Dawno, dawno temu światem zawładnął fenomen zwany Tamagotchi. Wirtualne zwierzątka opętały niemalże wszystkich, a odpowiednie breloczki można było kupować nawet w kioskach. Jak wszystko inne, tak i ta moda przeminęła (chociaż nie do końca). Większości osób raczej nie chce się już nosić w kieszeni zbędnych gadżetów, ale co innego telefon. Obecnie doczekaliśmy się czasów, gdy smartfony stały się multimedialnymi kombajnami, zdolnymi odtwarzać nie tylko proste gierki, ale także muzykę, filmy w wysokiej rozdzielczości i zaawansowane graficznie produkcje. Dzięki temu Pou idealnie wbija się w pewną niszę, bowiem jest to właśnie takie tamagotchi tyle, że w komórce, którą, chcąc nie chcąc, zawsze mamy przy sobie, więc nie ma problemu z okazjonalnym rzuceniem okiem na kondycję naszego podopiecznego. Jednak czy komukolwiek chce się to robić i czy w ogóle jest sens instalowania tego programu?
Jeżeli macie więcej, niż kilka lat, to z pewnością kiedyś opiekowaliście się kieszonkowym stworzonkiem. Być może mieliście pieska, kotka, 20 dziwadeł w 1 czy cokolwiek innego. Pou jest… sam nie wiem czym. Wygląda mi to na ziemniaka, ale mniejsza z tym. Zasady zabawy są banalnie proste – musimy troszczyć się o tego miłego „cosia” i tyle. O dziwo, mając 27 lat na karku, nie uważam takiej bzdury za zmarnowany czas. Po pierwsze, by czerpać satysfakcje z „gry”, nie trzeba poświęcać zbyt wielkiej uwagi. Kilka razy dziennie wystarczy odpalić na chwilę aplikację, zrobić to i owo, no i z głowy. Stworek rośnie, tyje, wbija na kolejne levele, a ja się cieszę, że nie jest chory i że w końcu odpuściłem sobie Angry Birds przesiadując w kiblu.
Jak każde inne zwierzę, tak i Pou potrzebuje jedzenia, by zachować dobrą kondycję i nie kipnąć. Karmimy więc „ziemniaka” słodyczami, sushi, owocami, itd.. Należy uważać, by nie przesadzić, bo się chłop roztyje, jak Magda… a zresztą nieważne, ostatnio się za bardzo jej czepiam. Trzeba urozmaicać dietę temu czemuś, bo długo nie pojedzie na samych cukierkach. Ok, jak już stworzenie sobie "Poua", to pasuje, żeby spaliło trochę kalorii. Do tego celu służą różne gry i zabawy. Podstawową rozrywką jest piłeczka, którą rzucamy po ekranie maziając po nim palcem. Pou obserwuje jak ta sobie lata i się cieszy. Większą frajdę i kasę na zakupy, dają natomiast mini gierki. Niektóre są naprawdę wciągające, jak chociażby swobodne spadanie, podczas którego musimy zbierać kasę. Niby nic, ale bicie rekordów daję sporo satysfakcji, a wymasterowanie tej „produkcji” jest wyzwaniem. Tak samo, jak łapanie lecącego z góry jedzenia. Pukamy w ekran, by Pou ustawił się w danym miejscu i zżarł nadlatujący tort czy jabłko, jednak trzeba uważać, bo co chwilę spada także jakiś but, albo podkowa, po połknięciu której gra się kończy. Z biegiem czasu spadające przekąski przyspieszają swój lot i jest ich coraz więcej, więc przeżyłem niemałe zaskoczenie, gdy okazało się, że któryś raz z rzędu odpaliłem Pou tylko po to, by sobie popykać w tą prostą gierkę. Oprócz tych dwóch małych geniuszów, jest także klon Mega Jump i niektórych logicznych tytułów. Krótko pisząc, zabawa z naszym milusińskim jest świetna i stanowi jeden z głównych punktów programu.
Jednak nie samymi igraszkami i jedzeniem się żyje. Każda wykonywana czynność jest męcząca, więc by naładować energię, należy położyć się spać. Poza tym można się przebierać, malować poszczególne pokoje i nie tylko. Można włączyć Pou zaledwie na kilkanaście sekund, dać mu jeść i wyłączyć. Równie dobrze można przy nim posiedzieć godzinę, bawiąc się i buszując po sklepie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler