Zidan @ 18.05.2012, 10:28
Wydany w 2005 roku Sniper Elite: Berlin 1945 został uznany za jedną z ciekawszych strzelanek osadzonych w realiach II Wojny Światowej, nic więc dziwnego, że na kontynuację – Sniper Elite V2 – mogliśmy czekać z dość dużym zainteresowaniem.
Wydany w 2005 roku Sniper Elite: Berlin 1945 został uznany za jedną z ciekawszych strzelanek osadzonych w realiach II Wojny Światowej, nic więc dziwnego, że na kontynuację – Sniper Elite V2 – mogliśmy czekać z dość dużym zainteresowaniem. Zapowiedzi były huczne, chwalono się dużym bogactwem gry, możliwościami stosowania różnorakich taktyk i wyrafinowaną balistyką. Rebellion zrobiło naprawdę niezłą robotę marketingową, na którą zresztą składały się także bardzo obiecujące zwiastuny promocyjne. Niestety nadzieje zostały spełnione tylko częściowo i najnowsze Sniper Elite nie do końca mnie usatysfakcjonowało.
Podobnie jak w przypadku części pierwszej, akcja przeniesie nas do Berlina – już u schyłku wojny, bo do roku 1945. Ponownie wcielimy się w postać amerykańskiego snajpera, który swoimi ponadprzeciętnymi zdolnościami zniszczy ostatnią tajną broń Rzeszy Niemieckiej i przypieczętuje zwycięstwo aliantów. Jaka to tajna broń, możecie się domyślić spoglądając na tytuł. Chodzi oczywiście o rakiety typu V2, w których III Rzesza widziała bodaj ostatnią nadzieję na odwrócenie biegu wojny. Akcja roztoczy się właśnie wokół nich, ale scenariusz uzupełniono także drobnymi wątkami szpiegowskimi i intrygami. Ogólnie, realizacja fabuły zalicza się do udanych i, jak na tego typu aplikację, robi zupełnie przyzwoite wrażenie.
Sniper Elite V2 jest grą akcji TPP z elementami skradanki (przynajmniej taka miała być w założeniu). Zabawa stara się więc zmusić nas do raczej subtelnego unicestwiania oponentów i unikania rozgłosu, jak to na prawdziwego snajpera-szpiega przystało. Niestety - choć próbowano dać nam odpowiednie możliwości do tak zaplanowanej rozgrywki - Sniper Elite okazuje się być produkcją na tyle niedopracowaną, że elementy stealth są praktycznie zepchnięte na margines, a my wykorzystamy je raczej z przekory niż z konieczności. Szybko można dojść do wniosku, że o wiele lepszą taktyką jest najzwyczajniejsza w świecie rozwałka „na hura” i bezpretensjonalne rozstrzeliwanie wrogów, nawet kilku na raz. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Pierwsze chwile z nowym Sniper Elite wyglądają naprawdę fajnie. Podwładny może biegać, skradać się, kłaść na ziemi, korzystać z zasłon, a na swoim wyposażeniu (oprócz karabinu snajperskiego, maszynowego i pistoletu z tłumikiem) ma zestaw zabójczych min, na które będzie mógł nadziewać wrogów (np. rozstawiając je przy drzwiach, czy w okolicy ciał martwych żołnierzy), a rzucając kamieniami odwróci uwagę strażników. Wszystko git-majonez. Ale tylko na etapie samouczka. W praktyce okazuje się, że owe talenty podopiecznego możemy sobie schować do kieszeni, albo zostawić w domowej szafie, bo na froncie prawie na nic się nie zdadzą. Z czego to wynika? Przede wszystkim z układu terenu. Choć Rebellion starało się stworzyć otwarte mapy do eksploracji, niewiele z tego wyszło. Tak naprawdę prawie zawsze będziemy kroczyć po prostu przed siebie i rzadko natrafimy na jakieś sensowne drogi okrężne, które pozwoliłyby na skuteczne knucie przeciwko pobliskim wrogom. W związku z tym raczej nie wykorzystamy min pułapek, a jeśli tak – to bardzo rzadko, np. obstawiając nimi wejście do naszego gniazda. Ale i to wcale nie jest przymusowe, bowiem wrogowie nie zaliczają się do istot obarczonych nadmiarem inteligencji. Widząc skąd do nich strzelamy, wcale nie będą się garnąć żeby do nas przybiec, a będą bezmyślnie biegać po planszy narażając się na ostrzał. Poza tym, mają dziwne tendencje do niezauważania naszej skromnej osoby nawet wtedy, gdy stoi niemal naprzeciwko nich, co w oczywisty sposób robi bardzo dziwne i sztuczne wrażenie. Wszystko to jest znaczną stratą dla rozgrywki: elementy skradankowe zapowiadały się naprawdę nieźle i mogły świetnie urozmaicić zabawę, ale w takiej sytuacji – dosłownie obniżają jej poziom.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler