Goodbye Deponia (PC)

ObserwujMam (30)Gram (2)Ukończone (7)Kupię (2)

Goodbye Deponia (PC) - recenzja gry


@ 28.10.2013, 13:37
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Wydźwięk pożegnania Rufusa, Goal oraz całej zwariowanej paczki znajomych naszej dwójki pierwszoplanowych postaci był identyczny.

Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Wydźwięk pożegnania Rufusa, Goal oraz całej zwariowanej paczki znajomych naszej dwójki pierwszoplanowych postaci był identyczny. Goodbye Deponia to doskonałe zwieńczenie przygód cynicznego i aroganckiego pyszałka, jakim był (i nadal jest) Rufus. Choć momentami przytłacza zdecydowanie zbyt dużą ilością czarnego humoru, to mimo wszystko zasługuje na swoją gablotkę w „hall of fame” historii gier przygodowych.



Ponownie wcielamy się we wspomnianego we wstępie ciamajdę imieniem Rufus – spotykamy go zaraz po finale widzianym w Chaos on Deponia, poprzedniej odsłonie cyklu. Jedziemy podniebną kolejką w stronę Elizjum, swoistej utopii w rzeczywistości, gdzie wysypisko śmieci stanowi miejsce zamieszkania tysięcy osób. Oczywiście to nasza postać jest winowajcą całego zamieszania w postaci kolizji z pojazdem Organomu (służby powołanej do pilnowania porządku) i porwania przez nich ukochanej. Historia ponownie zatacza koło i znów musimy ruszyć na ratunek Deponii oraz Goal, gdyż obu tworom grozi niechybna zagłada.

Zadanie będzie jednak utrudnione. Protagonista jest zdolny do niewielu poświęceń, aczkolwiek kiedy trzeba wybawić z opresji wybrankę serca, gbura stać na wiele. Żeby uniknąć spoilerów powiem tylko, że w wyniku bliskiego kontaktu z samą Śmiercią oraz jej dziwaczną machiną do klonowania/wskrzeszania ludzi, Rufus zostaje stworzony na nowo w trzech egzemplarzach. Trzykrotnie więcej suchych żartów o popkulturze, rasizmie, seksizmie i handlu ludźmi. Taki humor mniej więcej od połowy zabawy towarzyszy nam już do samego końca.

Goodbye Deponia (PC)

Ten „ficzer” w postaci trzech pierwszoplanowych bohaterów (Rockstar ma godnych naśladowców) w Goodbye Deponia znalazł świetne zastosowanie. Mimo iż trafia do naszego wachlarza zagrań dopiero w drugiej części gry, to nie przeszkadza w tzw. wczuwce i świetnie wpływa na urozmaicenie gameplayu. W efekcie przejmujemy kontrolę nad każdą z jego kopii, zaś w wyniku niefortunnego splotu zupełnie losowych wydarzeń trafiają one do różnych, choć bardzo blisko rozmieszczonych, miejsc. Gdy już będziemy w bezpośrednim kontakcie z jakąkolwiek sylwetką Rufusa, wtenczas dołącza mechanizm podawania sobie przedmiotów posiadanych w ekwipunkach, co tylko śrubuje poziom trudności.

A propos tego właśnie elementu. Najnowsze dzieło niemieckiego studia Daedalic Entertainment odeszło niemal na dobre od modelu zagadek, w których filarem była analiza sytuacji – czytaj: kapka pomyślunku. Większość interakcji wykonujemy teraz „na czuja”, w miarę dynamicznie i napędzając narracyjną machinę oglądamy kolejne filmiki z udziałem pana kończącego swoją balladę o Deponii. Swoją drogą, również jego utwory nie są napisane z polotem i finezją, a słowa sklecono bardziej pod samą muzykę, aniżeli jakikolwiek przekaz. Choć to absolutna drobnostka, to jak najbardziej zauważalna dla każdego, kto ograł poprzednie odsłony serii.


Screeny z Goodbye Deponia (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?