Zidan @ 03.07.2012, 21:55
Future Soldier, kolejna gra z sygnowanej nazwiskiem Toma Clancy’ego serii Ghost Recon, była zapowiadana trochę jako spadkobierca duchowy „duologii” sprzed kilku lat, tj. Advanced Warfighter.
Future Soldier, kolejna gra z sygnowanej nazwiskiem Toma Clancy’ego serii Ghost Recon, była zapowiadana trochę jako spadkobierca duchowy „duologii” sprzed kilku lat, tj. Advanced Warfighter. Ci co grali pamiętają, że AW było strzelanką osadzoną w niedalekiej przyszłości, ukierunkowaną przede wszystkim na działania taktyczne i strategiczne, a nie na bezpośrednią walkę. Nie była to zabawka łatwa i ostatecznie nie przekonała do siebie aż tak dużej ilości odbiorców (chociaż była naprawdę zacna!). Tym razem Ubisoft postanowił więc nieco bardziej skomercjalizować swoje najnowsze dziecko i dopasować je do bardziej masowych potrzeb. Co z tego wyszło? Przekonajmy się.
Jak owe zabiegi komercjalizacyjne przebiegły, możecie się łatwo domyślić. Przede wszystkim zrezygnowano z umieszczania akcji na rozległych mapach, odpuszczono skomplikowane systemy taktyczne i przygotowano produkt zdecydowanie bardziej nastawiony na akcję i elementy stealth. Nie oznacza to wprawdzie, że dostaliśmy coś na wzór rozpierduchy z Call of Duty, ale w gruncie rzeczy faktycznie - Ghost Recon: Future Soldier teraz bliżej do Modern Warfare, niż do reszty przedstawicieli serii. Broń Boże nie mówię, że jest to jakiś bardzo nieszczęśliwy zabieg, ale chyba faktycznie można mieć wrażenie, że twórcy posunęli się nieco zbyt daleko w swoich arcadowych zapędach.
Scenariusz nigdy nie należy do zbyt istotnych elementów w tego typu grach, ale mimo to autorzy Future Soldier postanowili zaopatrzyć grę w dość ciekawą fabułę (i dobrze zrobili). Wprawdzie opowiedziana historia oddziału Duchów nie należy do szczególnie nowatorskich, ale jest to zdecydowanie dobra opowieść, traktująca o walce z terroryzmem – tak w skrócie. Rzecz jasna będzie wielka intryga, zagrożenie wojną nuklearną, itp. Mamy również garstkę barwnych bohaterów i trochę humoru… Ogólnie jest wszystko w porządku, ale bez szaleństwa.
Pierwszą zasadniczą innowacją względem poprzednich odsłon Ghost Warrior jest zmiana "widoku". O ile na ogół kierowaliśmy naszym bohaterem z perspektywy pierwszoosobowej, tak tym razem przenieśliśmy się do trzeciej osoby. Profanacja? Absolutnie nie. Zdynamizowanie rozgrywki wymagało takiego zabiegu i był to pomysł jak najbardziej dobry. W rezultacie zrezygnowano z licznych wstawek taktycznych na rzecz zręcznościowej akcji. Co ważne, zaserwowano nam bardzo sprawnie działający, praktyczny system osłon. Dosłownie za każdą barierą możemy się schować. Potrafimy też bardzo dynamicznie przemieszczać się pomiędzy różnymi osłonami – wystarczy tylko oznaczyć wybrane miejsce, przytrzymać klawisz bie, a podopieczny sam zajmie się resztą. Dobrze, że się o to postarano - wprawne korzystanie z tegoż systemu okaże się jak najbardziej niezbędne dla powodzenia w dynamicznych, niebezpiecznych misjach. Strzelania czeka Was dużo, przeciwników jest wielu i zapewnienie sobie bezpieczeństwa okaże się niezbędne w tym całym morzu ognia. No i co najważniejsze, taka zabawa gwarantuje zupełnie sporą frajdę. Ale byłoby lekką przesadą, gdybyśmy chcieli tylko bezpretensjonalnie, w otwartej walce eliminować kolejne rzesze oponentów. By tego uniknąć, wielokrotnie zabawimy się w cichego zabójcę i albo wyeliminujemy oponentów niesłyszalnymi atakami wręcz, albo załatwimy ich nieco odleglejszymi, ale równie cichymi strzałami z broni wyposażonej w tłumik. Przyjemna odmiana, która pozwala na „oczyszczenie” terenów przed decydującą bitwą.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler