Beatbuddy: Tale of the Guardians (PC)

ObserwujMam (2)Gram (0)Ukończone (1)Kupię (0)

Beatbuddy: Tale of the Guardians (PC) - recenzja gry


@ 11.08.2013, 11:16
Adam "Dirian" Weber
Chwalmy Słońce!

Beatbuddy: Tale of the Guardians jest całkiem porządną grą, wyróżniającą się ciekawym pomysłem z miksowaniem dźwięków, wykonywanym poprzez przemierzanie lokacji i interakcję z otoczeniem. Nic w tym jednak diabelnie odkrywczego, a po pewnym czasie mocno dynamiczne i powtarzające się nuty zaczynają przytłaczać, w efekcie czego wzrok poszukuje przycisku wyłączającego grę.

Beatbuddy: Tale of the Guardians, choć jeszcze przed premierą otrzymało sporo nagród z branży indie, którą niewątpliwie reprezentuje, to jakoś przeszło obojętnie koło mojego ucha. Niemniej, skuszony kolorową oprawą wizualną ochoczo dorwałem się do recenzenckiej kopii i wyruszyłem na ratunek podwodnemu światu Symfonii. Wyprawa ta była całkiem udana, choć ciężko uznać ją za przygodę życia.



Zanim rozpocznę opisywanie wrażeń ze wspomnianej podróży, warto przedstawić kilka konkretów. Beatbuddy powstało w niezależnym niemieckim studiu Threaks, przy współpracy z takimi sławami jak Rihanna Pratchet (córka pisarza Terry'ego, autorka scenariusza m.in. do ostatniego Tomb Raidera) czy Austin Wintory - człowiek odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową ze świetnego Journey. Jak więc widać, mieszanka nietuzinkowa, zwiastująca tytuł, któremu co najmniej warto się przyjrzeć.

Gra przenosi nas do świata zwanego Symfonia. Podwodne królestwo zaatakowane zostało przez złego Maestro, naprzeciwko któremu stanęły Harmonia i Melodia – siostry Beatbuddy'ego, tytułowego bohatera, którym kierujemy. Niebieski stworek, ze słuchawkami na głowie, wyrusza na ratunek rodzince, a przy okazji próbuje ocalić podwodny świat przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Fabuła jest bo być musi, ale nie ma co oczekiwać od niej wzruszającej do łez opowieści czy mrożących krew w żyłach zwrotów akcji. Nie brakuje za to zabawnych komentarzy napotkanych podczas wyprawy postaci, potrafiących wywołać uśmiech na twarzy.

Rozgrywka to przede wszystkim rozwiązywanie wszelakiej maści zagadek, szukanie właściwej drogi czy zręczne poruszanie się wśród morskich tuneli niebieskim ludkiem. Umówmy się jednak, że nie jest to tytuł, który rozgrzeje do gorąca nasze szare komórki. Łamigłówki są dość proste - sprowadzają się przeważnie do znalezienia jakiegoś przedmiotu i przeniesienia go w inne miejsce, odpowiedniego ustawienia rzędu luster tak, by po wcześniejszym wybiciu się ze sprężystej gąbki przywalić w zwierciadło, które nie tyle co się zbije, co odbije Beatbuddy'ego w wyznaczonym kierunku, a ten, niczym pocisk wystrzelony z armaty, rozwali pobliską ścianę, odblokowując drogę do celu. Jest więc sporo przesuwania, przestawiania i kombinowania.

Beatbuddy: Tale of the Guardians (PC)

Nie brakuje też momentów, gdy musimy przyłożyć z pięści wygrywającemu rytmiczną melodię krabowi, aby chwilowo zamilkł a zahipnotyzowane jego muzyką skorupiaki schowały olbrzymie kolce, pozwalając bohaterowi bezpiecznie przepłynąć. W dalszych etapach zasiądziemy nawet za sterami specjalnej maszyny i postrzelamy do przeciwników na wzór znanego ze starych Nokii Space Impacta. To oczywiście tylko część z licznych atrakcji, jakie przygotowała ekipa z Threaks, choć mimo wszystko po pewnym czasie całość zaczyna robić się powtarzalna, a gra przestaje zaskakiwać, co uważam za spory minus.

