Zawsze mam straszny zgryz przy recenzowaniu gier z Enhanced Edition w tytule. I już nawet nie mówię tu o aplikacjach, które swoją wersję rozszerzoną dostają de facto niedługo po premierze. Pamiętamy, że zrobiono coś takiego z pierwszymi dwoma Wiedźminami, a niedawno z Wasteland 2 oraz Divinity: Grzech Pierworodny. Takie zabiegi twórców wynikają z ciągłej pracy nad danym produktem i nie budzą większych kontrowersji (tym bardziej że dla osób kupujących oryginał, poszerzenie o Enhanced Edition jest udostępniane za friko). Inaczej natomiast ma się sprawa „odgrzewania” w taki sposób hitów sprzed lat. Ot np. nie tak dawno całkiem ciepło zostały przyjęte edycje rozszerzone dwóch Baldur's Gate i pierwszego Icewind Dale. Wprawdzie nie były to żadne arcydzieła, ale pododawano trochę treści, z lekka odmieniono mechanikę, a całość dostosowano przy okazji do urządzeń mobilnych. Efekt jako-tako mógł się podobać.
Teraz natomiast mam spory problem z innym starociem, System Shock: Enhanced Edition, pierwotnie wydanym w 1994 roku za sprawą firmy Looking Glass Studios, obecnie dostępnym w odświeżonej formie za sprawą Night Dive Studios. Z jednej strony, to wciąż interesująca i niezwykle klimatyczna pozycja, jednak „połebkarskie” zmodernizowanie gry nie wnosi w zasadzie niczego, co mogłoby ją odróżnić na tle pierwowzoru. Choć klasyk sam w sobie ma „to coś”, tak sięganie do naszych portfeli, pod pretekstem Edycji Rozszerzonej, przy minimalnym wkładzie własnym bardzo mi się nie podoba.
Na wstępie od razu odniosę się do moich zarzutów względem praktycznie zerowego podrasowania produkcji. Poprawiono tu dosłownie kilka elementów, co i tak zrobiono w zbyt małym stopniu. Jedną z „nowości” jest np. podrasowana rozdzielczość. HD? Full HD? 4k? Zapomnijcie. Po wprowadzeniu ulepszenia System Shock można wyświetlać w rozdziałce – uwaga, uwaga! – jedynie 1024x768 pikseli. To stanowczo za mało. Jesteśmy daleko nawet za połową dzisiejszego standardu. Oprócz tego, usprawniono sterowanie myszą i wprowadzono drobne modyfikacje do interfejsu, i tu jednak trudno bić komukolwiek brawo. Interfejs wydawał mi się nieczytelny i z lekka uciążliwy, a sterowanie mozolne i mało precyzyjne. Finalnie, wyeliminowano jeszcze znaczną ilość występujących w oryginale bugów (nie grałem w oryginał, więc nie wiem ile w tym prawdy – niemniej usterek nie uświadczyłem, można więc temu zawierzyć).Co jeszcze zmieniono? Otóż nic. Na tym nowości się kończą. Stanowczo za mało, jak na starocia, za którego GOG liczy prawie cztery dyszki polskich złotych. Pole do popisu było większe.
Mimo powyższego nie chcę zabrzmieć skrajnie pesymistycznie, bo produkcja potrafi dostarczyć zaskakująco dużo frajdy. Moje zarzuty wycelowane są przede wszystkim w politykę wydawcy, który za całkiem wysoką cenę nie zaoferował nam w zasadzie niczego znaczącego. Natomiast sama gra wciąż słusznie może się podobać, a jej wiek nie jest w żadnym wypadku wadą samą w sobie - chociaż od premiery minęło ponad 20 lat!
Koniec ujadania, czas powiedzieć coś konkretnie o grze. System Shock często jest przywoływany jako swego rodzaju pierwowzór dla bardzo cenionego Bioshocka. Mamy tu do czynienia z pierwszoosobową grą akcji wzbogaconą o wyraźne motywy charakterystyczne dla produkcji cRPG. Przenosimy się w przyszłość do roku 2072, na stację kosmiczną zwaną Cytadela. Naszym podopiecznym będzie bezimienny haker, któremu korporacja TriOptimum – będąca właścicielem Cytadeli – wszczepiła pewien implant neuronowy. Była to operacja inwazyjna, w celu rekonwalescencji więc nasz heros musiał zostać poddany półrocznej śpiączce. Po przebudzeniu rzeczywistość okazała się jednak złowieszcza: Cytadela została opanowana przez sztuczną inteligencję, komputer pokładowy Shodan, w wyniku działań której cała załoga placówki została zabita. Co więcej, grasują tu teraz sterowane przez komputer mutanty i roboty, a sam Shodan planuje – przy pomocy specjalnego lasera – zniszczyć życie na Ziemi. Nasz bohater postanowi jednak opanować sytuację i ostatecznie zniszczyć złowrogą maszynę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler