Project Scorpio - marketingowe (i nie tylko) rozdwojenie jaźni Microsoftu?
Microsoft ma w ostatnim czasie jakieś dziwne rozdwojenie jaźni. Korporacja nie boi się ryzykować, ale wydaje mi się, że to ryzyko często nie jest dla naszego dobra, a głównie po to, aby w taki czy inny sposób zmaksymalizować zyski i promować inne powstające w laboratoriach firmy projekty. Niestety najczęściej odbija jej się to czkawką, nie można bowiem wydawać produktu, którego nikt nie chce. Jaki jest sens wciskania ludziom czegoś, co nie wzbudza zainteresowania i pozytywnych emocji. Wygląda to tak, jakby jakaś jedna osoba, całkowicie oderwana od rzeczywistości, decydowała o wszystkim, a ekipy fachowców biegają z jednego kąta w drugi, nie bardzo wiedząc co robić.
Zaczęło się od makabrycznej zapowiedzi konsoli Xbox One sprzed kilku lat, o której nie chcę się już zbytnio rozwodzić, bo powiedziane zostało już chyba wszystko. Platforma miała nie mieć czytnika, miała zawsze wymagać połączenia z siecią, miała mieć restrykcyjne DRM itd. itp. W sieci wybuchła burza, a w rezultacie z wszystkiego w zasadzie zrezygnowano. Później było wciskanie nam Kinecta, które finalnie skończyło się usunięciem kamerki z pudełek z platformą (i obniżeniem ceny zestawu), a Xbox One S – cieńsza wersja platformy, zapowiedziana na konferencji Microsoftu – nie ma nawet portu umożliwiającego wpięcie sensora do konsoli i trzeba kupować zewnętrzny adapter. Po zmianach dotyczących „rewolucyjnej” kamery było jeszcze kilka innych, mniejszych i większych, świadczących o tym, że Microsoft, przygotowując platformę, strzelał na ślepo.
W międzyczasie korporacja miała jedne lepsze targi, zeszłoroczne, na których zapowiedziała sporo projektów ekskluzywnych oraz wsteczną kompatybilność. Ludzie odzyskali wiarę w to, że Amerykanie zajmą się ponownie na poważnie sprzętem, który sprzedają od prawie dwóch lat i znowu będzie się dało usprawiedliwić posiadanie ich konsoli. Niestety radość nie trwała długo.
Targi w 2016 roku to znowu mieszanie i kombinowanie, które chyba nikomu nie wyjdzie na dobre. Zaczęło się jeszcze przed imprezą, kiedy dowiedzieliśmy się o tym, że Microsoft nie będzie już rozwijał DVR w ramach swojej konsoli. Miał być kombajn do wszystkiego, a powoli usunięto całą dodatkową funkcjonalność i zostały wyłącznie gry. Jam jest z takiego stanu rzeczy zadowolony, ale, jak to mówią, niesmak pozostaje.
To na grach skupiać się będzie teraz platforma, za co gigantowi z Redmond chwała. Nie raduje mnie natomiast to, co zaczęło się dziać już po konferencji. W jej trakcie zapowiedziano Xbox Play Anywhere, później odchudzoną wersję Xboksa One (Xbox One S), a także Project Scorpio – nową platformę, mającą istnieć niejako w symbiozie z Xboksem One, tyle że znacznie mocniejszą od wszystkiego, co jest obecnie dostępne.
Wszystkie zapowiedzi zostały bardzo dobrze przyjęte. Odchudzona konsola jest o 40% mniejsza, pozbawiono ją zasilacza zewnętrznego, a nawet dysponuje nieco większą mocą obliczeniową (według niektórych, o czym za moment). Xbox Play Anywhere to inicjatywa, dzięki której możliwe jest granie w praktycznie wszystkie tytuły z Xboksa One na komputerze wyposażonym w system Windows 10 i, co istotne, wystarczy kupić na jednej z platform, aby cieszyć się na obu. Project Scorpio, największe wydarzenie konferencji, to natomiast dopasiony Xbox One (w znacznym uproszczeniu), dysponujący mocą obliczeniową 6 teraflopów, czyli około 5-krotnie większą od tej obecnej w standardowym Xboksie One, a ponad 3-krotnie większą niż w PlayStation 4.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler