Codemasters w dniu premiery oddaje w nasze ręce jedynie 6 lokacji rajdowych: Argentynę, Australię, Nową Zelandię, Hiszpanię, USA oraz... Polskę. W każdej znajdziemy po kilkanaście odcinków, więc generalnie wydaje się, że jest gdzie jeździć. Okazuje się jednak, że wcale tak ciekawie to nie wygląda. Brakuje ośnieżonych szwedzkich odcinków, nie ma też usianej od hop Finlandii czy błotnistej Walii. DiRT Rally 2.0 nie posiada licencji od FIA na rajdy, więc same trasy też nie pochodzą z oficjalnego kalendarza. Stąd m.in. obecność zmagań w Polsce. Plusik za to, że obecne w grze odcinki są wymagające i przygotowane z głową. Na szczęście zrezygnowano z systemu znanego z DiRT 4, za sprawą którego gra automatycznie generowała trasę – to był niewypał.
Jest za to licencja na Rallycross, czyli zmagania na torach. I tutaj uczciwie przyznam, że to mocny atut gry – szkoda, że jeden z niewielu na tle poprzedniej odsłony. Prawdziwi kierowcy, realne tory. Rallycross przynosi kupę frajdy i o ile lubicie tego typu zmagania, powinniście być wniebowzięci. Ja jednak wolę klasyczne rajdy, których oferta w DiRT Rally 2.0 jest nieco uboga.
Codemasters obiecuje rozbudowywać swoje rajdy o nową zawartość, brnąc tym samym w idee "gry-usługi". Do DiRT Rally 2.0 możemy dokupić coś w rodzaju sezonowej przepustki, która da nam dostęp do kolejnych tras, wyzwań czy samochodów. I o ile rozumiem takie coś w przypadku przepchanej zawartością Forzy, tak tutaj jest to ewidentnie próba wyłudzenia od gracza dodatkowych pieniędzy. DiRT Rally 2.0 kosztuje sporo więcej w dniu premiery niż "jedynka", a oferuje mniej. Za uzupełnienie gry o brakującą zawartość Brytyjczycy żądają z kolei dodatkowych pieniędzy.
Jest tu zresztą więcej upierdliwych rozwiązań. Przykładowo, żeby grać w kampanię single-player musimy być stale podłączeni do systemu Race Net. Czyli mieć ciągłe, stabilne połączenie z siecią. I jest to o tyle irytujące, że gra co rusz się z tym Race Netem łączy, nawet jak np. chcemy wejść między odcinkami do strefy serwisowej. Gdy nam przymuli internet, musimy czekać na loadingi, a ponadto tracić kolejne cenne sekundy na komunikację z Race Netem!
Sama kampania, podobnie jak w pierwszym DiRT Rally, niczym nie zachwyca. Zaczynamy od wyścigów na niższych szczeblach, by następnie zarabiać kredyty, kupować nowe auta i piąć się w górę. Progres w zarabianiu kredytów i odblokowywaniu nowych fur jest, jak dla mnie - osoby nie mającej przesadnie dużo czasu na granie, zdecydowanie zbyt wolny. Dziękuję natomiast za to, że nie zdecydowano się tutaj dołączyć na siłę jakiejś pseudo-żenującej fabuły, jaką znamy z wielu innych ścigałek. W tym przypadku podejście do tematu jest jednak profesjonalne.
W trakcie tej kampanii bierzemy udział zarówno w rajdach, jak i rally-crossie. Są też wyścigi historyczne, więc mamy jakieś urozmaicenie. Z drugiej strony, równolegle cały czas gram sobie w Forza Horizon 4, więc trochę brakuje mi w rajdach od Codemasters tych wszystkich nagród, losowań, wygrywania kredytów czy nowych pojazdów. Niby nie pasowałoby to do poważnej rajdówki, ale pewnie dałoby się w tej kwestii pójść na kompromisy. Może jakiś bardziej rozbudowany tryb menadżerski, z zarządzaniem zespołem, pozyskiwaniem sponsorów, itp? W każdym razie, kampania ponownie jest mocno surowa, ale pewnie wielu graczom będzie to pasować.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler