Book of Demons (PC)

ObserwujMam (3)Gram (0)Ukończone (3)Kupię (0)

Book of Demons (PC) - recenzja gry


@ 01.02.2019, 18:20
Maciej "Kawira" Domański

Bohaterowie wydają się bardzo dobrze zbalansowani. Każdy skupia się po prostu na innym stylu gry, a co tym idzie, łatwo radzi sobie z danym rodzajem przeciwników. No dobra, to jak z tymi przeciwnikami, pewnie myślicie. Podzielono ich tutaj na różne kategorie z pewnymi wspólnymi cechami np. zombie wybuchają chmurą trucizny, która leczy ich pobratymców, gargulce są odporne na żywioły, kozły mają losową ilość hp itd. Oprócz tego wielu z nich posiada jakieś umiejętności specjalne możliwe do skontrowania poprzez klikanie w ich ikonkę, będąc w zasięgu pochodni (to ważne). Mamy zatem tanków z tarczą do rozwalenia w parę ciosów, berserkerów leczących się jeśli za szybko atakujecie, a nawet czarnoksiężników z teleportacją, przyzywaniem posiłków itp. Jeżeli graliście w hack’n'slashe to z pewnością poczujecie się jak w domu. W pojedynkę nikt nie jest szczególnie groźny (nawet bossowie), ale wpadnięcie do pomieszczenia z całym legionem zabija momentami nawet w 2 sekundy. Trzeba bardzo rozważnie budować swój deck kart, aby mieć coś z ofensywny, jak i defensywy.

Karty w tej grze odpowiadają zarówno ekwipunkowi, jak i umiejętnościom/czarom, a mamy bardzo ograniczoną pulę do wykorzystania. Bazowo, to 4 karciochy, zaś każdy dodatkowy slot kosztuje coraz więcej pieniędzy. Zabawy z buildami jest pełno, szczególnie, że manę pożerają także artefakty efektywnie zmniejszając jej zasób przy chłostaniu zaklęciami. Mało tego, ani życie, ani esencja magiczna nie ulegają regeneracji. Należy wbić poziom, zapłacić uzdrowicielowi lub po prostu założyć odpowiednią kartę. Teoretycznie możemy także używać talii spoza naszego paska, ale otwarcie jej tylko spowalnia czas, a przecież trzeba znaleźć odpowiedni kartonik i przytrzymać na nim lewy przycisk myszki dobre parę sekund. Jak dotąd musiałem uciec się do tej metody raz, ale przeżyłem, więc przysłowiowe „worth it”.

Oczywiście na samym zbieraniu kolekcji zabawa się nie kończy. Mamy też różne stopnie magiczne naszego asortymentu, a do tego wszystko można ulepszyć runami trochę przypominającymi kamienie szlachetne z Diablo. Tylko trochę, bo same w sobie nic dają. Po prostu łączymy te same symbole tworząc nowe, a każda karta ma swoje specyficzne wymagania do podbicia jej na kolejny poziom. Jak nietrudno się domyślić, te fajniejsze wymagają więcej zachodu.

Co się zaś tyczy magicznych łupów, zauważyłem, że można dorwać tylko ciekawsze wersje tych, które już posiadamy. Same w sobie nie różnią się bazowymi statystykami, za to dodają zupełnie nowe cechy, które zdecydowanie ułatwiają przetrwanie w demonicznych lochach. Oczywiście znajdujemy je tylko w niezidentyfikowanym stanie, ale za drobną opłatą nasz nie-Deckard-Cain z przyjemnością ujawni ich działanie. Oczywiście, jak to w czasach kryzysu, każdy wyciska kasę jak wlezie, więc legendarne znaleziska identyfikuje się tylko za pięciokrotność ceny tych najniższego szczebla. Łączenie run i upgrade też kosztują, tak gwoli ścisłości. W sumie, wszystko co robicie w mieście wymaga grubej sakwy złota, a co za tym idzie, trzeba ostro rozkminiać czego potrzeba najbardziej w danej chwili. Mamy nawet usługę u barmanki w postaci nagród z kociołka, do którego lądują specjalne składniki, jakie znajdziemy podczas ratowania świata. Myk jest taki, że każda kolejna opłata rośnie dość konkretnie, ale kiedy zginiemy to cała zawartość przepada. Jakoś nie spodobał mi się ten element gry, bo nawet złote składniki nie sprawiły, aby opadła mi kopara. No ale można dostać parę run, więc raz na jakiś czas sobie odpalałem.


Screeny z Book of Demons (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?