Assassin's Crap? Może nie Crap, ale Creed też nie...
Wytknąć trzeba również kilka, moim zdaniem, co najmniej dziwnych i nietrafionych pomysłów. Ot wspomniana forma Animusa, w postaci dużego wysięgnika, do którego przytwierdza się Cala, to dla mnie totalne nieporozumienie. Idea jest niby taka, że wszystkie ruchy Aguilara są odtwarzane przez Lyncha, ale prezentuje się to strasznie naiwnie i denerwująco. Myślę, że efekt jest pokraczny. Bardzo niefajne wrażenie robią też ujęcia, w których sceny walki z udziałem Aguilara są wymieszane z tymi „symulowanymi” manewrami Calluma – montaż robi się przez to chaotyczny i traci na czytelności. Rozwiązanie to jest według mnie całkiem niepotrzebne.
Mam też bardzo mieszane uczucia wobec samej postaci Cala. Zostaje ona niby skazana na śmierć z powodu jakiegoś zabójstwa, myślę więc sobie, że niezłe z niego ziółko – w końcu normalni ludzie raczej nie spędzają w ten sposób wolnego czasu. Tymczasem po facecie w ogóle nie widać jego morderczych zapędów. Jest normalny, opanowany, szybko budzą się w nim też bohaterskie zapędy. Twórcy próbują jakoś ten stan rzeczy wyjaśniać i ratować pomysł, ale żaden z tych zabiegów mnie nie przekonał. Jego postać jest skonstruowana zdecydowanie niekonsekwentnie i film tylko na tym traci.
Nie żebym miał się nadzwyczaj czepiać, ale po kreacjach aktorskich również spodziewałem się nieco więcej. Lubię Fassbendera, ale tutaj wydał mi się zupełnie nijaki. Może w dwóch, trzech scenach pokazał jakąś głębię emocji, ale oprócz nich cały film zagrał z kamienną twarzą. Nie wiem czy to jego wina czy reżysera, ale tą rolą z pewnością nie zapisze się w arkanach historii kina. Marion Cotillard także niczego szczególnego nie pokazała. Miałem wrażenie, że zachowywała się w taki sam sposób, jak chociażby w Dark Knight Rises. Nawet Jeremy Irons, którego uwielbiam, chyba nie mógł się odnaleźć na ekranie. Jego ironiczny sposób gry jakoś mi tutaj nie pasował. Niestety i ten element nie wyszedł obrazowi na wyraźny plus. Obsada prezentuje się poprawnie, ale nic poza tym.
Produkcję ratują przede wszystkim sceny z Hiszpanii. Da się w nich w końcu trochę poczuć klimat growego „Asasyna”, a ponadto zobaczyć sporo niezłej akcji. Są skrytobójstwa, trochę walki wręcz oraz szamotanina z bronią białą. Jest również niezły pościg konny oraz niekrótka scena gonitwy po dachach, z ciekawą, parkourową choreografią. Szkoda, że cała reszta nie została nakręcona chociażby na podobnym poziomie.
Podsumowując, nie polecałbym Wam seansu, chyba, że faktycznie jesteście fanami Assassin’s Creed i perspektywa wyjścia do kina nie daje Wam spokoju. Jeśli jednak je sobie darujecie, nic nie stracicie. Dzieło Kurzela nie wniesie ani niczego do katalogu Waszych doświadczeń kinematograficznych, ani w żaden sposób nie wpłynie na postrzeganie przez Was słynnego cyklu gier. Coś, co powinno być ciekawym uzupełnieniem i dodatkiem dla wirtualnych przygód Asasynów, okazuje się czymś miałkim i zupełnie wyjętym z kontekstu. Nie podobał mi się przede wszystkim scenariusz, zawierający dużo niepotrzebnych zmian i udziwnień względem growego oryginału. Widać też, że reżyser zupełnie nie miał pomysłu na bohaterów i nawet utalentowani aktorzy wyraźnie nie mogli się odnaleźć w jego wizji. Ratunkiem dla obrazu są niezłe sceny z przeszłości, z ciekawymi choreografiami walk i pościgów. Niemniej jednak na sequel nie czekam, ewentualnie na jakiś restart i ponowne ugryzienie tematu. Może, tak dla odmiany, tym razem bliżej pierwowzoru...? To wydaje się najsłuszniejszą koncepcją.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler