Byli pracownicy Blizzard North i WildStudios, zmiksowanie obydwóch części Diablo i mniej znanego Fate, oraz garść nowych pomysłów. Torchlight nie jest więc na pewno szczególnie oryginalnym dziełem, ale bez wątpienia czymś wartym uwagi. Czy jednak potrafi przykuć naszą uwagę na dłużej? Przekonajmy się.
Podobieństwa do stylizowanych tytułów zaczynają się już od samego początku. Przed rozpoczęciem gry wybierzemy jednego z trzech dostępnych bohaterów, który stanie się rzecz jasna naszym wirtualnym alter-ego. Mamy więc mocarnego wojownika, kobietę specjalizującą się w broni dystansowej (także palnej), oraz alchemika – mężczyznę, który mimo zwodniczej nazwy swojej profesji, posiada wszystkie przymioty odpowiednie dla czarodzieja. Następnie, przejdziemy już do właściwej zabawy, która – jak zapewne możecie się domyślić – nosi wszelkie znamiona rasowego, widzianego z „lotu ptaka” hack’n’slasha, właśnie rodem z Diablo i Fate. Wylądujemy w tytułowym miasteczku Torchlight, które ku swojemu nieszczęściu, nękane jest przez wrogo nastawione bestie wypełzające z głębin tamtejszej kopalni. W praktyce, owa mieścina pełni funkcję naszej bazy wypadowej, z której wyruszymy do oczyszczania kolejnych poziomów podziemi.
Przyjmiemy tu również dodatkowe questy od mieszkańców (tj. misji na zasadzie: znajdź, przynieś, zabij), pohandlujemy z tutejszymi kupcami, czy też skorzystamy z usług specjalnych – jak choćby wzmacnianie wyposażenia szlachetnymi kamieniami, albo "transmutowanie" przedmiotów na silniejsze egzemplarze. Spostrzegawczy gracz zauważy nawet duże podobieństwo tutejszej muzyki do motywów znanych z Diablo, co zresztą nie dziwi – odpowiedzialny jest za nią ten sam kompozytor, który i w tym przypadku spisał się bardzo dobrze.
Co następuje potem, możecie już przewidzieć. Rozpoczynamy wycieczkę po kolejnych poziomach podziemnych kondygnacji (możemy z nich szybko się teleportować do miasta, dzięki stosownym zwojom), która w zasadzie składa się z jednej czynności – zwanej potocznie „sieczką”. Jak przystało na Diablo-klon, Torchlight to głównie eksterminacja hord różnorakich bestii i nie można powiedzieć - „eksterminacja” ta potrafi być całkiem fajnym zajęciem. Walka jest widowiskowa i dynamiczna, a przy tym twórcom udało się uniknąć chaosu częstego dla tego typu gier. Nieobojętne są w tym wszystkim liczne umiejętności specjalne, jakimi obowiązkowo wspomożemy się podczas zmagań.
Wystarczy tylko awansować na kolejny poziom doświadczenia, lub zdobyć wyższą ilość sławy (tą zwiększamy poprzez ubijanie prawdziwie wrednych potworów). Wiadomo – w zależności od bohatera jakiego wybierzemy, będą one inne. Wojownik więc, w swoim arsenale znajdzie głównie zdolności wspomagające walkę wręcz, a dajmy na to alchemik – różnego rodzaju zaklęcia ofensywne, czy też czary przywołujące istoty wspomagające go w boju. Co działa na plus, wszystkie te atrybuty są względnie różnorodne, a wiele z nich znajdzie swoje zastosowanie nawet mimo dużego postępu w grze. Rzecz jasna, tak jak w Diablo podrasujemy jeszcze współczynniki swoich cech, takich jak siła, zręczność, magia i obrona. Fajnym pomysłem było dodatkowo zaimplementowanie zaklęć, których możemy nauczyć się ze zwojów odnalezionych podczas rozgrywki. Trochę urozmaica to zabawę i nieco ją uprzyjemnia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler