania podczas zwrotów i sytuacja z awaryjnym lądowaniem bez któregoś z elementów maszyny już się nie powtórzyła.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler