Świat roślin jest wyjątkowo niewdzięczny dla postronnego obserwatora – pomimo częstej feerii barw i urzekającego piękna kwiatów, prezentuje niemal całkowicie statyczny obraz. Potrzeba wielu godzin nagrań puszczanych w kilkaset razy przyspieszonym tempie, by dostrzec ruch w tym przedziwnym, zielonym uniwersum. Czeskie studio Amanita Design postanowiło jednak udowodnić, że nawet bez głosu Krystyny Czubówny można uczynić obcowanie z okryto-, nagonasiennymi itp. nader przyjemnym.
W ten sposób powstała Botanicula, o której zrobiło się głośno jeszcze przed oficjalnym debiutem – nietuzinkowa oprawa dźwiękowa zapewniła jej zwycięstwo w kategorii „Excellence in Audio” na tegorocznym Festiwalu Gier Niezależnych podczas GDC. Wygrana zasłużona, gdyż czeska gra rzeczywiście wybija się na tej płaszczyźnie ponad poziom – niewielki ekosystem ojczystego drzewa głównych bohaterów naprawdę żyje, bzycząc, terkocząc, szeleszcząc, a gdzieniegdzie nawet popiskując, gdy dochodzi do „rozmowy” z jakąś napotkaną postacią w dziwacznym języku. Narzecze nie przywodzi na myśl Magicki, gdzie ten element skonstruowano ciekawie i subtelnie, ponieważ w Botaniculi nie istnieją dialogi jako takie – zamiast nich mamy filmiki-opowieści bądź grafiki obrazujące potrzeby naszemu „rozmówcy”. Postępy w fabule nagradzają za to „piosenki”, równie specyficzne i radosne, co cała gra, przydając tej szpili niepowtarzalnego klimatu.
I smaku, ponieważ to eko-uniwersum nie tylko świetnie brzmi, lecz również cudownie wygląda. Z racji bycia grą przygodową typu point’n’click Botanicula przedstawia dwuwymiarowy, piękny świat złożony z bardzo ładnych grafik w tle, kolorowych małych arcydzieł, które momentami sprawiają wrażenie tapet żywcem pożyczonych od co bardziej utalentowanych użytkowników deviantart. Wypełniono je interaktywnymi elementami – liśćmi, owocami, wreszcie różnymi stworzonkami często niepełniącymi żadnej istotnej funkcji, istniejących tylko jako małe, niewielkie atrakcje (kolekcjonowane w formie kart do przeglądania w dowolnej chwili) i dowód na to, że przetwarzające to wszystko zera i jedynki rzeczywiście symulują jakieś życie, a z realnym światem ma to mniej więcej tyle wspólnego, co obietnice przedwyborcze polityków. Znajdziecie tu mnóstwo rzeczy dziwacznych, kuriozalnych, niejednokrotnie wywołujących uśmiech – a to mała orkiestra złożona z gąsienic, a to niesamowita szafa grająca… Wywołuje to w graczu lawinę pozytywnych, ciepłych uczuć pozwalając się rozczulić nad delikatnością i pewną nieporadnością tego małego światka.
Nieporadność ma tutaj także inne, fabularne, znaczenie – otóż głównym motorem wydarzeń opowiadanych przez Botaniculę jest powolne unicestwianie tego ekosystemu przez pasożytnicze stwory, przeciwnika śmiertelnie niebezpiecznego, dysponującego przewagą fizyczną i kierującego się żądzą zaspokojenia własnego, gargantuicznego głodu. Jedna istotka nie odeprze ich inwazji, więc misji ratunkowej podejmuje się aż pięciu śmiałków, prawdziwych czempionów botanicznego świata, którzy za pomocą działek i karabin… no dobra, którzy przy nieco większej, niż drobnej pomocy gracza, a raczej pewnej galarety zlokalizowanej między jego uszami pokonają groźnego najeźdźcę siłą nie mięśni, lecz intelektu, stąd też przygodówkowy charakter gry.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler