Oniken (PC)

ObserwujMam (1)Gram (0)Ukończone (0)Kupię (1)

Oniken (PC) - recenzja gry


@ 24.06.2012, 10:00
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Powiew oldschoolu – pojęcie bardzo, bardzo względne. Może dotyczyć wielu aspektów naszego życia.

Powiew oldschoolu – pojęcie bardzo, bardzo względne. Może dotyczyć wielu aspektów naszego życia. Jednak graczom ta fraza kojarzyć się będzie z szalonymi latami 80. kiedy godzinami spędzali czas u kumpla (ewentualnie koledzy u niego) razem z NES-em/Pegasusem przy ulubionych tytułach. Dzisiaj gier pokroju Contry już się nie robi – technologia idzie do przodu, więc komu potrzebne są jakieś zlepy pikseli i monofoniczny dźwięk. Tymczasem gdzieś w piwnicy domu zakończyła się praca nad jednym z powrotów do takich kultowych, 8-bitowych dzieł, chodzonych w prawo i z bohaterem mającym ograniczoną liczbę żyć – Oniken!

Oniken (PC)

Oniken wyraźnie nosi znamiona produkcji przedpotopowej – Zaku: postać kierowana przez gracza to umięśniony drab, który dostaje zlecenie od samego generała Zhukova, by z pomocą Rico Maoxa i Jenny Connors zakończył dominium wielkich organizacji po wyniszczającej świat wojnie. Panujące korporacje stworzyły armię cybernetycznych żołnierzy, a jedyną osobą, która może je pokonać jest oczywiście nasz bohater. Rusza on w samotne, a zarazem samobójcze misje przeciwko wrogowi, stawiając na szali swoje życie i przyszłość resztki ocalałych ludzi. Jak na produkcje ówczesnej ery przystało, dialogi są do bólu sztampowe, wypełnione patosem i uniesieniem. Ale w żadnym wypadku nie zaliczam tego do minusów – nadaje to specyficznego klimatu, a w połączeniu z kilkoma innymi drobiazgami pozwalają cofnąć się w czasie, co jest bardzo przyjemnym uczuciem.

Model rozgrywki nie odbiega od standardów tamtej epoki. Zuko, wyglądem przypominającym trochę japońskiego wojownika, biega wyłącznie w prawo, ma do dyspozycji tylko trzy ruchy: cios, skok oraz przykucnięcie, sieka oponentów jakby maczetą (tak naprawdę ciężko stwierdzić co to jest) i walczy z kilkukrotnie większymi od siebie bossami. Ci są wykreowani z iście japońskim polotem – już na starcie otrzymujemy do pokonania przerośniętą, i dodatkowo opancerzoną, dżdżownicę zionącą ogniem! Im dalej w las, tym lepiej – i zarazem bardziej pokrętnie.

Oniken (PC)

Siłą napędzającą Oniken jest z pewnością oprawa graficzna – poskładana z kilku powtarzających się pikseli złożonych w jeden spójny obraz. Wygląda fenomenalnie i pozwala utonąć klimacie czasów Pegasusa/NES-a, kiedy to obiad stygł, a mama namolnie wołała nas do stołu. Niestety nie dało rady oderwać się od konsoli, ponieważ nie można było dokonać save’u i kontynuować rozgrywki w późniejszym czasie. Dodatkowo, wspomagana mechanicznymi dźwiękami, wyglądającymi na protoplastę dzisiejszego dubstepu idealnie komponuje się w całość.

Oniken (PC)

Jak stara szkoła, to stara szkoła: bohater ma tylko 3 życia – utrata wszystkich wiąże się z wykonywaniem misji od nowa, niezależnie na jakim etapie skończyliśmy; może zbierać apteczki, które są ukryte w beczkach oraz upgrade’y broni. Symbolizowane ikoną miecza pozwalają dwoić oraz troić moc oręża prezentując to podwójną/potrójną falą podczas ataku. Na szczęście producenci odeszli od sztywnych schematów i wprowadzili checkpointy, dzięki którym po oddaniu jednego z żyć możemy kontynuować zabawę od np. walki z bossem. Jednak, co ciekawe, bawić się możemy zarówno klawiaturą, jak i padem! Program wspiera tego od X360, więc jeśli macie taki na stanie, to szczerze polecam jego podłączenie. Gra się o wiele lepiej niż na klasycznych strzałkach. Boli za to brak co-opa. Wydawało mi się, że umieszczenie kooperacji w produkcji tego typu jest czymś naturalnym. Cóż, pomyliłem się.

Oniken (PC)

Produkcja niezależnego studia JoyMasher wykonana została zgodnie ze wszystkimi kanonami obowiązującymi w ówczesnych czasach. Tak – w tych, w których trawa była bardziej zielona. Smaczku nadają także takie elementy jak statyczne miejsce walki z szefem etapu (np. zamknięta arena). Wtenczas mamy ograniczony ruch i musimy korzystać z tego, co daje nam otoczenie: nawiązując do wspomnianej wcześniej dżdżownicy – przed ogniem możemy schronić się pod dwiema platformami, kiedy ta atakuje z góry. Oniken to porządne dzieło, pozwalające poczuć się ponownie młodym (jeśli czytają to starsi gracze), lub zaznajomić z tym, co było kiedyś (jeśli czytają to młodsi gracze). Porządny tytuł wart polecenia!


Długość gry wg redakcji:
15h
Długość gry wg czytelników:
nie podano

oceny graczy
Przeciętna Grafika:
Stara, brzydka, a zarazem piękna - cóż za paradoks.
Przeciętny Dźwięk:
Patrz wyżej.
Genialna Grywalność:
Nic nowego nie wymyślono, ale podano to w tak przystępnej formie, że nawet młodsi gracze mogą spokojnie sięgać po tę pozycję!
Dobre Pomysł i założenia:
To samo - żadna rewolucja, ale porządnie wykonane rzemiosło!
Dobra Interakcja i fizyka:
Rozwalanie beczek - i w sumie to wszystko.
Słowo na koniec:
Wielu może zapytać, dlaczego "aż" 8 dla tak "starej" gry. Odpowiem - urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. Jeśli nigdy nie grałeś w Contrę lub inną produkcję z tamtej epoki, nie zrozumiesz.
Werdykt - Świetna gra!
Screeny z Oniken (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosroxa175   @   10:51, 24.06.2012
Pamiętam jak kiedyś grałam w tego typu grę i po wielu godzinach gry pegazus mi się przyciął, myślałam, że zaraz go za okno wyrzucę, tyle godzin grania poszło na marne, ale i tak szybko mi złość przechodziła i grałam od nowa, bo nie było innego wyjścia Dumny
0 kudosdenilson   @   00:40, 25.06.2012
Ja lepiej postąpiłem ze swoim Pegazusem - podczas kilkugodzinnej gry zrobił się czarny ekran i więcej razy nie mogłem go odpalić. Co nie znaczy, że go wyrzuciłem bo nie leży sobie na strychu. Ciekawe, czy jestem go w stanie w ogóle zwrócić mu żywot?
0 kudoszvarownik   @   22:53, 25.06.2012
Ja to się już odzwyczaiłem od takich gier. Szpila sama w sobie fajna, ale poziom trudności jest mocny, kuźwa dalej męczę się z pierwszą misją Szczęśliwy Pomyśleć, że kiedyś takie rzeczy były na porządku dziennym