Wydana niedawno konsolowa wersja Call of Juarez: The Cartel raczej nie spotkała się ze zbyt ciepłym przyjęciem i przez wielu recenzentów została dość znacząco skrytykowana. Cóż, jaka jest edycja konsolowa nie mam pojęcia, nie grałem. W moje ręce wpadła natomiast pecetowa odsłona produkcji Techlandu, która choć nie wiem jak się ma do swoich „iksboksowych” i „peestrójkowych” odpowiedników, z całą pewnością nie jest czymś aż tak złym, jak to mogłem gdzieniegdzie wyczytać.
Zacząć muszę od tego, że chociaż Cartel mi w sumie spasował i grało się całkiem przyjemnie, negatywne opinie na jego temat nie wzięły się znikąd i z całą pewnością nie można tej produkcji uznać za grę wybitną. Jednym z największych atutów nowego Call of Juarez jest warstwa fabularna, jak do tej pory raczej niedoceniona i niezauważana. Twórcy na dobre pożegnali się z okresem dzikiego zachodu, by przenieść nas do czasów współczesnych – także na tereny Meksyku. Poznamy tutaj trzech stróżów prawa (w których przyjdzie nam się wcielić), w tym w niejakiego McCalla – jak można się domyślić, potomka twardziela znanego z pierwszych dwóch odsłon trylogii. Scenariusz The Cartel oscyluje wokół walki naszych bohaterów z kartelem narkotykowym, dosyć intensywnie przy tym trzymając się atmosfery różnorakich filmów kręconych w tego typu uniwersum. To, o co dokładnie tutaj chodzi, nie jest właściwie istotne. Musicie natomiast wiedzieć, że sprawnie pomyślana intryga, oryginalne zwroty akcji i fajny, ciężki klimat dają naprawdę bardzo pozytywny efekt i względnie wciągającą historię. Warto też zwrócić uwagę na udane kreacje naszych trzech bohaterów. Gdy poznamy ich bliżej okaże się, że wcale nie są to szarzy, zwyczajni stróże prawa, a ludzie z krwi i kości, nieszczędzący drastycznych metod działania w walce z kartelem, a dodatkowo – paradoksalnie – będący zamieszani w różne przestępne sprawy. Co istotne, producenci przygotowali dla nas całą masę rewelacyjnie opracowanych cut-scenek, mogących pochwalić się zarówno mocnymi dialogami, jak i należytą reżyserią. W tej kwestii nie mam większych zastrzeżeń!
Jak natomiast przedstawia się sama rozgrywka? Również nie tak źle, jak mogłem się tego spodziewać. The Cartel podobnie jak wcześniejsze odsłony cyklu – jest zupełnie standardowym przedstawicielem gatunku FPS, nastawionym rzecz jasna na akcję. Nim jednak do przystąpimy do konkretnej misji, wybieramy jednego z trzech bohaterów. Wybór ten wprawdzie nie wnosi jakiś nadzwyczaj wielkich różnic do rozgrywki, ale niesie ze sobą pewne zmiany. Przede wszystkim, niektóre z zadań będą odrobinę inne właśnie ze względu na to, kim kierujemy. Różnice nie są duże, ale nieco uzupełniają fabułę i pozwalają spojrzeć na przygodę z trzech różnych perspektyw. Po drugie, każdy z policjantów specjalizuje się w obsłudze innych rodzajów broni, co teoretycznie (bo w praktyce wielkiej różnicy akurat to nie robi) pozwoli mu na bieglejszą obsługę właśnie kilku gatunków giwer. I po trzecie, na każdego z bohaterów czekają inne drobne zadania poboczne, dzięki którym zyskują punkty doświadczenia (o tym za chwilę).
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler