Woolfe: The Red Hood Diaries (PC)

ObserwujMam (2)Gram (1)Ukończone (0)Kupię (2)

Woolfe: The Red Hood Diaries (PC) - recenzja gry


@ 12.04.2015, 13:31
Adam "Dirian" Weber
Chwalmy Słońce!

Kickstarter tchnął życie w wiele ciekawych tytułów, które bez wsparcia społeczności nie miałyby szans na zaistnienie. Jedną z pozycji ufundowanych przy pomocy dobrowolnych dotacji jest bohaterka niniejszej recenzji, czyli Woolfe: The Red Hood Diaries.

Kickstarter tchnął życie w wiele ciekawych tytułów, które bez wsparcia społeczności nie miałyby szans na zaistnienie. Jedną z pozycji ufundowanych przy pomocy dobrowolnych dotacji jest bohaterka niniejszej recenzji, czyli Woolfe: The Red Hood Diaries. Mówimy tu o interesująco zapowiadającej się platformówce, osadzonej w alternatywnej wersji baśni o Czerwonym Kapturku. W czystej teorii projekt miał duże szanse na stanie się czarnym koniem tegorocznych platformówek, w praktyce jednak nie wszystko działa tutaj jak należy.



W dziele niezależnego studia Grin wcielamy się w tytułowego Kapturka. Od razu wypada zaznaczyć, że nie jest to klasyczna adaptacja bajki, w której babcię dziewczynki w czerwonej pelerynie zjadł wredny wilk. Fabuła rozpoczyna się w momencie, gdy nastoletni już Czerwony Kapturek dowiaduje się o tajemniczej śmierci swojego ojca, pracującego w fabryce i samotnie, przy pomocy - a jakże - babci, wychowującego córkę. Dziewczyna nie wierzy w to, że zgon staruszka był wypadkiem i wyrusza w poszukiwaniu B.B. Woolfe'a, słynącego ze złej opinii prezesa firmy Woolfe Industries. Cel jest odgórny - zemsta.

Po krótkim wstępie trafiamy do wspomnianej fabryki i ruszamy na poszukiwanie pierwszych poszlak, dotyczących zarówno okoliczności śmierci ojca, jak i miejsca przebywania złego szefa instytucji. Czas akcji to mniej więcej okres rewolucji przemysłowej - jest to więc epoka pary, pierwszych maszyn i całej masy żelaznych rur. Czerwona peleryna Kapturka dosłownie kontrastuje na tle otoczenia. Przygotowane przez twórców etapy nie są piękne, ale zachwycają wizją artystyczną. Oprócz fabryki zwiedzimy też m.in. kolorowy las czy coś w rodzaju alternatywnej przestrzeni, przywodzącej na myśl świat wykreowany w Alice: Madness Returns lub filmy Tima Burtona. Etapy są o tyle ciekawe, że przygotowano je w 2.5D - możemy poruszać się nie tylko do przodu / tyłu i w górę / dół, lecz także w głąb. To zdecydowanie najmocniejszy punkt Woolfe.

Woolfe: The Red Hood Diaries (PC)

Nie gorzej wypada sam Kapturek. Nie jest to grzeczna, piątkowa uczennica, lecz buntowniczka z wyboru. Czerwona peleryna skrywa jej pewne siebie, punkowe oblicze. Jeżeli ktoś jeszcze wątpi w zamiary koleżanki, to wszystko tłumaczy obecny w jej rękach topór. Narzędzie mordu przydaje się w trakcie walki, która jest tutaj obecna, aczkolwiek zrealizowana dość... średnio. Dziewczę prócz standardowych ciosów potrafi wyprowadzać rozmaite kombosy, a z czasem nawet rzucać siekierą, by ta po chwili wróciła jak bumerang. Problem leży jednak w kwestii przeciwników, którzy, niezależnie od rodzaju (a tutaj też zbyt wielkiego wyboru nie ma), są po prostu głupawi. Rzucają się na nas z reguły tłumem, a my po prostu wywijamy toporem na oślep. Co więcej, nie ma tu systemy blokowania ciosów, więc chcąc nie chcąc i tak obrywamy, ale paść tu zwyczajnie ciężko, bo z niemal każdego zabitego oponenta wypadają regenerujące zdrowie czerwone kulki, podobnie jak niebieskie, uzupełniające coś w rodzaju paska many, upływającego po wyprowadzaniu uderzeń specjalnych. Czasami tylko trafimy na kogoś silniejszego, kto potrafi parować ciosy topora, w efekcie czego musimy pomęczyć się nieco dłużej.

