Iluzjoniści kojarzą nam się – w dużej mierze – z królikami wyciąganymi z kapelusza, monetami ukrytymi za uchem, kartami sypanymi z rękawa czy zabawami przy pomocy luster. Koniecznie trzeba dodać do tego pelerynkę oraz specyficzny, wysoki cylinder. Może jeszcze białe rękawiczki i pantofelki – full wypas. Nie, w ten sposób ta zacna profesja nie została przedstawiona w The Night of the Rabbit, nowej przygodówce od Daedalic. Niemieccy producenci przygotowali coś niebywałego, ale na swój sposób niecodziennego oraz urokliwego. Próby przywołania w pamięci Alicji w Krainie Czarów są jak najbardziej na miejscu, albowiem to dzieło ewidentnie czerpie z dorobku całej marki wykreowanej przez Lewisa Carrola. Mamy zarówno maluteńką wioskę myszy, królików oraz innych zwierząt leśnych, ogromne mieszkanie „zwykłego ludzia”, nietypowe – stricte magiczne – lokacje, a także mnóstwo, mnóstwo, klimatu i kojącej atmosfery.
Ten przydługi wstęp zawdzięczacie samym deweloperom. Podejmując się nieco innej tematyki ich sztandarowego gatunku gier przygodowych narazili się na ostrzał fanów. Ale i na potencjalne pochwały. Po tych przegranych godzinach, przesłuchaniu wielu setek linii dialogowych i zebraniu całkiem pokaźnej liczby znajdziek mogę z całą stanowczością w głosie powiedzieć, iż po premierze zaplanowanej na 29 maja w stronę twórców powędrują tylko te drugie, milsze dla ucha kwestie wypowiadane m.in. na forach dyskusyjnych.
Jak na to studio przystało, scenariusz reprezentuje klasę tych lepszych, co też jest pewnym standardem w tym biznesie, albowiem bez dobrej historii nie ma dobrej przygodówki. Wcielamy się w skórę Jeremiasza Orzecha, dwunastolatka, ucznia jakich wielu. Jeremiasz marzy o byciu magikiem i, jak głosi intro, „śni o tym co noc”. Pewnego dnia sen się ziszcza, oferując Jerzykowi możliwość przeniesienia się do magicznej krainy i rozpoczęcia nauk od wybitnego mistrza w tym fechtunku – Markiza de Hoto, człekokształtnego królika, jednego z najstarszych obierzydrzewów. Jak tu z takiej okazji nie skorzystać? Czerwonooki królik bierze nas pod swoją opiekę i rozpoczynamy specjalistyczne szkolenie. Koniec końców lądujemy w Mysiborze, pierwszej iście magicznej lokacji. Co trzeba przyznać, to wirtuozom z Daedalic udało się stworzyć niebanalną i wciągającą historię młodego chłopca, który mimo wszystko spełnia swoje skryte pragnienia oraz konsekwentnie tkwi we własnym uporze. Świetnie zrealizowano również dialogi, które opiewają nie tylko w porządnie napisane teksty, ale także w odniesienia do pop-kultury (też i kilku klasycznych tytułów – co więksi zapaleńcy z pewnością natychmiast wychwycą). Ale najważniejsze, że w The Night of the Rabbit po prostu chce się grać! Chce się odkrywać kolejne miejsca, poznawać nowe postaci, słuchać ich paplania i pomagać im, wszak twórcy doskonale nakreślili charakter młodzieńca jako skorego do pomocy, dobrodusznego dzieciaka z osiedla. Ten aspekt w dużym stopniu pozwala wczuć się w kontrolowaną sylwetkę i utożsamić się z nią, wszak nie ma nic bardziej doskonałego, aniżeli wkręcenie się w odgrywaną rolę, tudzież wirtualną postać.
Odkrywając kolejne karty historii Jerzyka, od pierwszej do ostatniej minuty poznajemy fantastycznie nakreślonych bohaterów pobocznych. Od zwykłych statystów, do persony z pozoru kompletnie nieistotne. Szczególnie w pamięci zapadło mi rodzeństwo Jeżowskich, którzy trudzili się stolarką. Każdy z nich reprezentował inny charakter – czerwonoporty (jak miałem okazję przeczytać w polskiej wersji) to typowy pracuś trzymający się sztywno ustalonych reguł. Z kolei niebieskoporty daje się ponieść emocjom i temperamentowi: „tutaj gwóźdź, tam lakier, a gdzie indziej trochę farby”. Nieustannie dochodzi między nimi do wielu utarczek słownych, jednak rodzeństwo zawsze godzi się i solidnie wykonuje dalsze zlecenia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler