Dirian @ 26.09.2013, 12:23
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Pro Evolution Soccer 2014 miało wnieść powiew świeżości do serii, która od dłuższego czasu tkwi w dołku, a Konami przed premierą naobiecywało tyle, że można było się zaplątać wśród tych wszystkich zapewnień.
Pro Evolution Soccer 2014 miało wnieść powiew świeżości do serii, która od dłuższego czasu tkwi w dołku, a Konami przed premierą naobiecywało tyle, że można było się zaplątać wśród tych wszystkich zapewnień. Część z nich została spełniona, ale przez te kilka dni, jakie obcowałem z grą, przy każdym odpalonym meczu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Japończykom zwyczajnie zabrakło czasu na oddanie w nasze ręce kompletnego, dopracowanego tytułu. Zamiast tego otrzymaliśmy coś w rodzaju pokazówki, prezentującej możliwości nowego silnika meczowego.
Najgłośniejszą zmianą, reklamowaną na długo przed premierą, jest narzędzie, na którym hula gra – Fox Engine. Autorski silnik w znacznym stopniu zmienia obraz rozgrywki, przenosząc ją – w końcu – na wyższy poziom. Świeżutki engine wprowadza przede wszystkim nowe animacje, liczone na bieżąco, co jest na pewno sporą odmianą względem przestarzałych, powtarzalnych ruchów i reakcji piłkarzy z poprzedniej odsłony, które w najgorszym wypadku pamiętały czasy PlayStation 2. Teraz Pro Evo w końcu, pod względem animacji, nie ustępuje wiele FIFIE, choć nie powiedziałbym, że jest ją w stanie przebić. Zawodnicy w końcu realistycznie poruszają się po boisku, lepiej wyglądają ich starcia czy drybling.
Widać jednak gołym okiem, że przed Konami nadal sporo pracy – system generowania kolizji potrafi płatać figle, choć nie aż tak bardzo jak w FIFA 12 (w której swego czasu również wprowadzono nowe dla serii narzędzie), gdzie wpadający na siebie zawodnicy dosłownie zlepiali się ciałami i wzajemnie powalali na murawę. Tutaj, po rozegraniu kilkudziesięciu meczy, nie zauważyłem aż tak poważnych problemów, choć fizyka nie zawsze działała jak należy. Większym problemem jest natomiast kontrola piłki. O ile zawodnicy są nieźle wyważeni i ogólnie przyjemnie prowadzi się futbolówkę po boisku, to gra potrafi sporadycznie zagubić się w momencie wymijania obrońcy – piłka, która odskoczy od nogi przy nieudanej próbie dryblingu, leci sobie w swoją stronę, a napastnik biegnie, jakby nadal ją holował, choć dotarcie do łaciatej uniemożliwia coś w rodzaju niewidzialnej ściany. Po dwóch-trzech sekundach sytuacja wraca do normy, ale zarówno na wirtualnej, jak i prawdziwej murawie, taki czas to często cała wieczność.
Z plusów warto jeszcze napisać, że poprawie uległa Sztuczna Inteligencja w ataku, dzięki czemu rozgrywka nabiera rumieńców, szczególnie na wyższych poziomach trudności. Komputerowy przeciwnik potrafi stworzyć przyjemne dla oka i bardzo efektowne akcje, które często kończyły się dopiero w mojej bramce. Nie gorzej spisują się zawodnicy ze sterowanej przez nas drużyny – chłopaki potrafili czytać w moich myślach i ustawiać się tam, gdzie akurat ich potrzebowałem. Oczywiście, zupełnie jak na prawdziwym boisku, nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, a niebagatelny wpływ na jakość gry mają umiejętności poszczególnych piłkarzy, ale Pro Evolution Soccer 2014, po odpowiednim opanowaniu i poznaniu podstaw rozgrywki, pozwala tworzyć naprawdę efektowne, nieschematyczne i oryginalne akcje.
Niestety odczuwalnie słabiej wypada formacja defensywna. Obrońcy potrafią biernie stać i przyglądać się grze przeciwnika, szturmującego strzeżone przez nich pole karne, zupełnie jak Seba Boenisch podczas meczu reprezentacji. Może właśnie dlatego w nowym Pro Evo można tworzyć tak fajne akcje, ale z drugiej strony, widok niezaangażowanego w defensywę stopera, który nawet nie próbuje zaatakować kręcącego się w pobliżu "szesnastki" napastnika, czy chociażby zaasekurować kolegi, nie napawa optymizmem. Zastrzeżenia można mieć ponadto do bramkarzy. Choć ich parady bywają bardzo efektowne i nawet sprawiają wrażenie całkiem naturalnych, to niejednokrotnie zdarzyło mi się ujrzeć babola ze strony Neuera czy Buffona, na którego tego typu fachowcy z pewnością by sobie nie pozwolili. Golkiperzy ponadto nie bardzo spisują się w pojedynkach 1 na 1. Na wyższych poziomach trudności praktycznie każda sytuacja sam na sam, gdy przeciwnym zespołem steruje komputer, kończy się utratą bramki.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler