Test myszki Rival 110 - lekki lifting, ale zdecydowanie na plus


bigboy177 @ 16:05 13.12.2017
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

SteelSeries przygotowało kolejnego solidnego gryzonia, choć zmian w stosunku do modelu poprzedniego wiele nie ma.

Rival 110 to kolejna propozycja firmy SteelSeries w świecie myszek dla graczy. Po modelu zauważyć można, że mamy do czynienia z liftingiem Rival 100 i w rzeczywiści tak jest. Zmiany nie są rewolucyjne, ale trzeba przyznać, że wszystkie są zdecydowanie na plus.

Zacząć wypada od tego, że Rival 110 jest gryzoniem o średnich rozmiarach. Jego obudowa jest stosunkowo prosta, ale przygotowana została w taki sposób, że nadaje się najlepiej dla osób praworęcznych. Po pierwsze, na lewym boku są dwa dodatkowe przyciski, a po drugie delikatnie zaokrąglony bok prawy sprawia, że idealnie spoczywają na nim nieużywane palce dłoni.

Specyfikacja techniczna:
  • Sensor: TrueMove1 (optyczny);
  • Czułość: od 200 do 7200 dpi;
  • Częstotliwość próbowania: 125, 250, 500 i 1000 Hz;
  • Maksymalna szybkość: około 6.09 m/s;
  • Kabel: około 1.9 m (gumowy);
  • Przyciski: 6 przycisków (pod dwoma głównymi przełączniki SteelSeries) oraz rolka;
  • Podświetlenie: RGB;
  • Wymiary: 120 x 67 x 38 mm;
  • Waga: około 90g (bez kabla).

Jeśli chodzi o sam rozmiar i profil konstrukcji, nie mam praktycznie żadnych zastrzeżeń. Rival 110 idealnie leży w dłoni i nadaje się do różnych gripów (choć fingertip lub claw sprawdzą się najlepiej). Dzieje się tak ze względu na tylko delikatnie uwydatniony grzbiet, zupełnie nie przeszkadzający, ani jeśli macie większe, ani mniejsze dłonie. Firmie SteelSeries udało się trafić idealnie w moją przeciętnych rozmiarów rękę, a zatem myślę, że w przypadku większości graczy będzie podobnie.

Samo wykonanie myszki jest solidne. Nie wiem, jak będzie z żywotnością obudowy, ale na chwilę obecną jest wyśmienicie. Rival 700 – większy i droższy brat testowanego tu egzemplarza – z czasem zaczął lekko zgrzypieć na łączeniu grzbietu z podstawą, a i piszcząca rolka też potrafi zirytować. Po około 3 tygodniach testów Rival 110 nie zauważyłem żadnej z tych bolączek. Obudowa jest naprawdę solidnie zmontowana, co sprawia, że nie sposób cokolwiek docisnąć, ani zgnieść. Dotyczy to zarówno grzbietu, jak i boków, co wypada uznać za sporą zaletę.

Materiały wykorzystane do przygotowania konstrukcji są raczej standardowe. Na górze mamy matowy plastik, z wyeksponowanym, świecącym się na wiele kolorów logo. Rolka (także podświetlana) jest w pełni gumowa, co ułatwia posługiwanie się nią (wyczuwalne są skoki). Z boków są dwie chropowate powierzchnie, które ułatwiają kontrolowanie gryzonia i – w miarę potrzeby – błyskawiczne unoszenie go ponad podkładkę i przesuwanie. Z nieco gorszego plastiku wydają się być przyciski boczne oraz ten do zmiany DPI. Może to być jednak tylko wrażenie. Na spodzie są trzy sporych rozmiarów ślizgacze, zapewniające odpowiednio łatwy posuw myszki.

Jeśli chodzi o kabelek, nie jest on w oplocie, ale jest dość giętki, dzięki czemu nie przeszkadza na biurku. Jest też oczywiście dość długi (1,9 metra), a na jego końcu znajduje się porządna końcówka USB. Nie ma się w tym przypadku nad czym rozwodzić, bo mamy do czynienia z względnym standardem w świecie gamingowych myszek. Nie ma też sensu rozpisywać się zbytnio o przyciskach. Wszystkie są dość twarde, ale solidnie wykonane. Czuć moment odbicia, czuć klik – jest dokładnie tak, jak być powinno.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?