Nie zawsze trzeba jednak walczyć, bo są etapy, gdzie możemy sprytnie przekraść się tuż za plecami wrogów. Przydaje się to szczególnie przy okazji pierwszego poziomu, gdzie strażnicy-roboty potrafią stać na baczność i reagować jedynie na głośne tupnięcie obcasa Kapturka, tudzież po wejściu dziewczyny w ich pole widzenia. Ogólnie więc mamy wybór czy chcemy to rozwiązywać siłowo, czy jednak po cichu. Obie metody są w sumie równie skuteczne. Nieco inaczej wypadają walki z bossami, składające się z kilku etapów. Nie jest to nic wymyślnie specjalnego - najczęściej najpierw musimy ubić drobne karykatury, później nadchodzi np. unikanie wypływających zewsząd trujących oparów, a na koniec możemy skopać tyłek szefowi tej zgrai. Nic specjalnie trudnego, choć do każdego starcia podchodziłem przynajmniej 3-4 razy, zanim pokapowałem się, o co tutaj chodzi. Nieco irytujący jest fakt, że niektóre elementy otoczenia, jak np. wspomniany trujący dym, potrafią zabić przy pierwszym kontakcie, z kolei etap dalej, podobna przeszkoda odbiera tylko część zdrowia, co doprowadza do niepotrzebnych zgonów. Checkpointy są jednak dość regularne.

Mechanika rozgrywki, prócz walki, to przede wszystkim elementy zręcznościowe. Dużo tu całkiem nieźle zrealizowanego i dającego frajdę przeskakiwania pomiędzy rzekami czy niebezpiecznymi przepaściami, jest też trochę wspinania, uciekania i tylko odrobina prostych zagadek logicznych. Najbardziej wymagające są chyba te etapy, gdy musimy unikać "agresywnych" elementów otoczenia pokroju wirujących wałków z kolcami, itp. Taki platformówkowy standard, szkoda że nie pokuszono się o jakieś bardziej oryginalne rozwiązania.

Woolfe: The Red Hood Diaries (PC)

Mieszane odczucia budzi warstwa techniczna Woolfe: The Red Hood Diaries. Brakuje tu na szczęście większych bugów, które odrzucałyby od zabawy, ale miejscami widać, że 72 tysiące $ zebrane przez twórców na Kickstarterze albo zostały źle rozdysponowane, albo okazały się być zbyt małą kwotą do dokładnego doszlifowania tytułu. Najbardziej irytują liczne niewidzialne ściany, które momentami bywają frustrujące. Inne niedoróbki to "tak sobie" zaprojektowani przeciwnicy, jak i bossowie - pierwszy z nich, gigantyczny szczur, przypomina wyrzucony do kosza projekt testowy początkującego grafika. Ulepszyć można by też omawiany wcześniej system walki czy wprowadzić większe urozmaicenie wśród przeciwników, no ale na to jest już za późno. Twórcy już teraz wspominają jednak, że kontynuacja jest w drodze - jeżeli wyciągną wnioski z problemów pierwowzoru, to "dwójka" ma szansę być znacznie ciekawszym tytułem.

Mimo niemałej garści niedoróbek przy Woolfe: The Red Hood Diaries bawiłem się całkiem nieźle. Głównie za sprawą fajnie zaprojektowanych lokacji, które choć pod żadnym względem nie zachwycają, zapewniają sporo frajdy; może z uwagi na walory artystyczne. Nie zawodzi też postać punkowego Czerwonego Kapturka, która w zasadzie co chwilę do nas przemawia, opowiadając o swoich zamiarach i przypuszczeniach, a nawet rzucając sporadycznie jakiś potrafiący wywołać uśmiech na twarzy tekst. Gra jest jednak dość krótka - starcza na około 2.5-3 godziny zabawy, ale rekompensuje to niską ceną, ustaloną na 9.99 euro (na dzisiaj około 40 zł). Choć nadal jest to jak dla mnie nieco za wysoka kwota, to w razie obecności przygód Kapturka na steam-owej wyprzedaży, można dać im szansę.


Długość gry wg redakcji:
3h
Długość gry wg czytelników:
nie podano

oceny graczy
Dobra Grafika:
Ciekawa warstwa artystyczna lokacji, ale pod względem technicznym możliwości Unreal Engine 3 wykorzystano dość słabo.
Dobry Dźwięk:
Muzyka sobie jest i chyba tyle można o niej powiedzieć. Plus za to, że Kapturek jest rozgadany i sporo nawija w trakcie zabawy, przykuwając tym samym naszą uwagę do fabuły.
Dobra Grywalność:
To taka typowa, niegórnolotna platformówka - gra się w nią przyjemnie dla zabicia czasu, ale jeżeli macie go niewiele, to są lepsze tytuły do ogrania.
Dobre Pomysł i założenia:
Ciekawa wizja świata, ale nic poza tym - reszta to standardowe dla gatunku elementy, nie zawsze zrealizowane w zadowalającym stopniu.
Przeciętna Interakcja i fizyka:
Otoczenie nie jest zbyt podatne na interakcję. Czasami przekręcimy jakąś śrubę, innym razem rozwalimy skrzynki. Nic specjalnego.
Słowo na koniec:
Woolfe: The Red Hood Diaries jest produkcją przeciętną. Ani słabą, ani specjalnie dobrą. Jeżeli lubicie platformówki i nie macie w co grać, a do tego jesteście fanami podobnych klimatów, to powinniście być zadowoleni. Ja bawiłem się całkiem nieźle, ale rynek pełny jest lepszych platformerów.
Werdykt - Dobra gra!
Screeny z Woolfe: The Red Hood Diaries (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?