Dirian @ 13.06.2011, 14:30
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Szczerze przyznam, że miałem spore obawy co do najnowszej odsłony serii DiRT. Po całkiem udanej pierwszej części, sygnowanej jeszcze nazwiskiem szkockiej legendy rajdów - Colina McRae, wydano część drugą, która swoim luzackim podejściem zdecydowanie nie trafiła w moje gusta.
Szczerze przyznam, że miałem spore obawy co do najnowszej odsłony serii DiRT. Po całkiem udanej pierwszej części, sygnowanej jeszcze nazwiskiem szkockiej legendy rajdów - Colina McRae, wydano część drugą, która swoim luzackim podejściem zdecydowanie nie trafiła w moje gusta. Na szczęście Codemasters dotrzymało składanych obietnic, tyczących się usunięcia "amerykańskiej" otoczki, a choć w DiRT 3 wciąż znajdziemy elementy nie mające wiele wspólnego z klasycznymi rajdami, to stanowią one ciekawe uzupełnienie całości.
Pierwsze co mnie zaskoczyło po przejściu bezproblemowego procesu instalacji to fakt, że Mistrzowie Kodu zrezygnowali z efektownego menu, w którym poruszaliśmy się po swojej przyczepie i na jej zewnątrz, znanego z poprzedniej części. Tym razem do naszej dyspozycji oddano bardziej klasyczne menusy, przypominające dość mocno te, które widzieliśmy w GRID-zie. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić na samym starcie, to z pewnością będą to "instruktorzy" oprowadzający nas po grze. W DiRT 2 były to "gadające głowy" Dave'a Mirry i Travisa Pastrany, tutaj mamy zaś nieznane towarzystwo, przedstawiające nam poszczególne tryby oraz opcje. W sumie nie mam nic przeciwko samej opcji, bo jeżeli ktoś pierwszy raz zasiada do rajdowej produkcji, to z pewnością chce wiedzieć "z czym to się je", ale dla tych, którzy mieli już do czynienia np. z poprzednią częścią, jest to tylko nudzące gadanie, którego nie da się przewinąć.
Na szczęście dalej jest już tylko lepiej, a gra oferuje nam przeróżne gatunki i rodzaje motoryzacyjnego szaleństwa, więc swoją ulubioną dyscyplinę powinni znaleźć zarówno fani typowych rajdów WRC, jak i osoby, dla których ideałem była druga część serii. W rezultacie mamy mocno rozrywkowe podejście do ścigania. Głównym, stanowiącym trzon szpili trybem jest Dirt Tour, czyli po prostu kampania. To tutaj nasłuchamy się najwięcej instruktaży, na które narzekałem nieco wyżej, to tutaj tak naprawdę zaznajomimy się z większą częścią gry. W dirtowej kampanii nie znajdziecie jednak scenariusza ze wzruszającą historią, co jest raczej oczywiste, miast tego otrzymujemy stary i sprawdzony schemat - "od zera do bohatera". Naszą przygodę zaczynamy więc jako początkowy, nieznany nikomu kierowca (choć już na starcie zasiadający za kółkiem wcale niesłabych maszyn), by wraz z kolejnymi wygranymi wyścigami piąć się na szczyt reputacyjnej drabiny, a co za tym idzie - odblokowywać kolejne imprezy i auta. Całość jest rozłożona na cztery duże piramidy, w których skład wchodzą trzy mniejsze (+ jedna z finałowym wyścigiem), będące poszczególnymi zawodami, a w nich po kilka wyścigów. Podczas drogi na wierzchołek chwały czeka nas sporo wyzwań w przerozmaitych dziedzinach, od klasycznych rajdów i rallycrossów, poprzez jazdę terenówkami czy furami z segmentu trailblazer. Nie brakuje także konstrukcji buggy, które często pojawiały się w poprzednich częściach, ale tutaj będziemy mieli zdecydowanie mniej okazji by zasiąść za ich sterami. Przejście całego trybu kariery zajęło mi około 11 godzin, gdzie wziąłem udział w ponad 100 wyścigach.
Nowością jest głośno zapowiadana przed premierą Gymkhana, czyli nic innego jak seria zręcznościowych wyścigów, gdzie sprawdzimy nasze umiejętności w wykonywaniu przeróżnych trików za sterami przystosowanych do tego pojazdów (np. Mitsubishi Lancer Evo X czy Ford Fiesta). Podstawą są tu więc ślizgi, drifty, bączki, efektowne wyskoki, jazda na około słupa czy taranowanie specjalnie ku temu stworzonych przeszkód. Początkowych instrukcji dotyczących Gymkhany udzieli nam sam Ken Block, którego popisy w tej dziedzinie możecie znaleźć np. na YouTube. Łatwo jednak samemu wywnioskować, że podstawą jest tutaj odpowiednie wyczucie wozu, a przy okazji wypracowanie własnego sposobu na skuteczny przejazd. Przed przystąpieniem do imprezy warto jest poćwiczyć na specjalnie przygotowanej ku temu arenie, co pozwoli nam na późniejsze zaskoczenie publiczności, a stare porzekadło - "praktyka czyni mistrza" sprawdza się tutaj doskonale. Jeżeli będziecie chcieli się pochwalić swoimi umiejętnościami, to ekipa odpowiedzialna za szpilę przygotowała możliwość umieszczenia 30 sekundowego nagrania w jakości 480p na YouTube, nagranego i wrzuconego wprost z poziomu gry. Ciekawa opcja, choć tak naprawdę nigdy nie czułem potrzeby nagrania własnych wysiłków, a gdybym miał już to zrobić, to wolałbym skorzystać z programu do nagrywania gameplay'ów, bo jakość filmików kręconych przez grę pozostawia wiele do życzenia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler