Testowałem niedawno przedpremierową wersję Sword Coast Legends i koniec końców miałem dość mieszane odczucia. Udostępnione tam tryby rozgrywki wydawały mi się dość sztampowe, niemniej wtedy jeszcze nie miałem okazji pograć w jakikolwiek fragment kampanii, ciężko więc było wydawać nawet namiastkę ostatecznego werdyktu. Teraz, z pewną przykrością, muszę stwierdzić, że niestety spełnia się ta bardziej pesymistyczna wizja. Sword Coast Legends nie jest może grą złą, ale mamy do czynienia z tytułem bardzo mało złożonym i zbyt zbliżonym do typowego hack’n’slasha, by w pełni zadowolić sympatyków klasycznego podejścia do gier fabularnych. A to stanowczo za mało jak na dzieło sygnowane nazwą D&D5 i światem Forgotten Realms.
Wcielamy się tu w członka niejakiej gildii Order of the Burning Dawn (wybaczcie, nie lubię bawić się w nieoficjalne tłumaczenia). W momencie rozpoczęcia przygody naszemu człowiekowi przyjdzie trudnić się ochroną karawany, zmierzającej do miasta Luskan (już kiedyś je odwiedziliśmy przy okazji pierwszego Neverwinter Nights). I choć przez większość trasy podróż wydawała się spokojna, sytuacja zmienia się z sekundy na sekundę. Najpierw naszego podopiecznego dręczą dziwne sny, a kolejno karawana zostaje napadnięta przez tajemniczych napastników. Rzecz jasna szybko okaże się, że nie był to zwykły napad, a początek grubszej intrygi. Z prostego „karawan-guarda” ostatecznie urośniemy do wysokiego rangą bohatera, który - wraz z maksymalnie trójką innych kompanów - ocali świat przed czyhającym w ciemnościach złem. Ale to tyle, jeśli chodzi o szczegóły, nie chciałbym zdradzać zbyt wiele. Jak taki scenariusz wypada w praniu?
Generalnie fabuły nie zaliczałbym do jakichś arcydzieł literatury światowej. Ot zwykła opowieść, pozbawiona większych zwrotów akcji i bardziej szokujących momentów. Podobnego rodzaju historyjek widzieliśmy już całą masę. Zwraca natomiast uwagę coś innego, a mianowicie – zaskakująco fajnie rozpisane dialogi i ciekawi bohaterowie (szczególnie ci, których przyłączamy do drużyny). Prowadzone z nimi rozmowy są autentycznie intrygujące i potrafią okazyjnie zrzucić z krzesła. Wszystkie postacie są dość głębokie, z wyraźnie nakreśloną osobowością. W tej kwestii nie mam akurat żadnych zastrzeżeń.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler