Swoistym remedium, a zarazem bardzo istotnym elementem zabawy, są nasi towarzysze. W wielu grach korzystamy z nich wyłącznie wtedy, gdy dochodzi do jakiejś konfrontacji. Tutaj możemy zrobić użytek z ich wyjątkowych umiejętności prawie zawsze, gdy zachodzi ku temu potrzeba. Okazyjnie co prawda nie możemy tego zrobić i musimy samodzielnie rozwiązać problem, najczęściej jednak nie jest to narzucone. Każdego kompana (maksymalnie 3) warto wyspecjalizować w czym innym, aby później sprawnie reagować na komplikacje. Mocno wpływa to na przebieg zabawy, sprawiając, że jest ona bardziej zróżnicowana i emocjonująca.
Jeśli chodzi o pojedynki, przebiegają one w systemie turowym. Starć, zwanych tu kryzysami, najczęściej można uniknąć, ale czasem jesteśmy zmuszeni do tego, aby stawić czoła przeciwnikowi. Pojedynki, mimo że są stosunkowo powolne i nieszczególnie emocjonujące, fajnie zmieniają tempo i sprawiają, że jest jakaś odmiana. Największy problem leży w tym, że kryzysy nie wymagają od nas prawie żadnego myślenia. Chodzi wyłącznie o to, aby pozbyć się przeciwnika, nim uda mu się to zrobić z nami. Dużo w tym losowości, a taktyki zero. Pomimo tego dobrze wspominam każdą walkę (choć niektóre lekko się dłużyły - szczególnie podczas tury przeciwnika) i chciałbym, aby było ich nieco więcej. Nie tyle, co w Tyranny, może bliżej Pillars of Eternity, ale więcej.
Pewien niedosyt poczułem również po dobrnięciu do finału. Zabrało mi to mniej więcej 35 godzin i choć przygoda była wyśmienita, zakończenie nadeszło trochę znienacka. Wiele wątków pozostało niewyjaśnionych. Niemało pytań bez odpowiedzi. Wydaje mi się, że kolejne 10 godzin i mielibyśmy produkt kompletny. Pozostaje w związku z tym liczyć, że inXile przygotuje nam niebawem jakieś rozszerzenie. Może w jego ramach wszystko się wyjaśni.
Jeśli chodzi o sprawy czysto techniczne, Tides of Numenera nie ma się czym popisać, ale i nie musi. Śmiga na silniku graficznym Unity. Nie straszy ani projektami lokacji, ani postaci (choć niektóre animacje są dość kiepskie). W przypadku tych pierwszych potrafi nawet zaintrygować. Najważniejsze, że całość jest przejrzysta i solidnie połączona w jedną całość, łącznie z interfejsem użytkownika… albo i z nim na czele.
Także pod względem dźwiękowym jest w porządku. Nie dajcie się jednak złapać na marketing związany z dubbingiem. Ten faktycznie jest i wykonano go w pełni profesjonalnie, a obsada robi wrażenie, tyle tylko, że kwestii dialogowych czytanych przez polskie gwiazdy jest zaledwie garstka. Ja o tym wiedziałem, więc szoku nie było, ostrzegam pozostałych.
Podsumowując, Torment: Tides of Numenera to jedna z najlepszych, ale zarazem najbardziej unikatowych gier RPG ostatnich lat. Dajcie jej szansę, podejdźcie z otwartym umysłem, a na pewno się nie zawiedziecie. Pamiętajcie jednak, że to nie opera kosmiczna pokroju Mass Effect, ani lekkie fantasy w stylu Dragon Age. To świat pełen szarości i dojrzałości, którego główny bohater nie dba o innych. Chce wiedzieć, jak ocalić swój własny tyłek, a że przy okazji robi inne rzeczy, to już efekt uboczny.
Dobra |
Grafika: Niektóre elementy potrafią zaintrygować, stylistycznie jest świetnie, ale technicznie nie ma szaleństwa. |
Dobry |
Dźwięk: Polski dubbing brzmi bardzo dobrze, jest go jednak mało. Muzyka i efekty na duży plus. |
Genialna |
Grywalność: Pochłania bez reszty, jeśli przełkniecie tysiące linii dialogowych. |
Genialne |
Pomysł i założenia: Przygoda, jakich próżno szukać gdzie indziej. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Dużo akcji toczy się w naszej wyobraźni, nie jest to jednak w żadnym razie wada. |
Słowo na koniec: Jeden z najlepszych, klasycznych RPG w jakie grałem. Nie jest idealnie, ale mimo wszystko trzeba zagrać! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler