Pierwsze wrażenia z The Division 2 - zachowawczy sequel


Materdea @ 21:30 16.03.2019
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Tom Clancy's The Division 2 jest zbyt duże, by tych kilkanaście godzin wystarczyło na odpowiednie ocenienie gry. Pierwsze wrażenia zatem przedstawiają stosunek do dzieła Ubisoftu, będąc postacią na 15. poziomie doświadczenia. Do tzw. eng-game'u brakuje drugich 15. Niemniej już teraz jest nieźle, a może być całkiem dobrze - już po zapoznaniu się ze wszystkimi atrakcjami!

Tom Clancy’s The Division 2 na pierwszy rzut oka nie przypomina gry, która powinna szczycić się „dwójką” w tytule. Mniej wprawieni gracze, a przynajmniej ci, którzy nie wsiąknęli w poprzedniczkę na co najmniej kilkadziesiąt godzin, nie zauważą mniejszych i większych detali wprowadzonych przez studio Ubisoft Massive. Weterani zaś docenią naprawienie uporczywych mankamentów z „jedynki”.

Dualizm wynika przede wszystkim z modyfikacji w samej mechanice, zwłaszcza w tzw. end-game, czyli aktywnościach dostępnych po de facto ukończeniu gry. W The Division 2 oznacza to wypracowanie trzydziestego poziomu doświadczenia. Jednak z uwagi na rozmiar tytułu, czas, który miałem do sklepowej premiery dzieła francuskiej korporacji, nie wystarczył mi na tyle, by dziś wydać jednoznaczny werdykt. Oznacza to, że recenzja ze stosowną oceną pojawi się w przyszłym tygodniu, gdy na dobre zadomowię się wśród innych graczy w m.in. Strefie Mroku czy poprowadzę zapowiadany 8-osobowy rajd.

Na ten moment – po blisko piętnastu godzinach zabawy – skłaniam się ku ocenie „dobra gra”. Jednak chciałbym, żeby na koniec była „świetna”!

Do tej pory zobaczyłem wszystko na dość wczesnym etapie, więc chciałbym się z Wami podzielić moimi odczuciami. Te są jednoznacznie pozytywne, to nie ulega wątpliwości. Rozgrywka daje nieskrywaną satysfakcje, potyczki z przeciwnikami, którzy naprawdę potrafią zajść za skórę, emocjonująca, a system lootu oraz pozostałych mechanizmów rządzących rozbudową osad – spełniający swe zadanie!

Druga odsłona sieciowej strzelanki Ubisoftu zmieniła miejsce akcji, jak też i tło fabularne uległo zdecydowanej modyfikacji. Nadal co prawda wcielamy się w postać agenta tytułowej Dywizji – elitarnej jednostki rządowej – lecz miastu nie zagroziła epidemia zabójczego wirusa. Trafiamy do Waszyngtonu, który jest opuszczony, wyludniony i kompletnie zdewastowany, a przyroda zaczęła przejmować po ludziach schedę gospodarza. Katastrofę wywołał zamach stanu i nieogarnięcie zamieszania w porę przez wojsko, co poskutkowało anarchią – aktualnie na placu boju są, zwalczające się nawzajem, cztery frakcje, a my, jako swoisty „nowy szeryf w mieście”, staramy się zaprowadzić porządek.

Zadania realizujemy bez większego ładu i składu, aczkolwiek nie wątek fabularny na miarę tego z Red Dead Redemption 2 jest tutaj najważniejszy. Choć na pewno historia oraz jej poprowadzenie wydają się być o wiele atrakcyjniejsze – zwłaszcza dla solistów, którzy nie chcą lub nie mogą bawić się w czteroosobowej kooperacji. Tak czy owak w pierwszym momencie struktura kolejnych misji może odrzucić, z uwagi na ich konstrukcję: docieramy na wyznaczone miejsce, czyścimy x pokoi z wrogich jednostek, walka z bossem vel złotym przeciwnikiem (czyli najwytrzymalszym), opuszczenie budynku. I tak w koło Macieja. Trudno jest się jednak złościć, gdy już po kilku takich eskapadach uświadamiamy sobie, że projektanci w Ubisofcie to fachowcy w swojej dziedzinie! Stworzyli takie wnętrza, że aż chce się w nich niszczyć jeszcze więcej wrogów, niż gra nam podrzuciła.

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?