Trzeba przyznać, że przygotowani protagoniści mogą kwalifikować się do person ciekawie wymyślonych i możecie mieć spory dylemat przy wyborze któregoś z nich. Pewnym ułatwieniem na pewno będzie fakt, że podczas zabawy możemy dołączyć do naszej drużyny każdą z tych postaci, której nie wybierzemy. Wprawdzie wtedy bezpośrednio nimi już nie pokierujemy, ale mówi się trudno. Co też ciekawe, każdy z bohaterów będzie podczas rozgrywki mógł „przełączać” się między dwoma trybami walki. Ogólnie nie jest to znowu nic nadzwyczaj nowatorskiego, bowiem wiąże się to z reguły po prostu ze zmianą broni (np. nasz wojownik w jednym trybie walczy bronią jednoręczną, a w drugim – dwuręczną, a nasza kobieta-strzelec zmieni karabin na strzelbę), ale szczególnie ciekawym przypadkiem jest wspomniana „ognista kobieta”, która może dać upust żywiołowi i przemienić się w swoją bardziej „ognistą” wersję. Cóż, na tym wszystkim jednak większe pozytywy gry się kończą…
Pierwszym bardzo negatywnym elementem z jakim się zetkniemy, jest mała ilość umiejętności jakich przyjdzie nam się wyuczyć podczas przygody. Jest ich ledwie 9 dla każdej z postaci i na domiar złego, już po niedługim fragmencie gry zdołamy przyswoić każdą z nich, przez co produkcja automatycznie „wystrzeli” się ze wszelkich ciekawostek. Owszem, oprócz nabywania zdolności z każdym kolejnym poziomem doświadczenia możemy je jeszcze na dwa odmienne sposoby wzmacniać, ale na dobrą sprawę w żaden sposób nie wpłynie to na ich właściwości. Warto też dodać, że po każdym awansie wzmocnimy również garstkę innych opisujących nas atrybutów, ale to też zakwalifikowałbym jako coś wrzuconego na siłę. W żaden nadzwyczaj widoczny sposób nie wpływa to na naszą postać. Nie podobał mi się ten aspekt, za dużo tu niepotrzebnych głupot, a za mało realnie użytecznych zdolności.
Sama rozgrywka niestety też niczym wyjątkowym nie poraża i szybko okaże się, że Dungeon Siege III ma bardzo niewiele do zaoferowania. Wprawdzie początkowo może spodobać się dość dynamiczny system walki, ale nie minie zbyt wiele czasu gdy wyjdzie na jaw, że produkcja przepełniona jest monotonią, wtórnością i nie oferuje niczego więcej ponad wieczną „łupaninę”. A ileż w końcu można walczyć z kolejnymi zastępami bestii i innych adwersarzy, skoro do wykorzystania mamy ledwie kilka zdolności bojowych (w tej przytoczonej liczbie „9”, kilka umiejętności to umiejętności ochronne, a niektóre „skille” bojowe są niemal nieprzydatne)? Niestety, na dłuższą metę to nie wystarczy do zaspokojenia graczy. Owszem, przez kilka godzin można tak się pobawić, ale to nadal daleko do napisów końcowych. Sprawę utrudnia też sterowanie. Korzystanie ze wszystkich zdolności wymaga dość biegłego zmieniania naszego trybu bojowego, co w przypadku gwarnych sytuacji bywa bardzo uciążliwe i nieraz kłopotliwe. Na upartego, mógłbym jeszcze doczepić się do stosunkowo banalnego charakteru misji, ale w końcu to norma dla hack’n’slashy. Prawdę powiedziawszy, owych zadań chwilami jest nieco za dużo, przez co przygoda (i tak dostatecznie monotonna) całkowicie traci swój dynamizm, a my jesteśmy zmuszeni do głupiego biegania z miejsca w miejsce i zabawy w kuriera. W związku z tym nie do końca ma sens wykonywanie questów fakultatywnych, ponieważ nie dość, że są męczące, to jeszcze nie przewidziano za ich realizację żadnych wyszukanych nagród.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler