Ahh, to były piękne czasy… grupka kolegów z podstawówki zasiada po lekcjach w domu jednego z nich, odpala „kompa”, wrzuca Wormsy (najlepiej „dwójkę”!)… i frajda jak ta lala do późnego wieczora! Zabawa wydaje się pozbawiona końca, podwórkowe porachunki szybko zostają wyrównane, a nielubiani przez dzieci nauczyciele skutecznie wyeliminowani poprzez nadanie wrogim Wormsom imion tychże nieznośnych belfrów (tudzież ich niechlubnych przezwisk). Nie ma co, czasy to były istnie sielankowe i nie da się ukryć, że każdy, kto chociaż trochę zagrywał się w jakiekolwiek Wormsy, musi mieć do tej produkcji ogromny sentyment…
Szara prawda jest mimo to taka, że materiał Wormsów został już dawno temu wyeksploatowany, a Team 17 ciągnie go na skrawkach dawnej świetności, licząc na dodatkowy zarobek, ale nie mając przy tym żadnego pomysłu na odbudowę tejże popularnej niegdyś marki. Lata temu, po sukcesie dwuwymiarowych „Robali” postanowiono zrobić milowy krok „na przód”, czego owocem było przeniesienie Wormsów do świata trójwymiaru. Efektem prac były więc trzy części serii w 3D, które jednak – co tu dużo mówić – okazały się dalekie od zrobienia szczególnej furory i nie rozkochały w sobie tłumów wielbicieli poprzedników. Fani raczej zgodnie twierdzili, że Wormsy w przestrzeni to już nie te same Wormsy, a nie te same Wormsy, to zupełnie nie ten sam - tak uwielbiany - klimat. Team 17 słusznie więc dało sobie spokój z wydawaniem kolejnych, słabo przyjmowanych wypocin tego typu i wróciło do swoich starych koncepcji, czego następstwem były kolejne, dwuwymiarowe edycje tegoż popularnego tytułu – z tą różnicą, że wydawane na konsole nowej generacji. Po paru latach przerwy, Brytyjskie studio postanowiło w końcu powrócić do macierzystej platformy, co zaowocowało nową częścią aplikacji, przeznaczoną na komputery osobiste, o wdzięcznym tytule Worms: Reloaded.
Zabawę rozpoczniemy od stworzenia drużyny. Składać się ona będzie z czterech Robali – dla jasności, zupełnie identycznych pod względem swoich właściwości. W celach estetycznych, możemy za to pozmieniać kolory ich naskórka, założyć różne czapeczki, wybrać rodzaj nagrobka, czy też zdecydować o barwie głosu podopiecznych. Być może takie „bajery” przypadną Wam do gustu.
Rozgrywka w Reloaded ściśle nawiązuje do tej znanej z najpopularniejszych Robaków, czyli z „Worms 2”, „Armageddon” i „World Party”. W sumie mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że Reloaded to niemal te same Wormsy co przed laty, z garścią (niezbyt odczuwalnych) zmian i zmodernizowaną oprawą wizualną. W związku z tym, mechanika rozgrywki na pewno niczym Was nie zaskoczy. Standardowo – wszelkie robale (podzielone na drużyny) przeniosą się na dwuwymiarową planszę oglądaną przez nas z klasycznej, „bocznej” perspektywy. Tak oto, w systemie turowym, owe stworzonka stoczą ze sobą mordercze (acz przepełnione humorem) boje, traktując się nawzajem różnego rodzaju środkami zagłady. Zasady są oczywiste – przegrywa ta drużyna, której wszyscy zawodnicy zostaną zabici przez przeciwny zespół. Rzecz jasna, nie jest to tak banalne i nieskomplikowane, bowiem przy wykonywaniu jakiegokolwiek działania trzeba mieć na uwadze kilka czynników. Nieodzowna jest konieczność uwzględnienia siły wystrzału i siły wiatru, skutecznie wpływających np. na tor lotu rakiety.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler