The Inner World (PC)

ObserwujMam (2)Gram (0)Ukończone (2)Kupię (2)

The Inner World (PC) - recenzja gry


@ 10.10.2013, 10:48
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Uwielbiam, gdy w grach przygodowych czeka nam mnie charyzmatyczny i urzekający główny bohater. Ale nie taki, który za chwilę zmienia swój tok myślenia i zachowanie.

Uwielbiam, gdy w grach przygodowych czeka nam mnie charyzmatyczny i urzekający główny bohater. Ale nie taki, który za chwilę zmienia swój tok myślenia i zachowanie. Czy to podczas tworzenia kolejnych części, czy publikując kolejne epizody (na plus uważam takie zachowanie scenarzystów podyktowane naprawdę solidnym twistem fabularnym). Studio Fizbin zaoferowało mi takiego właśnie protagonistę w swojej najnowszej produkcji – The Inner World. Jestem im za to ogromnie wdzięczny, a czemu - wyraz daję w recenzji.



Historia opowiada losy Roberta i Laury. Ta kompletnie różna od siebie para poznaje się w dość nietypowy sposób, aczkolwiek w niewykraczający poza sztywne ramy schemat. Robert to uczeń i jednocześnie pomocnik opata Conroya – pana i władcy krainy o nazwie Asposia. Kiedy pierwszy raz spotykamy tę dwójkę, w miasteczku nie dzieje się dobrze. Na ulicach jest bród, smród, a przemierzane uliczki przypominają wprost rynsztokowe części niektórych aglomeracji. Towarzyszy temu niepokojąca szaro-burość i społeczna obojętność na tę sytuację. Choć nie zawsze tak było, to de facto niewielu (lub nikt) o tym nie pamięta. Bez zbędnego spoilerowania nie da się tego opowiedzieć, ale wraz z rozwojem fabuły kolejne postaci odkrywają karty i ujawniają zamiary z jakimi działały od samego początku.

O scenariuszu nie można powiedzieć, że jest nieprzewidywalny – bo nie jest. The Inner World reprezentuje raczej gatunek opowiastki z klasycznym happy endem, gdzie dobro wygrywa nad złem, a gracz powinien wynieść z tego jakąś lekcję. Klasyczna moralizatorska baśń. Ale tego właśnie mi od jakiegoś czasu brakowało! Przewijały się przygodówki z zabawną oraz humorystyczną fabułą – choć nie do końca poważną –, czy nieco mroczniejsze; była też detektywistyczna walka z legendarnym złoczyńcą oraz tytuł utrzymany w klimatach noir. I choć nie były złe – ba, były bardzo dobre – to dopiero produkcja studia Fizbin „odmóżdżyła” mnie na tyle, bym przypomniał sobie, czym point & clicki tak naprawdę są. Monkey Island, przygody Larry’ego Laffera oraz wiele, wiele innych reprezentantów tego zacnego rodzaju zabawy w świetle monitora przed wiekami nie stawiało na żadne poważne klechdy, a nieskrępowaną, zabawną i utrzymaną w quasi-poważnym tonie fraszkę. Na tym polu recenzowana produkcja wygrała 10 punktów!

The Inner World (PC)

Mechanika zabawy nie różni się niczym od znanego doskonale standardu. Łamigłówki stawiane na drodze przez deweloperów rozwiązujemy poprzez klasyczne łączenie przedmiotów ze sobą i używanie ich na otoczeniu. Przy czym jednocześnie nie są specjalnie wymyślne, dzięki czemu nie tkwimy w martwym punkcie przez godzinę, a w miarę płynnie przesuwamy się po narracji. Ale jak to w przypadku baśniowej tematyki bywa, czasami zdarzają się nieco „nadnaturalne” zagadki logiczne. To nie problem, ponieważ ich rozwiązanie twórcy sprytnie spłycili do wymiaru pomyślunku młodego poszukiwacza przygód. I choć Robert nie chciał nim zostać, to po blisko 9 godzinach z nim można śmiało stwierdzić, że ma do tego dryg.

Troszeczkę inaczej wygląda z kolei interakcja. Nie wystarczy zebrać przedmiotu lewym przyciskiem myszy, a żeby był bardziej użyteczny, warto go przestudiować (bohater wygłasza krótki opis) oraz – jeśli to możliwe – „odpakować”. Dla przykładu: znaleziona butelka nie posłuży nam w całości, a trzeba z niej wyciągnąć korek. Wtedy w ekwipunku pojawią się dwie rzeczy, zaś każdą z osobna wykorzystamy do innych celów.


Screeny z The Inner World (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?