Warstwa audio stanowi główny motor napędowy rozgrywki. Wygrywające w słuchawkach dźwięki, różne w zależności od lokacji w jakiej się w danym momencie znajdujemy, potrafią dosłownie zahipnotyzować i nadają zabawie odpowiedniego rytmu. Jako Beatbuddy mamy spory wpływ na lecącą w tle melodię – przepływając obok kolorowych gąbek usłyszymy dudniący bas, z kolei otrzymując obrażenia, muzyka chwilowo wypadnie z rytmu, zakłócając naszą beztroską podróż. I znów kombinacji jest sporo, ale wygrywany w tle bit występuje w zniewalającej liczbie jednej piosenki na etap. Tych jest łącznie sześć i zaliczenie każdego z nich to niecała godzinka zabawy, której nieprzerwanie towarzyszy ten sam, modyfikowalny przez gracza muzyczny kawałek. O ile te kompozycje są całkiem niezłe, a przede wszystkim dynamiczne i zdecydowanie wpadają w ucho, to w momencie gdy gdzieś utkniemy i męczymy się z planszą dłużej, powtarzający się w kółko dźwięk zaczyna zwyczajnie irytować.

Beatbuddy: Tale of the Guardians (PC)

Bardzo ładnie prezentują się ręcznie malowane etapy, wykonane pieczołowicie i z polotem. Każdy z leveli wizualne (szczególnie kolorystycznie) i dźwiękowo różni się od siebie, dzięki czemu przynajmniej pod tym względem nie można narzekać na monotonię. Gdzieniegdzie zdarzało mi się zawiesić nawet oko, a to już wystarczająca rekomendacja, jak na prostą platformówkę.

Beatbuddy: Tale of the Guardians jest całkiem porządną grą, wyróżniającą się ciekawym pomysłem z miksowaniem dźwięków, wykonywanym poprzez przemierzanie lokacji i interakcję z otoczeniem. Nic w tym jednak diabelnie odkrywczego, a po pewnym czasie mocno dynamiczne i powtarzające się nuty zaczynają przytłaczać, w efekcie czego wzrok poszukuje przycisku wyłączającego grę. Gdy tytuł solidnie stanieje, można z ciekawości spróbować – na krótkie sesje, chociażby dla odstresowania, powinien sprawdzić się całkiem nieźle.


Długość gry wg redakcji:
6h
Długość gry wg czytelników:
6h 0min

oceny graczy
Dobra Grafika:
Ładne, ręcznie wykreowane lokacje. Potrafią przyciągnąć oko.
Dobry Dźwięk:
Dynamiczne, ogólnie wpadające w ucho utwory. Jest ich jednak za mało, przez co na dłuższą metę zaczynają irytować.
Dobra Grywalność:
Początkowo nawet wciąga, ale im dłużej grałem, tym bardziej mi się odechciewało.
Dobre Pomysł i założenia:
Pomysł był, ale jego realizacja nie zrzuca z kolan. Można było stworzyć z tego coś ciekawszego.
Dobra Interakcja i fizyka:
Sterowanie jest w miarę przyjemne, idzie nawet wyczuć, że bohater znajduje się pod wodą. Fizyka to przede wszystkim korzystanie z rozmaitych elementów planszy - standard.
Słowo na koniec:
Summa summarum Beatbuddy: Tale of the Guardians to po prostu przyzwoita gierka, którą można potraktować jako dość grywalną ciekawostkę. Bez większych fajerwerków.
Werdykt - Dobra gra!
Screeny z Beatbuddy: Tale of the Guardians (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosUxon   @   11:34, 11.08.2013
Bardzo dobry tekst ale małe sprostowanie: napisałeś bit a powinno być beat (chyba, że zrobiłeś to celowo) Uśmiech Bit to, jak wiadomo, jednostka logiczna, a beat dotyczy muzyki Uśmiech
0 kudosDirian   @   12:20, 11.08.2013
Bit napisałem jako spolszczenie "beat". Z tego co wiem, takie słowo jest powszechnie użytkowane w odniesieniu do wiadomo czego Uśmiech