Dear Esther (PC)

ObserwujMam (17)Gram (2)Ukończone (10)Kupię (1)

Dear Esther (PC) - recenzja gry


@ 23.02.2012, 10:37

Dear Esther to bez wątpienia jedna z najbardziej wyczekiwanych premier ostatnich tygodni, jak i jedna z bardziej wyczekiwanych produkcji typu „indie”. Wprawdzie z tytułem tym mieliśmy do czynienia już w roku 2008, kiedy nosił miano moda do Half-Life 2, teraz jednak mamy do czynienia z remake’iem przedstawianym jako pełnowartościowy, samodzielny produkt.

Dear Esther to bez wątpienia jedna z najbardziej wyczekiwanych premier ostatnich tygodni, jak i jedna z bardziej wyczekiwanych produkcji typu „indie”. Wprawdzie z tytułem tym mieliśmy do czynienia już w roku 2008, kiedy nosił miano moda do Half-Life 2, teraz jednak mamy do czynienia z remake’iem przedstawianym jako pełnowartościowy, samodzielny produkt. Trzeba przyznać, że okres oczekiwania na premierę produkcji był dość gorący, bowiem podsycano ją nie tylko bardzo fajnymi grafikami, ale i niezwykle klimatycznym, elektryzującym zwiastunem. Zobaczmy więc, czym tak naprawdę jest Dear Esther.


Więcej filmów z Dear Esther


Przyznam szczerze, że nie grałem w oryginał Dear Esther i nie do końca wiedziałem, czego mogę spodziewać się po remake’u. Wszystko wskazywało na to, że będzie to dość klasyczna, pierwszoosobowa gra przygodowa, a co za tym idzie – czeka mnie rozwiązywanie łamigłówek, jakieś zbieractwo, itp. To, co jednak zaserwowali mi twórcy, absolutnie przerosło moje jakiekolwiek wyobrażenia: oto bowiem nie spotkałem się z łamigłówkami, nie podniosłem ani jednego przedmiotu, z nikim nie zamieniłem słowa, a jedynie… szedłem. Dosłownie, szedłem. Rozgrywka w Dear Esther ogranicza się do „chodzenia” dość ściśle wyznaczonym szlakiem i – słuchania pewnej dość tajemniczej (i w gruncie rzeczy interesującej) opowieści, przedstawianej nam przez narratora. Podkreślam jeszcze raz – w tekst nie wdał się błąd, a Wy wszystko dobrze zrozumieliście. Jedyną czynnością jakiej dokonamy w grze, będzie przechadzka po wyspie, na której wylądujemy, słuchanie lektora i oglądanie krajobrazów. Na domiar złego, grę jesteśmy w stanie ukończyć w nieco ponad godzinę (!), jeśli tylko nie będziemy mieli problemu z odnalezieniem właściwej drogi (dałoby się dotrzeć do napisów końcowych szybciej, ale nasz bohater porusza się relatywnie wolno). Nie ma też mowy o braniu czegokolwiek do ręki, czegokolwiek przestawianiu, popychaniu, poruszaniu itd… żadnej interakcji. Brzmi niemal irracjonalnie, nieprawdaż? Brzmieć brzmi, ale mimo to nie zniechęcajcie się na wstępie i czytajcie dalej - Dear Esther nadal może Was zaskoczyć.

Dear Esther (PC)

I wcale nie rzucam słów na wiatr. Oglądając screeny czy trailer z gry, mogliśmy oczekiwać niezłej, przygnębiającej atmosfery i ładnej oprawy wizualnej produkcji. I – nawet nie spodziewałem się, że ta obietnica zostanie aż tak dobrze wypełniona! Dear Esther, jak mało która gra, może pochwalić się absolutnie fenomenalnym, głębokim i przeszywającym klimatem, który wytworzy Wam "ciary" na karku! Wszystko to przede wszystkim za sprawą oprawy audiowizualnej. Autorzy zaserwowali nam autentycznie piękny (cudowny, bajeczny i przenikliwy!) krajobraz wyspy, ale co ważne - bynajmniej nie będzie to widok rajskiego przylądka a’la Far Cry czy Dead Island, a widok bardzo nostalgiczny i dołujący. Cała wysepka, spowita czarnymi chmurami, wypełniona jest zrujnowanymi domostwami i innymi zniszczonymi budowlami. Otaczają ją wraki statków, przebrniemy też przez pełne roślinności równiny. Wszystko to tworzy naprawdę zapierający dech w piersiach widnokrąg, a to dopiero początek doznań.

Dear Esther (PC)


Screeny z Dear Esther (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosToddziak   @   12:07, 23.02.2012
Próbowałam w to grać, ale poddałam się po pół godziny. Grafika - świetna. Narracja - ciekawa. Kilmat - całkiem fajny. Całość - śmiertelnie nudna. Ani warstwa graficzna, ani obietnica rozwiązania zagadki nie były dla mnie wystarczającą motywacją, by w żółwim tempie sunąć po wyspie. Miałam ochotę popędzać batem protagonistę, by z łaski swojej szybciej przebierał nogami. Może przy odrobinie dobrej woli jeszcze wrócę do Dear Esther, ale pewnie skończy się na obejrzeniu jakiegoś let's playa. Jak ta gra ma zachwycać, skoro nie zachwyca?

W kwestii gier artystycznych, o wiele bardziej podobały mi się chociażby dzieła studia Tale of Tales, które były na maksa dziwne i schizowe, ale przy tym interesujące.
0 kudossenek323   @   08:32, 25.02.2012
Jak wyżej wspomniane tempo naszego bohatera, ja przeżyłem 3/4h przy tym czymś.
0 kudosdudek90r   @   17:36, 07.03.2012
Ja grałem i przeszedłem, grafika przepiękna i co najważniejsze muzyka jest tak dopasowana że normalnie... ach, szkoda słów nic tylko się rozkoszować Uśmiech
0 kudosfebra1976   @   12:37, 19.08.2014
Podpisuję się pod recenzją obiema rękoma, zwłaszcza pod ostatnim zdaniem: " W obecnej formie Dear Esther mimo wszystko oferuje zbyt mało i mam nadzieję, że projekt ten zostanie kiedyś poszerzony i będzie czymś więcej aniżeli nastrojową wycieczką po opuszczonej wyspie."
Przepiękne scenerie wyspy aż się proszą o jakąś interakcję, chociażby taką jak w np. "Montague's Mount" . Szkoda trochę bo potencjał jest.