Bulletstorm: Full Clip Edition (PC)

ObserwujMam (6)Gram (0)Ukończone (3)Kupię (1)

Bulletstorm: Full Clip Edition (PC) - recenzja gry


@ 15.04.2017, 11:38
Adam "Dirian" Weber
Chwalmy Słońce!

Niedoceniona strzelanka bawi dziś równie świetnie, jak kilka lat temu.

Gdy w 2011 roku na rynku debiutował Bulletstorm, recenzenci nie kryli zachwytów. Świetnie zrealizowana strzelanka od polskiego studia People Can Fly, ojców legendarnego już Painkillera, nie mogła przejść bez echa. Zachwyty były jednak zasłużone, bo Bulletstorm do dziś pozostaje jednym z najbardziej dynamicznych i sprawiających najwięcej frajdy shooterów. Zupełnie niezrozumiała jest natomiast mocno średnia sprzedaż tytułu, którą dziś, sześć lat później, ma szansę poprawić wydany właśnie remaster. Pytanie tylko czy warto w niego zainwestować?

Na to pytanie odpowiemy sobie standardowo na końcu, a teraz skupmy się na tym, co konkretnie wnosi odświeżony Bulletstorm i czy w ogóle był sens w jego opracowywaniu. Zacznijmy od standardowej kwestii, a nią jest oprawa wizualna. Tutaj, no cóż, wiele się nie zmieniło. Czy to źle? Niekoniecznie, bo nawet dziś ten 6-latek nie ma na twarzy zbyt wielu zmarszczek i momentami potrafi nawet ucieszyć wprawne oko gracza. Nie jest jednak tak, że nie zmieniono nic, o czym poniżej.

Bulletstorm: Full Clip Edition to przede wszystkim podrasowane oświetlenie, które w grach potrafi zdziałać cuda, czego doskonałym przykładem jest wciąż świeże Resident Evil VII. W Bulletstormie takich cudów nie ma, ale bardziej zaawansowana gra świateł przydaje się tu i ówdzie, nie po to, byśmy mogli się zachwycać talentem ekipy odpowiedzialnej za odświeżenie gry, ale po prostu po to by całość robiła nieco lepsze wrażenie na odbiorcy. Kolejne poprawki widać w wyższej jakości teksturach, które nie mają się czego wstydzić, choć poprawki naniesiono tylko w niektórych miejscach. Nieco lepiej zdaje się wyglądać również woda oraz tryskająca dość gęsto krew. Gdzieś tam można też zauważyć nieco lepsze efekty cząsteczkowe. Robotę wykonuje ponadto gęstsza mgła i ogólnie większa ilość pojawiającego się z różnych powodów dymu, przez co otoczenie wydaje się bardziej "naturalne" - nie świeci pustkami. Wydarzenia często obserwujemy przez inny filtr barwowy niż to miało miejsce w oryginale. Wiele lokacji wygląda w rezultacie inaczej i nie każdemu się to spodoba, nawet jeżeli w akcji wypada nieźle. Zerknijcie chociażby na poniższe porównanie.

I na tym poprawki w kwestiach wizualnych się kończą. Nietrudno po moim opisie oraz powyższym wideo wywnioskować, że faktycznie coś zmieniono, no ale na dłuższą metę, szału to nie robi. O ile można narzekać więc na jakość, tudzież obszerność technicznych szlifów, gra wygląda i tak na tyle dobrze, że brak większych poprawek z punktu widzenia rozgrywki zupełnie nie przeszkadza - wątpliwości pojawiają się dopiero, gdy przed oczami mamy cenę remastera.

Gearbox na szczęście zadbało o to, żeby Full Clip Edition przynosiło coś więcej niż tylko szlify. Chyba najfajniejszym bonusem jest podmiana głównego bohatera na Duke'a Nukema. Książę wkracza do akcji w ramach Duke Nukem’s Bulletstorm Tour i sypie na lewo i prawo swoimi charakterystycznymi kwestiami. Pojawia się sporo nowych linii dialogowych, choć głównie, a w zasadzie tylko, ze strony Duke'a - nasi towarzysze oraz napotkani przeciwnicy nie zwracają uwagi na to, czy gadają z Księciem czy Graysonem Huntem. Zdarza się też, że Duke wypowiada te same kwestie, co oryginalny protagonista. Generalnie Gearbox nie siliło się w tej kwestii i zrobiło ją przy wykorzystaniu możliwie najprostszych środków, ale mimo to powtórne zaliczenie kampanii by usłyszeć charakterystyczne teksty jest warte świeczki. Problem jest tylko taki, że dodatek z Dukiem dodano jedynie do pre-orderów i specjalnej, o kilka euro droższej edycji gry, a czy będzie on dostępny później w osobnej sprzedaży, tego nie wiadomo. To dość spory, jak nie ogromny minus.


Screeny z Bulletstorm: Full Clip Edition (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?