Zrecenzowaniem Thongs of Virtue to dla mnie nie mały zgryz, dlaczego? Otóż niedawno wychwaliłem pierwszą część DeathSpank’a, a zatem miałem pewne oczekiwania do kontynuacji – także pod względem implementacji jakiś nowości. Ale jak się okazuje, twórcom raczej nie mieściło się to w szczególnie głębokich zamysłach, a Thongs of Virtue, pomimo lekkiej zmiany stylizacji w stosunku do „jedynki”, jest niemal dokładnie tym samym DeathSpankiem i wcale nie podoba mi się taki stan rzeczy. Warto w związku z powyższym nakreślić pewne założenie. Otóż – jeżeli graliście w jedynkę i chcecie zapoznać się z moją opinią na temat kontynuacji, to śmiało zapraszam do lektury. Jeżeli z kolei interesuje Was jakość Thongs of Virtue bez spoglądania przez pryzmat pierwowzoru, to… odsyłam do recenzji właśnie części poprzedniej. Gry, poza dosłownie drobnymi zmianami, są niemal identyczne i prezentują taką samą jakość (jedynka jest chyba odrobinę lepszą). Moim zadaniem w niniejszym tekście będzie natomiast wykazanie, jak sequel ma się do swojego pierwotypu i na tym właśnie zamierzam się skupić.
No dobra, zacznijmy może od tego, co uległo zmianie. Przede wszystkim, a właściwie, tylko i wyłącznie, autorzy zadbali o jako-taką modyfikację stylistyki. Tym razem DeathSpank przeniesie się do krainy stylizowanej na czasy bliższe współczesności, nie pomijając przy tym charakterystycznych dla tegoż okresu ubiorów i wyposażenia. Tak więc, zamiast średniowiecznych kusz, dostaniemy możliwość dzierżenia w dłoniach różnego rodzaju pistoletów, karabinów maszynowych, wyrzutni rakiet, etc, a także nałożymy na siebie odpowiednio dostosowane odzienie. Jak możecie zgadywać, w porównaniu do "jedynki" troszkę większą uwagę zwrócono na wyposażenie DeathSpanka w broń strzelecką. Nie znaczy to jednak, że zrezygnowano z dostępu do sprzętu bezpośredniego kontaktu. Nasz bohater nadal będzie posługiwał się kosturami, toporami, mieczami i różnego rodzaju żelastwem tego typu. Pod tym względem w gruncie rzeczy wszystko jest w porządku, nie można powiedzieć.
W kwestii fabuły, teoretycznie wszystko wygląda dobrze. Gra stanowi de facto kontynuację poprzednika, ale zarazem, jego znajomość nie jest w ogóle konieczna do załapania treści Thongs of Virtue. To dlatego, że – po pierwsze – gra robi na początku krótkie przypomnienie wątków z jedynki, a po drugie, prawie w ogóle do niej nie nawiązuje. Wszystko więc da się znieść, jeżeli tylko nie zmęczył Was w tej dziedzinie charakter pierwowzoru.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler