AKTUALIZACJA: recenzja została uzupełniona o wrażenia z całej gry - znajdziecie je na drugiej stronie.
Uwaga! Poniższy tekst dotyczy pierwszego epizodu gry Resident Evil: Revelations 2. Końcową ocenę, wraz z wrażeniami z pozostałych odcinków, wystawimy po ukazania się ostatniej części produkcji w połowie marca.
Podczas grania w Resident Evil: Revelations 2 uświadomiłem sobie jedną rzecz – z produkcji, na które czekam wychodzą “gunwa”. Akurat w przypadku wspomnianej gry teoria ta nie sprawdza się w 100%, ale po ograniu pierwszego epizodu jestem zawiedziony. Nie to, że tytuł jest kompletną klapą, ale po bardzo udanej pierwszej części, liczyłem na przynajmniej równie dobrą pozycję, a dostałem grę o klasę niżej.
Zainteresowani tematem z pewnością znają założenia fabularne, ale warto je przypomnieć. Zabawa rozpoczyna się na jakiejś imprezie, na której znajduje się Claire Redfield oraz Moira Burton (córka Barry’ego Burtona). Panny zostają porwane i osadzone na opustoszałej (przynajmniej przez ludzi) wyspie. Reszty można się domyślić: walka o przetrwanie, rozwikłanie zagadki „co, kto i dlaczego?” itd. Pisząc w skrócie, nic specjalnego. Nie mam jednak zamiaru narzekać na historię, gdyż nie poznałem jeszcze pozostałych odcinków, wiec kto wie jak się to wszystko rozwinie.
Rozgrywka na początku rokuje całkiem dobrze, oto bowiem wychodzimy bezbronni z celi, przemieszczamy się po obskurnym korytarzu, znajdujemy poruszające się delikatnie pod płachtą ciało czegoś, docierają do nas niepokojące dźwięki – ogólnie jest mrocznie, posępnie i klimatycznie. Czar jednak pryska dość szybko, kiedy okazuje się, że twórcy gry postawili na akcję. Przez jakieś 2 godziny potrzebne na zaliczenie pierwszego epizodu, głównie walczyłem z licznymi przeciwnikami, przy czym końcówka pierwszej połowy odcinka to już całkowita masakra z użyciem niecodziennego miotacza ognia i w ogóle.
Amunicji raczej nie brakuje, jeżeli często trafia się przeciwników w głowę. Zresztą na regularnych typów nie potrzeba nawet i tego, wystarczy nóż, albo łom dzierżony przez Moirę oraz system uników. Oczywiście metoda nie sprawdza się podczas starć z grupkami wrogów, ale z racji, że dość często spotykamy pojedyncze egzemplarze stworów, to łatwo zaoszczędzić naboje. Tak czy siak, w Resident Evil: Revelations 2 głównie się strzela, albo walczy w inny sposób. Zagadek na razie nie ma, chyba, że ktoś do takowych zalicza włączenie prądu, by móc zabrać część mechanizmu, potrzebnego do otwarcia bramy, czy też włączenie prądu (a jak!), by uruchomić dźwig.
Zabawa jest sztampowa i nijaka, o ile oczywiście liczyliście na porządny survival horror, gdyż jako gra akcji, tytuł sprawdza się jako tako. Warto jednak zauważyć, że mechanika wykorzystująca dwójkę postaci po prostu kuleje. Claire odpowiada za strzelanie, a Moira za eksplorację. Druga z wymienionych posiada latarkę, oświetlającą czasami drogę, ale również wykorzystywaną do oślepiania przeciwników. Jest to całkiem przydatna opcja, ale jak dla mnie to za mało, zwłaszcza, że po raz enty zrobiono z graczy matołów. Chodzi o rozmaite „poukrywane” rzeczy. Twórcy wpadli na „genialny” pomysł, że itemy będą mrugać, wskazując nam swoją pozycję. Niby nie jest to nic nowego, ale problem w tym, że aby je wziąć, Moira musi poświeci na nie latarką, coby stały się bardziej widoczne… Oprócz tego dziewczyna włada też łomem, który służy tylko do bicia i otwierania skrzyń w nudnej mini gierce.
Sytuacja zmienia się nieco w drugiej połowie odcinka, kiedy to przejmujemy kontrolę nad Barry Burtonem, podróżującym z dziewczynką potrafiącą wyczuwać potwory. Akcja trochę zwalnia, trzeba się więcej skradać, a na ilość amunicji należy zwracać uwagę. Zdecydowanie jest to ta lepsza część Revelations 2, ale i tak nie wynagrodziła mi w pełni średniej na jeża pierwszej połówki zabawy.
Wszystko to uzupełniane jest przez tryb szturmu, w którym zabijamy stworki na punkty, za które następnie kupujemy ulepszenia. Dodatkowo postać wchodzi na nowe poziomy doświadczenia, dające dostęp do kolejnych możliwości. Przed walką można dobierać uzbrojenie oraz umiejętności, dostosować postać itd. W szturmie dobre jest też to, że gra nie udaje, że jest horrorem.
Oprawa graficzna jest "taka se". Tytuł oczywiście ma swoje momenty, ale też nie jest to poziom, jaki powinny prezentować głośne tytuły w 2015 roku. Animacja postaci jest sztuczna, tekstury z bliska wyglądają co najwyżej średnio, tak samo, jak efekty wybuchów czy samego ognia. Krótko pisząc, grafika jest taka, jak i cały pierwszy epizod - średnia.
Jak wspomniałem na samym początku, Resident Evil: Revelations 2 samo w sobie złe nie jest, ale to nie miała być gra akcji, tylko kontynuacja produkcji, która przywróciła serię Resident Evil na właściwe tory. Niestety po raz kolejny deweloperzy postanowili zejść z dobrej drogi. Zobaczymy jak sytuacja rozwinie się w kolejnych trzech odcinkach, ale na wielką rewolucję raczej nie ma co liczyć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler