Najlepsze gry 2016 roku okiem Itchyego


Itchytude @ 12:29 31.12.2016
Kacper "Itchytude" Kutelski
I AM ERROR.

Zestawienia innych kolegów z redakcji już przeczytaliście, moje jest ostatnim!

Muszę się przyznać, że całkiem długo nosiłem się z przyklepaniem ostatecznej listy pięciu gier, które byłbym skory nazwać najlepszymi tytułami tego roku. To w końcu dość podniosłe wyróżnienia, a na domiar złego zawężenie tak wielopłaszczyznowej gałęzi rozrywki, jaką są gry, do zaledwie kilku pozycji wymaga mentalnej ekwilibrystyki na poziomie wyginającego łyżki dzieciaka z Matrixa. Ze względu na ten fakt oraz uwzględniając względny brak zamiatających podłogę hitów, ostatecznie postanowiłem w moim zestawieniu (poza paroma “pewniakami”) wyróżnić również kilka pozycji które mogły umknąć Twej uwadze w pełnym zawirowań 2016 roku.


1. Stardew Valley

Ten niepozorny tytuł inspirowany popularnymi niegdyś odsłonami farmerskiego cyklu Harvest Moon przerodził się w produkcję docenianą przez ogromną liczbę graczy na całym globie. I jak przekonała się większość z nich, Stardew Valley to znacznie więcej, niż jedynie nostalgiczny klon dawnego klasyka. Mnogość dostępnych w grze aktywności, możliwość rozbudowy farmy oraz czekające na odkrycie smaczki i historie mieszkańców tytułowego miasteczka to jedynie początek doskonałego przepisu, wcielonego w życie przez jednoosobowe studio ConcernedApe. A to wszystko opakowane w strukturę idealnie napędzającą spiralę uzależnienia - zakończenie każdego wypełnionego zajęciami dnia stanowi w końcu potencjalnie początek kolejnej przygody. Zdaję sobie sprawę, że tak mocno “indyczy” tytuł może dla niektórych w tego typu zestawieniu wyglądać co najmniej hipstersko, jednak w dobie produkowanych taśmowo shooterów wyprawa do pełnego różnorodnych atrakcji Stardew Valley stanowi, przynajmniej dla mnie, onieśmielający powiew świeżości.


2. Cywilizacja VI

Po niezaprzeczalnym sukcesie piątej Cywilizacji, oczekiwanie na premierę “szóstki” było dla fanów strategicznych posiedzeń przed komputerem powodem wielu nieprzespanych nocy. Zgodnie z podejrzeniami snutymi już po oględzinach pierwszych zapisów z rozgrywki, Firaxis podeszło do tematu mocno zachowawczo, przenosząc niemalże żywcem część sprawdzonej przy okazji “piątki” mechaniki. Jednak w praniu okazało się, że za sprawą nowego sposobu budowania miast, przemodelowanego systemu rozwoju i innych modyfikacji, otrzymaliśmy niedoskonałą, ale intrygującą i potwornie grywalną propozycję. Ponadczasowa tematyka, czytelna oprawa graficzna i mnogość współdziałających ze sobą, zazębiających się systemów to w dalszym ciągu kombinacja zabójcza dla wolnego czasu miłośników turowych strategii. Pozostaje mieć nadzieję, że Firaxis nie ograniczy się do wypuszczania drobnych, słono wycenionych porcji DLC, zamiast tego koncentrując się na stworzeniu rozszerzeń pozwalających wynieść grę ponad poprzeczką zawieszoną niezwykle wysoko przez Cywilizację V.


3. Overwatch

Złośliwcy z pewnością dalej wytykają grze niezaprzeczalne podobieństwo do przełomowego Team Fortress 2, jednak Overwatch ma w sobie wystarczająco dużo magii, by zablokować tego typu zarzuty Matrycą Obronną. Poczynając od doskonałego, wyrazistego designu postaci i plansz, na kluczowej dla sprawy, wartkiej rozwałce kończąc, Overwatch już po paru chwilach zabawy sprawia charakterystyczne wrażenie FPS-a, który jest gotów dostarczyć setek godzin zabawy. Różnice występujące pomiędzy poszczególnymi postaciami są wystarczająco duże, by zaoferować szerokie spektrum wrażeń, a możliwość (bądź nawet konieczność) koordynowania akcji z innymi bohaterami jedynie zwiększa potencjał taktyczno-chaotycznej demolki. Momentami można nawet odnieść wrażenie, że każdy z graczy na serwerze gra w odrobinę innego FPS-a, a jednak mimo wszystko (a w sumie “dzięki temu”) każda partia Overwatcha przynosi solidny zastrzyk adrenaliny i wrzuca automatyczny uśmiech na twarz uczestników.

4. Street Fighter V


Od konsolowej premiery oryginalnej edycji Street Fightera IV w 2009 roku, świat wirtualnych bijatyk przeżył małe odrodzenie. Capcom potrzebował dużo czasu by z pełną siłą stawić czoła konkurencji, jednak po wielu miesiącach oczekiwania (i kilku solidnych obsuwach premiery dodatkowych postaci) fani Capcomowej szkoły dwuwymiarowych fighterów otrzymali śliczną, dobrze przemyślaną mordkolepkę z pozornie prostym, a w istocie całkiem wyrafinowanym systemem walki, pozwalającym wiernym adeptom osiągnąć poziom niedostępny dla zwykłych śmiertelników. Szkoda tylko, że w momencie premiery tak zwanej ‘finalnej wersji SFV” otrzymaliśmy odrobinę niedosmażony produkt, w którym brakowało m.in... hucznie zapowiadanego trybu fabularnego. Na szczęście parę miesięcy po premierze sytuacja poprawiła się, a większość co bardziej dotkliwych braków została załatana. W dalszym ciągu jednak nie ma jakiegokolwiek trybu Arcade, co bardziej wprawia w zadumę niż bawi.


5. SpeedRunners

SpeedRunners idealnie wpisuje się w wyświechtany slogan “prosta do zrozumienia, trudna do opanowania”. A zasady rzeczywiście nie grzeszą skomplikowaniem - zadaniem każdego z graczy jest jak najszybsze biegnięcie przed siebie, przy wykorzystaniu ściśle ograniczonego zestawu umiejętności - skoku, ślizgu oraz niezwykle miodnej linki z hakiem, pozwalającej huśtać się po doczepieniu jej do wyznaczonych powierzchni. Cała sztuka leży więc w zapamiętaniu (świetnie zaprojektowanych) plansz, opanowaniu zawiłości mechaniki oraz optymalnym wykorzystaniu power-upów, wprowadzających do gry element nieprzewidywalności (oraz potencjał do niszczenia budowanych przez lata przyjaźni). Potyczki w gronie graczy o zbliżonym poziomie SpeedRunnerowego wtajemniczenia potrafią przyprawić o serię mikrozawałów serca, w czym pomaga zresztą pełne wsparcie dla lokalnego multiplayera. Dla fanów sieciowych starć przygotowano oczywiście tryb potyczek rankingowych, w którym można zebrać baty od prawdziwych ekspertów komiksowego parkouru.

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?