Materdea @ 25.03.2014, 18:26
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Kiedy Berlin, bo taki podtytuł miała nosić modyfikacja kampanii z oryginalnego Shadowrun Returns, znalazł pogłos wśród społeczności zgromadzonej wokół odnowionego kultu papierowego systemu RPG, studio Harebrained Schemes postanowiło wziąć twórców moda pod swoje skrzydła.
Kiedy Berlin, bo taki podtytuł miała nosić modyfikacja kampanii z oryginalnego Shadowrun Returns, znalazł pogłos wśród społeczności zgromadzonej wokół odnowionego kultu papierowego systemu RPG, studio Harebrained Schemes postanowiło wziąć twórców moda pod swoje skrzydła. Takim oto sposobem widzimy dzisiaj pierwszy pełnoprawny dodatek do nowego Shadowruna - Dragonfall!
Upadek Smoka, do sprawdzonych i całkiem sprawnie hulających mechanizmów, dorzuca kilka ciekawych rozwiązań, ale także oferuje świeżą historię oraz kilka fabularnych niuansów. Robi to bardzo dobrze i rozszerza zaprezentowane uniwersum o garść kluczowych postaci. Co ważne – ciekawych oraz nieszablonowych.
Trafiamy do futurystycznego Berlina w roku 2054, a pierwsze, co rzuca się w oczy w nowym miejscu, to zupełnie inne podejście do tematu metropolii – obecna stolica Niemiec jest wyraźnie mroczniejsza i posępniejsza od Seattle, widzianego w podstawce. Na ten efekt wpływa z pewnością fakt, iż w Berlinie nie ma konkretnego aparatu władzy. Miasto składa się z wielu niezależnych grup; odrębnych ideologicznie oraz kulturowo społeczności. Wyraźnie czuć, że miejsce akcji w Dragonfall ma swój specyficzny klimat i pozwala na znaczące rozbudowanie „shadowrunnowego świata”. Takie podejście bardzo mi się podoba!
DLC wprowadza do rozgrywki kilka znaczących zmian. Przede wszystkim, zarówno potyczki, jak i poruszanie się po odwiedzanych miejscówkach, prowadzimy w zespole. Oprócz tego zrezygnowano z wybierania linii dialogowych, by wklepać odpowiedni kod np. otwierający drzwi. Jeśli w zespole nie mamy postaci o klasie Decker (czyli odpowiednika hakera), to możemy pobawić się szczęściem i strzelać dane do konsoli na chybił trafił. Njważniejszym „ficzerem” Dragonfalla jest jednak zmiana systemu zapisywania postępów gry. Od teraz nie musimy ciągnąć długiego wątku do samego końca, by „zasejwować” rozgrywkę. Wystarczy wcisnąć F5 i patrzeć, jak na ekranie pojawia się napis „save complete” – działa to nawet w środku walki, co niesamowicie ułatwia wychodzenie z patowych sytuacji. To, co widzieliśmy w podstawowej wersji gry, było istną mordęgą, więc tym bardziej czekałem na konkretną poprawę tego mechanizmu.
Wracając jeszcze na moment do tematu drużyny, nie można nie wspomnieć o wzmożonej interakcji pomiędzy poszczególnymi jej członkami. Wspólne pogawędki na temat naszych ostatnich poczynań i wyborów to jeden z istotniejszych elementów angażowania się w życie ekipy. Co ciekawe, jeśli poprowadzimy rozmowę w odpowiedni sposób, nadarzy się możliwość uniknięcia konfliktowych sytuacji. Wiele potencjalnych bitew można rozwiązać bez niepotrzebnego przelewania krwi, co samo w sobie jest bardzo fajną sprawą. Taka nieliniowość przemawia za kupnem Dragonfalla.
Warto jeszcze napisać, iż długość samej kampanii jest ciut większa, tudzież taka sama (zależy, jak się prowadzi historię), jak w przypadku The Dead Man’s Switch - głównego scenariusza z podstawki. Ponadto na potrzeby tego rozszerzenie deweloperzy skomponowali oddzielną ścieżkę dźwiękową, która idealnie wpasowuje się w klimat produkcji.
Mimo wielu zmian na lepsze, podczas zabawy uwierały mnie dwa aspekty. Pierwszym jest brak możliwości obdarowywania kompanów przedmiotami z własnego ekwipunku. O ile posiadamy w teamie klasę, która potrafi leczyć współtowarzyszy, jest relatywnie dobrze. Gdy takiego jegomościa nie mamy, pojawiają się schody. Drugim zarzutem jest – ponownie – korytarzowość misji, a także lokacji. Schemat 1:1 wzięty z Shadowrun Returns i – w mojej opinii – niekoniecznie trafiony. Pomimo tego że możemy pominąć kilka zadań pobocznych (a nawet i głównych) oraz dowolnie dobierać kolejność ich wykonania, tak, czy siak, całość sprowadza się do przejścia z punktu A – czyli wejścia – do punkty B – wyjścia. Po drodze, być może, nadarzy się okazja do uniknięcia starcia, aczkolwiek o tym już wspominałem.
Jeśli miałbym komuś polecić Shadowrun: Dragonfall lub nawet zarekomendować kupno po premierowej cenie, to… zrobiłbym to. Głównie ze względu na bardzo intrygującą warstwę fabularną, parę ciekawych usprawnień (m.in. zapis np. w środku starcia) oraz stylistykę nowego miejsca – Berlina. To doskonałe urozmaicenie kolorowego Seattle, znanego z podstawowej wersji gry.
Dobra |
Grafika: Dragonfall działa na tym samym silniku graficznym co podstawowa wersja gry, niemniej jednak stylistyka futurystycznego Berlina jest nieco odmienna od Seattle. Mroczniejsza i posępniejsza. |
Dobry |
Dźwięk: Soundtrack spełnia swoje zadanie - cieszy, iż muzyka została skomponowana specjalnie na potrzeby tego dodatku DLC. |
Dobra |
Grywalność: Turowa warstwa potyczek oraz przemierzanie świata - to nie uległo żadnym zmianom. Dorzucono możliwość zapisywania gry w dowolnym momencie, co znacząco poprawiło komfort zabawy. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Spora zmiana klimatów w tym rozszerzeniu działa tylko na plus - futurystyczny Berlin spełnia swoje zadanie tak, jak nowe, nieszablonowe postacie oraz intrygujący scenariusz. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Razi brak możliwości obdarowywania kompanów swoimi przedmiotami z ekwipunku. |
Słowo na koniec: Shadowrun: Dragonfall pomimo drobnych potknięć jest warte zakupu za premierową cenę. To dobre rozszerzenie uniwersum! |
Werdykt - Dobra gra!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler