Gry na wynajem - tak będzie wyglądać przyszłość branży?
Korporacje nie chcą się dzielić z nikim zyskami i dlatego starają się przeforsować kolejne rozwiązanie – streaming. Było do niego kilka podejść i chociaż początkowe rezultaty były obiecujące, finalnie okazało się, że streaming wymaga infrastruktury sieciowej, której na świecie jeszcze nie ma. Transfery są zbyt niskie, a lagi zbyt duże. Powoduje to opóźnienie pomiędzy poleceniami z kontrolera, a reakcją postaci na ekranie. Dlatego o streamingu w ostatnim czasie słyszymy mniej. Sony nadal niby rozwija Playstation Now, ale nacisk na jego promocję jest wręcz zaskakująco słaby. Częściej słyszymy natomiast o rozwiązaniach przypominających serwisy zajmujące się dystrybucją filmów (np. Netflix) oraz muzyki (np. Apple Music).
Growym odpowiednikiem obu powyższych inicjatyw jest m.in. EA oraz Origin Access. Obie usługi przygotowała firma Electronic Arts. Działają one tak, że oferują pewien określony katalog gier (kilkadziesiąt produkcji), które możemy w dowolnym momencie pobrać – przynajmniej tak długo, jak we wspomnianym katalogu widnieją. Gry – bez ograniczeń w liczbie – zaciągamy na dysk posiadanego przez nas urządzenia, a następnie korzystamy z nich tak długo, jak opłacamy ustaloną przez właściciela usługi subskrypcję.
Całość przypomina trochę PlayStation Plus i „darmowe” gry, jakie otrzymujemy mając uiszczony abonament Japończyków. Jest jednak inaczej zorganizowane, bo gier oferowanych w EA oraz Origin Access jest więcej. Nie musimy ich też pobrać w ciągu miesiąca, bo później przepadną. Są dostępne tak długo, jak Electronic Arts ma ochotę nam je „wypożyczać”. Jako że koncepcja całkiem nieźle się sprawdziła, podobną postanowił przygotować Microsoft.
Podczas minionych już targów E3 2017 gigant z Redmond zapowiedział Xbox Game Pass – miesięczny abonament, który daje nam dostęp do nieco ponad 100 gier różnych producentów i wydawców. Poszczególne tytuły pobieramy na konsolę Xbox One, a następnie cieszymy się nimi tak długo, jak płacimy subskrypcję. Jakie są zalety tego typu rozwiązania? Z technicznego punktu widzenia przede wszystkim odpada opóźnienie towarzyszące streamowaniu. Jeśli zaś chodzi o sprawy czysto finansowe, taniej na pewno jest utrzymać jednokrotny pobór danych z serwera, niż ciągłą ich transmisję, jaka potrzebna jest podczas streamingu. Tego typu podejście, przypominające wspomniany wcześniej Netflix, wedle Electronic Arts jest przyszłością – wszyscy wcześniej czy później się na nie zdecydują.
Wiceprezydent wspomnianej korporacji, Chris Evenden, przemawiał niedawno na Deutsche Bank Technology Conference i powiedział, że w jego opinii Electronic Arts gotowe jest na całkowitą zmianę branży. Wcześniej czy później, jak stwierdził Evenden, na pewno ona nadejdzie.
„Budowaliśmy infrastrukturę zarówno z perspektywy produktu, jak i marketingu, abyśmy mogli przenieść nasz katalog na nowe platformy. Pracujemy nad odpowiednimi rozwiązaniami od pięciu lub więcej lat. Wydaje mi się, że to nieuniknione, że świat gier pójdzie w kierunku w jakim poszedł świat muzyki oraz filmów, chodzi o to, że ludzie odeszli od modelu własności na rzecz modelu dostępu. Zobaczysz to w gamingu, podobnie jak zobaczyłeś to w przypadku Spotify oraz Netflix i w innych mediowych biznesach”.
Spotify oraz Netflix rzeczywiście zdobyły ogromną popularność, ale nie oznacza to, że przełoży się ona także na gry. To bowiem dość unikatowe medium. Korzysta się z niego inaczej niż w przypadku wirtualnej rozrywki. Największym plusem Spotify jest jego mobilność oraz pełna swoboda w doborze utworów. Muzyka ma to do siebie, że słuchamy jej często w ruchu i nie zawsze mamy ochotę odpalić jedną płytę i słuchać jej od deski do deski. Często zmieniamy artystów oraz kawałki. Wygrała po prostu wygoda użytkowania. Płyty, choć nadal są sprzedawane i oferują lepszą jakość, są mniej wygodne.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler