Dzisiejsze strzelanki oferują zazwyczaj jeden konflikt zbrojny tudzież uknutą intrygę, osadzoną w konkretnych realiach i ramach czasowych. Kolejnych wrogów masakrujemy przy użyciu podobnych pukawek, często znanych nam z rzeczywistości. Następujące po sobie misje składają się w jedną, spójną całość, prowadzącą do głównego zła – zazwyczaj terrorysty albo innego samozwańca. Czy nie macie dość ciągłego strzelania do buntowników/niemieckich żołnierzy/terrorystów? Darkest of Days zaoferuje Wam zupełnie coś nowego!
Nie wyprzedzając jednak faktów, zaczniemy od samego początku. Darkest of Days, jak już pewnie zdążyliście zauważyć, to strzelanka pierwszoosobowa o dość specyficznym klimacie i fabule. Całość rozpoczyna się w momencie, gdy nasz główny bohater walczy z Indianami pod Little Bighorn, w roku 1876. Mamy więc kolejny western! Szybko jednak okazuje się, iż z kowbojskich klimatów nici, a my zostajemy wciągnięci w intrygę o skali światowej. Otóż pomimo, iż sprzedajemy „headshoty” kolejnym zastępom dzikich ludzi, fabuła wymaga, abyśmy polegli. No może nie do końca, gdyż w momencie w którym nasz oprawca roztrzaskuje nam czaszkę, pojawia się zielona, falująca kula, a z niej wyłaniają się przybysze z przyszłości. Jak nie trudno zgadnąć, ratują nas z opresji, a w zamian wymagają posłuszeństwa i wykonywania kolejnych zadań na rzecz ich firmy – KronoteKu (swoją drogą nie wiem jak Wam, ale mi całość strasznie kojarzy się z Red Alert 2 i tamtejszymi Chrono Marine). Zostajemy więc przeniesieni do specjalnego biura, z którego wyruszymy w dalszą podróż – w czasie oczywiście.
Fabuła została tak sprytnie rozplanowana, iż możliwe jest własnoręcznie wybieranie kolejnych misji. Z reguły są to dwie, z różnych okresów czasowych. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, iż odwiedzimy realia odpowiadające Wojnie Secesyjnej, a także pobiegamy po okupowanych polskich terenach podczas I Wojny Światowej. Dlaczego takie rozgraniczenie? W każdym z obydwu okresów poszukujemy konkretnych ludzi, których musimy uratować, by nie zachwiać historii ludzkości i nie doprowadzić do ogólnej katastrofy. Tak, tak, zabawa z czasem to zajęcie iście niebezpieczne!
Trzeba przyznać, iż fabuła, pomimo że wydaje się bezsensowna i naiwna, potrafi wciągnąć. Twórcy doskonale zgłębili tajniki podróżowania w czasie (teoretycznie oczywiście), znakomicie umieszczając późniejsze konsekwencje. Przykład? W pewnej misji uciekamy z obozu koncentracyjnego, korzystając z chaosu, który przed bramą osady rozpętali bliżej nieznani ludzie. Innym razem wcielamy się w owych osobników, by rozpętać wyżej wymienioną zawieruchę, a tym samym pomóc samemu sobie w ucieczce. Zakręcone? Tak, ale przy okazji także logiczne, za co panom z 8monkey Labs należą się brawa.
Niestety na tym chyba wychwalanie producentów należy zakończyć, bowiem fabuła jest jedyną mocną stroną omawianej gry. Cała reszta odstaje od produktów konkurencji, co boleśnie odczuwamy podczas wypełniania kolejnych misji. Najbardziej w oczy kuje sztuczna inteligencja przeciwników, a także naszych sojuszników. Panowie zachowują się jak kukły, a ich algorytmy pozwalają im co najwyżej schować się za drzewo – nieudolnie, warto dodać. Praktycznie w każdym momencie nacierają na nas setki wrogów (nie, nie pomyliłem się, w Darkest of Days mordujemy naprawdę ogromną ilość ludzi), jednak wyzwanie to dla wprawionego gracza żadne. Żołnierze zachowują się jak ostatni imbecyle, stojąc w miejscu i strzelając we wszystko, co popadnie. Zero logiki, zero myślenia – ot z pieśnią na ustach do przodu, może się uda. Przez to granie w Darkest of Days jest stosunkowo nudne, w każdym momencie napotykamy tych samych, głupiutkich przeciwników, wśród których możemy się bezproblemowo przechadzać, niezauważeni oczywiście.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler