Jak na Ghost Recon w nazwie przystało, Wildlands może pochwalić się pewnymi "taktycznymi ficzerami", jak oznaczanie wrogów przy pomocy lornetki, latający dron oraz wydawanie rozkazów. W trakcie rozgrywki towarzyszy nam trzech kompanów, stale nas wspierających i przyjmujących proste rozkazy (niestety zbyt proste). Jak na jednostki sterowane przez komputer, nie zachowują się oni źle, choć trzeba przyznać, że czasami ich obecność potrafi irytować. Sprawiają oni bowiem wrażenie, jakby byli kręcącymi się koło naszego tyłka "przydupasami". Z drugiej strony, gdy dochodzi do gęstej wymiany ognia, obecność kompanów jest nieodzowna. Wbrew wielu innym grom, są oni faktycznie przydatni w boju i potrafią sprawnie eliminować przeciwników, także z ukrycia, gdy korzystamy z zabójczo precyzyjnego synchronicznego strzału. Nie musimy też specjalnie przejmować się kumplami, bo gdy odjedziemy na misję bez nich, po chwili przeteleportują się do naszego wozu lub w miejsce docelowe, gdy np. jedziemy jednoosobowym motorem.
I choć w Wildlands jak najbardziej da się grać samotnie, co chociażby w The Division było raczej uciążliwe, to gra nabiera rumieńców dopiero w kooperacji. W zasadzie na każdym kroku widać, że stworzono ją do wspólnego grania. Jeżeli macie choćby jednego chętnego kumpla do zabawy, to gwarantuję Wam, że spędzicie tu dziesiątki fantastycznych godzin. Wzajemna współpraca, pomaganie sobie w trakcie wymiany ognia czy dbanie o to, aby nasz wspólnik nie dostał zbyt wielu kulek w plecy - to wszystko działa tu absolutnie rewelacyjnie. Brak konkretnej ciągłości fabuły sprawia zaś, że nawet grając z kimś, kto zaliczył większy procent kampanii, nie czujemy się jakbyśmy coś stracili – najwyżej nadrobimy sobie później zaległe misje. To jeden z najbardziej przemyślanych co-opów na rynku i za to należą się twórcom głośne oklaski.
Wspomniałem, że strzela się tu fajnie, ale nie znaczy to, że każda wymiana ognia jest szalenie emocjonująca. Sporym niedociągnięciem jest głupota przeciwników. Anemiczne chowanie się za osłonami i okazyjne podrzucenie granatu pod nasze nogi to w sumie maksimum ich możliwości. Wrogowie zadają jednak bardzo duże obrażenia, przez co nawet na niskim poziomie trudności gra potrafi sprawiać kłopoty i niekiedy trzeba wykonać taktyczny odwrót. Ubisoft poszło więc poniekąd na łatwiznę, co szczególnie przeszkadza przy taktycznym stylu rozgrywki.
Z innych upierdliwych elementów można wymienić m.in. brak umiejętności skakania naszego bohatera (co ciekawe, w schemacie sterowania mamy spację przypisaną do "skoku"), która sporadycznie by się przydała; oraz klasycznego przyklejania się do osłon. Animacje w ogóle są momentami dość drętwe i niezbyt naturalne, co jest dziwne, bo Ubi w tej kwestii zawsze było liderem. Nasza postać potrafi się wspiąć na murek, ale zamiast zostać na platformie, upierdliwie przeskakuje na dół, co niejednokrotnie przeszkadzało mi w realizacji zamierzonego celu oraz wspięciu się na dach, z którego mógłbym oddać kilka celnych strzałów. Jest też sporo mniejszych bugów, jak przenikanie przez obiekty, klinowanie się w niektórych miejscach, itp. Są to jednak problemy wieku dziecięcego, które powinny wyeliminować kolejne łatki.
W Wildlands nie zabrakło mikropłatności. Są co prawda opcjonalne, ale Ubisoft dość chytrze kusi do ich zakupu -niekoniecznie graczy z Polski, bo ceny są zawrotne. Za głupią naszywkę z flagą danego kraju na plecak zapłacimy kilkaset kredytów, co daje nam około 10 zł. Oprócz tego nabędziemy malowania na twarz postaci, pakiety broni (gdyby nie chciało Wam się szukać jakiegoś gnata po całej mapie) i nowe ciuchy. Aha, nie wspomniałem nic o dostępnych w grze gnatach. Tych jest od groma - od pistoletów, po ich maszynowe odpowiedniki, przez karabiny i ich ciężkie wersje, aż po strzelby i różnego rodzaju snajperki. Wybór jest przeogromny, a jakby tego było mało, niemal każde narzędzie mordu możemy ulepszać, zmieniając np. celownik i dokupując większy magazynek.
W finalnym rozrachunku Ghost Recon: Wildlands nie zawodzi jako gra sandboksowa, dostarczając wręcz przerażająco ogromny świat, w którym można zatopić się na wiele godzin. Choć siłą rzeczy z czasem do rozgrywki zaczyna wkradać się monotonia, wirtualna Boliwia jest na tyle ciekawa, że chce się wracać i eksplorować ją wzdłuż i wszerz. Nie gramy tu dla fabuły, bo ta jest jedynie dodatkiem, ale dla samej chęci przebywania w tym świecie. Ta dodatkowo wzrasta, gdy do rozgrywki zaprosimy znajomych albo trafimy na ogarniętego nieznajomego po drugiej stronie komputera. Jeżeli lubicie sandboksową formułę, na pewno się tu odnajdziecie, nawet grając samotnie.
Jeśli natomiast nie złapiecie bakcyla podróżnika i nie wchłonie Was klimat kartelowej wojny podanej z lekkim przymrużeniem oka, odpadniecie pewnie już po kilku godzinach, zanudzeni piaskownicową powtarzalnością.
Świetna |
Grafika: Grafika trzyma nierówny poziom, bo na detalach ultra i bardzo wysokich jest wręcz oszałamiająca, ale gdy zjedziemy z ustawieniami niżej, zaczyna robić się nieciekawie. Jeżeli nie macie dość mocnego sprzętu, to wiele stracicie, bo piękne widoki to jeden z mocniejszych punktów Wildlands. |
Świetny |
Dźwięk: Udźwiękowienie jest bardzo dobre, z klimatycznym soundtrackiem na czele, i w zasadzie ciężko napisać coś więcej. |
Dobra |
Grywalność: Fani sandboksów, czerpiący frajdę z oczyszczania terenów, wykonywania pomniejszych zadań pobocznych i zwiedzania potężnej i ciekawej mapy, będą zachwyceni. Jeszcze lepiej, gdy znajdą partnerów do kooperacji. Przeciwnicy gier-piaskownic powinni poszukać innej produkcji, bo Wildlands ich nie przekona do tego schematu. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Ubi się nie sili i ponownie wykorzystuje sprawdzone pomysły. Plusik za udany co-op. |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Pod względem fizyki gra zawodzi, bo destrukcja otoczenia jest naprawdę skąpa, a nasz bohater sprawia wrażenie, jakby był na stałe przyklejony do ziemi. Już nawet Geralt był bardziej mobilny. |
Słowo na koniec: Ghost Recon: Wildlands nie jest przełomowym sandboskem, na który warto było czekać długie lata, ale jako reprezentant swojego gatunku, spisuje się naprawdę dobrze. To po prostu udana gra z ogromnym światem i świetnym terenem. Nie ma w niej jednak niczego na tyle unikatowego, by na dłużej została w naszej pamięci. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler