Materdea @ 17.11.2014, 14:09
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
W grach studia Double Fine jest coś magicznego – powie to każdy fan ich kolejnych tytułów. Ten magiczny pierwiastek udzielił się również kolejnym przygodom Wrena i Reynolda, a więc kontynuacji pierwszego Costume Questa.
W grach studia Double Fine jest coś magicznego – powie to każdy fan ich kolejnych tytułów. Ten magiczny pierwiastek udzielił się również kolejnym przygodom Wrena i Reynolda, a więc kontynuacji pierwszego Costume Questa. Jest więcej, lepiej i ciekawiej, czyli tak, jak być powinno!
W „dwójce” ponownie wcielamy się w trójkę towarzyszy halloweenowej niedoli. Domyślnie kierujemy tylko jednym nieborakiem, aczkolwiek podczas zabawy musimy przeskakiwać pomiędzy wszystkimi kompanami, gdyż każdy ma jakąś unikalną dla siebie umiejętność. Czasami musimy skorzystać z niej nie tylko po to, by popchnąć główną oś fabuły do przodu, ale także aby zdobyć część garderoby z nowego kostiumu lub inną znajdźkę.
Historia, podobnie jak w przypadku pierwszej odsłony, przedstawia losy święta, którego sloganem jest rozpoznawalne na całym świecie „cukierek albo psikus”. Niestety – znów jest zagrożone. Tym razem odpowiedzialny za ten fakt jest zły dentysta (cóż za ironia). Zatem nasi dzielni muszkieterzy ponownie muszą stawić czoła zagrożeniu oraz ocalić wszystkie cukierki w Stanach Zjednoczonych!
Scenariusz sam w sobie nie jest dziełem wybitnym, na co przygotowany jest chyba każdy, kto sprawdził poprzedniczkę. Na szczęście to nie on jest tutaj głównym daniem, więc bez obaw możemy pominąć ten element. Mimo wszystko fabuła mogłaby być… nieee, nie ma co się rozkręcać.
Pomysł na rozgrywkę nie zestarzał się za bardzo przez te 4 lata („jedynka” zadebiutowała w 2010 roku), więc Double Fine postanowiło pozostawić go w niemal pierwotnej formie. Elementem bazowym wciąż jest eksploracja poszczególnych lokacji w poszukiwaniu cukierków, stanowiących nasz główny surowiec. Oprócz tego musimy odwiedzać poszczególne domostwa z doskonale znanym hasłem na ustach. Tym razem jednak w drzwiach nie czają się na nas przebrzydłe gobliny, a „duchy czasu”, co warunkuje tło fabularne. Niemniej sam schemat jest ciągle ten sam – nasi bohaterowie dzięki swoim kostiumom transformują się w stylu, nomen omen, Transformersów i korzystają z ciosów oferowanych przez wspomniane przebrania.
Sama potyczka odbywa się w turach. Costume Quest 2 w porównaniu do poprzedniczki wprowadził podczas starcia sekwencje QTE – dzięki wyczuciu w przyciskaniu wyświetlających się na ekranie klawiszy możemy albo zmaksymalizować obrażenia z ataku, albo zminimalizować otrzymywane obrażenia. Różnica jest nieznaczna i de facto praktycznie nieodczuwalna, głównie dzięki (lub przez) niewygórowanemu poziomowi trudności. Jest po prostu łatwo i przyjemnie, a jeśli czasami walka nie pójdzie po naszej myśli, łatwo cofnąć się i rozegrać wszystko od nowa.
Ponadto świat ma zdecydowanie bardziej otwartą strukturę w porównaniu do pierwszego Costume Questa, aczkolwiek większe fragmenty terenu są, naturalnie, oddzielone klasycznym hubem, co też ma swoją rację bytu w nakreślonym scenariuszu. Wszystko za sprawą wspomnianego stomatologa – dzięki zawarciu paktu z pewną istotą, potrafił on otworzyć portal czasowy i przenieść naszych bohaterów o kilkanaście lat w przyszłość. To właśnie dom niegdysiejszych znajomych z piaskownicy stanowi przejście pomiędzy kolejnymi miejscami – różnymi nie tylko pod względem geograficznym, ale również i czasoprzestrzennym. A podzielono je dosyć tematycznie, dzięki czemu raz podziwiamy bagna i okoliczne miasteczko, a raz industrialną i futurystyczną metropolię.
Wspominając o „magicznym pierwiastku”, nie sposób nie wspomnieć o stylistyce. To ona w wielkim stopniu przyczynia się do takiego profilu gier Double Fine. Wszystko dzięki mocno cukierkowej i komiksowej oprawie graficznej. Kolory są naprawdę zróżnicowane, zaś barwy niesamowicie głębokie. Co prawda nie oglądamy niczego nowego od premiery pierwszej części, ale to chyba nieistotne. Klimatu dodaje również ścieżka dźwiękowa, także zasługująca na uwagę. Nie obraziłbym się, gdybym otrzymał ją oddzielnie, nawet w cyfrowym folderze obok gry, ponieważ doskonale obrazuje charakter nie tylko serii CQ, ale także i ekipy Tima Schafera.
Koniec końców Costume Quest 2 jest, moim zdaniem, udaną kontynuacją przygód Wrena i Reynolda – mającą swój charakterystyczny styl i urok. Tych cech grom od Double Fine można tylko pozazdrościć!
Dobra |
Grafika: Oprawa graficzna wciąż przyciąga wzrok (u fanów) i zarazem odpycha (tzw. hardkorowych graczy). Jestem zdecydowanie po tej pierwszej stronie barykady. |
Świetny |
Dźwięk: Soundtrack świetnie uzupełnia nieszablonowy oraz cukierkowy sznyt gry. |
Dobra |
Grywalność: Zabawa wciąga jak mało która, zaś kolekcjonerskie elementy tytułu (liczne znajdźki) równie mocno absorbują naszą uwagę. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Pomysł dobry - stworzyć kontynuację i jednocześnie więcej tego samego! |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Z wielu elementów otoczenia możemy zebrać bonusowy surowiec, a także m.in. usunąć go z obecnego miejsca. |
Słowo na koniec: Costume Quest 2 opiera się na doskonale znanych schematach... i bardzo dobrze! |
Werdykt - Dobra gra!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler