Marzenie o ciepłej posadce producenta gier wideo, to na 100% niejeden cel dzisiejszego nastolatka (bardziej dwunasto- aniżeli siedemnasto-, aczkolwiek nie przesądzajmy). Później, niestety, życie boleśnie weryfikuje nasze plany na przyszłość. Jednak nie zamyka wszystkich drzwi, z których jedna para zarezerwowana jest dla dumnego tytułu „game producer” . I choć nie jest to zadanie niemożliwe, to z pewnością bardzo trudne. Na szczęście z pomocą przychodzi dzisiejszy „indyk” o nazwie Game Dev Tycoon, a który pozwala bardzo łatwo i szybko wcielić się w jednego z takich „game producerów”
Produkcja studia Greenheart Games to wymarzony prezent na urodziny domorosłych deweloperów. W pewnym stopniu stanowi taką uproszczoną wersję Simsów w „nerdowskich realiach”, gdzie nie robi się niczego innego za wyjątkiem kodowania i wymyślaniach kolejnych projektów na przyszły hit.
Rozpoczynając zabawę z Game Dev Tycoon trzeba mieć trzeźwą głowę, garść ciekawych pomysłów i troszeczkę znać się na panujących trendach. Ważne jest, by nie kombinować za bardzo, bo połączenie Obcych z symulacyjnym gatunkiem nie wyjdzie nikomu na dobre, a może znacznie uszczuplić budżet i tak nie najlepszego stanu konta niewielkiej firmy.
Startujemy jako jednoosobowy projektant, programista, grafik i marketingowiec w jednym. W niewielkim garażu ze starym pecetem na pokładzie musimy stworzyć kilka porządnych gier, by zebrać nieco kasy i przenieść się do większego pomieszczenia. Aby jednak zrealizować powyższy cel, koniecznie trzeba się postarać o 2-3 typowe szlagiery, które zbierają wysokie oceny w mediach. W pewnym stopniu przychylność prasy jest gwarantem na dobrą sprzedaż produktu, aczkolwiek nie jest to regułą. Przy średniej nocie 7,75, jedna z moich przełomowych produkcji rozeszła się lepiej, niż ta z samymi dziewiątkami.
Wiele „życiowych” decyzji sprawdza się tu w stu procentach. Połączenie sportu i casualowy modelem gameplayu to pewniak i zapewnienie przyjemnej sumki. Wiem za to, że wspomniany Obcy i „adventurer games” niekorzystnie wpływa na słupki sprzedaży tytułu. I to niezależnie od wybranej platformy. Na tym polu mamy ogromną dowolność, wszak projektujemy jak chcemy i na co chcemy. Z jednym zastrzeżeniem – nie możesz zrobić gry, jeśli nie wykupiłeś licencji na dany sprzęt. A im dalej w las, tym – naturalnie – drożej. Utrzymanie biurowca ze sztabem wykwalifikowanych pracowników to wydatki idące w setki tysięcy dolarów miesięcznie, co przy dopiero raczkującym programiście z zapyziałej piwnicy jest kwotą nie do pomyślenia.
Oprócz możliwość porwania się w twórczy wir pomysłów i idei, Game Dev Tycoon oferuje również „normalną pracę”. Zlecane naszemu podopiecznemu – którego sami kreujemy, jednak jest to bardzo ubogi edytor – kolejne projekty pozwalają na zdobycie dodatkowych pieniędzy, aczkolwiek również z pewną dozą ryzyka. Jeśli nie uda nam się go wykonać w określonym czasie, wtenczas płacimy karę. To, czy ukończymy zadnie określają dwa czynniki: design oraz technologia. Swego rodzaju punkty zostają rozdysponowane już przy propozycji pracy (np. pięć tygodni na 10 designu oraz 15 technologii), a to od naszego bohatera zależy tempo wykonywanej roboty. Animowane wychodzącymi z jego głowy kulkami i odejmującymi od całej puli pojedyncze cyferki doskonale obrazują to, czy podołamy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler