Metro 2033 to nie tylko gra komputerowa, lecz również, a może przede wszystkim, książka napisana przez Dmitrija Głuchowskiego. Książka pod wieloma względami unikatowa, porywająca i wręcz ociekająca wspaniałym klimatem. Z wielką przyjemnością przedzierałem się przez kolejne jej strony, niecierpliwie brnąc w stronę zaskakującego zakończenia. Kiedy wreszcie odstawiłem powieść na półkę, przyszła kolej na grę komputerową o tym samym tytule.
Elektroniczna wersja Metro 2033 wzbudziła we mnie skrajne uczucia. Choć klimat został całkiem skutecznie przeniesiony, znaczne jego fragmenty zginęły gdzieś po drodze. Szczególnie dobrze widać to w drugiej połowie zabawy, kiedy zaczynamy częściej wychodzić na powierzchnię i praktycznie przez cały czas jesteśmy sami. Nie natrafiamy już na skupiska pełne przestraszonych atakami ludzi. Nie mamy nawet okazji z nikim porozmawiać, a jak wiadomo, w ten sposób najlepiej budować fabułę. Ostatnie kilka godzin zabawy to po prostu błądzenie po świecie gry i likwidowanie wszystkiego, co stanie nam na drodze. Jestem świadom tego, że mamy do czynienia ze strzelanką, więc właśnie ten element jest najbardziej eksponowany, aczkolwiek szkoda, że większa część klimatu i schematu prowadzenia akcji z pierwszej połowy gry nie została przeniesiona do końcówki. Wówczas byłoby po prostu idealnie!
Historia w grze stanowi coś w rodzaju adaptacji opowieści książkowej. Nie jest to kopia wydarzeń z powieści, a jedynie ich luźna interpretacja. Głównym bohaterem jest młody mężczyzna o imieniu Artem. Dostaje on niezwykle ważne zadanie dotarcia do miejsca zwanego Polis – serca metra – i przekazania wiadomości o nowym, wyjątkowo niebezpiecznym zagrożeniu, które już niedługo może doprowadzić do całkowitego wymarcia gatunku ludzkiego. Jako że po nuklearnym holokauście nie zostało nas zbyt wielu, proces ten może być wręcz błyskawiczny jeśli nie zostaną powzięte odpowiednie kroki.
Tunele metra, po których błądzimy pełne są krwiożerczych bestii, a także strażników należących do walczących ze sobą frakcji. Artem musi zatem bardzo często sięgać po środki bezpośredniej perswazji i eliminować napotkanych oponentów. Do swojej dyspozycji mamy szereg pistoletów, karabinów, strzelb i broni pneumatycznej, którą trzeba najpierw napompować i dopiero później strzelać. Część z giwer, jak choćby wspomniane spluwy pneumatyczne, to wytwory tamtejszej inżynierii, pozostałe to natomiast relikty starej cywilizacji, jak m.in.: Kałasznikow. Każda broń korzysta z dwóch dostępnych rodzajów amunicji. Pierwsza pochodzi z okresu przed holokaustem. Jest bardziej skuteczna i niezwykle droga, przez co, można ją również wykorzystywać jako walutę. Druga powstała w samym metrze, a przez to jest gorszej jakości i wyrządza mniej szkód. Oczywiście oba rodzaje kul są przydatne i w znaczący sposób zmieniają sposób prowadzenia akcji. Jeśli bowiem chcemy stawiać głównie na stare naboje, strzelać musimy bardzo spokojnie i dokładnie wyliczać każdy pocisk. Problem ten znika kiedy dysponujemy jedynie amunicją „nową”. Jest ona powszechniejsza i łatwiej uzupełnić jej zasoby.
Samo strzelanie sprawdza się znakomicie. System wykrywania trafień nie jest może idealny, lecz etapy, w których mamy do czynienia z rasowym shooterem sprawiają sporo przyjemności. Znacznie gorzej jest gdy musimy się przedrzeć przez jakiś fragment lokacji po cichu, bez wzbudzania zainteresowania strażników. Artem robi wówczas użytek z noży do rzucania. Podczas korzystania z nich wychodzi na jaw pierwsze frustrujące niedociągnięcie. Otóż, bardzo często jest tak, że trafiony przeciwnik zostanie tylko ranny. W tym momencie wszyscy okoliczni strażnicy natychmiast znają nasze położenie i ruszają do szturmu. Nie ma mowy o żadnych poszukiwaniach. W Metro 2033 przeciwnik albo o nas wie, albo nie. Brakuje postawy pasywnie agresywnej, gdy strażnicy po prostu starają się sprawdzić czy faktycznie mają w pobliżu intruza i przeglądają okoliczne kąty. Całkowicie nietrafionym pomysłem jest telepatyczne przekazywanie naszej pozycji wszystkim dookoła. Irytacja po kilku próbach przejścia „cichych” etapów potrafi bowiem zniechęcić do dalszej zabawy. Dlatego kiedy będziecie czuć już całkowitą bezsilność, odejdźcie na chwilę od komputera, a po godzinie powinno się wreszcie udać. Na pocieszenie mogę podać, że tych frustrujących momentów jest tylko garść, a zatem, wcześniej czy później Wasze nerwy wreszcie odpoczną.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler