Warcraft: Początek - recenzja filmu
Przyznam się bez bicia, że nie jestem wielkim fanem serii Warcraft. Wiadomo, trochę ograłem większość z części, podobało mi się, ale nigdy szczególnie nie zagłębiałem się w aspekty fabularne i nie wnikałem w charakterystykę wykreowanego przez Blizzard świata. Sam film obejrzałem więc bez większych oczekiwań i podszedłem do niego przede wszystkim jako widz, a nie gracz. I to właśnie z takiej perspektywy - zwykłego widza - będę oceniał Warcraft: Początek.
Założenia fabularne obrazu są powszechnie znane. Opowieść skupia się wokół walki pomiędzy ludźmi (i innymi rasami zamieszkującymi Azeroth), a złowrogimi orkami. W dziele Duncana Jonesa – reżysera – nie mogło być inaczej: do Azeroth, za sprawą ogromniastego portalu, przybywa horda niebezpiecznych orków, której celem będzie zawładnięcie przyjemną krainą. W to wszystko wplątana jest zła magia zwana Spaczeniem, niepostrzeżenie wkradająca się do Azeroth i wypaczająca umysły tutejszych mieszkańców. Oczywiście istnieją ludzie, którzy dostrzegą niebezpieczeństwo i zdecydują się stanąć na głowie, by zatrzymać to wielkie plugastwo – choć bez wątpienia będzie to ekstremalnie trudne zadanie. I tak w ogromnym skrócie wygląda zarys opowiedzianej tu historii. A ja, jako, że nie lubię spoilerować, nie będę odsłaniał żadnych kolejnych jej niuansów.
Niestety scenariusz Warcrafta nie jest jego najmocniejszą stroną i zalicza się do tych dość nierównych. Przede wszystkim fabuła jest raczej przewidywalna i trochę oklepana, dialogi niekiedy płytkie, wręcz infantylne, nie macie też co liczyć na większe zwroty akcji. Nierówne bywa też tempo filmu: czasami wydarzenia gnają jak szalone i bardzo słabo wprowadzają widza w detale tutejszego świata, by innym razem przesadnie zwolnić i zasypywać nas gromadką nic nie wnoszących dłużyzn. Niemniej Warcraft: Początek okazuje się opowieścią dość przyzwoicie nakreśloną i mającą swoje mocne strony. Twórcy wykrzesali z historii sporo klimatu, zadbali o humorystyczne smaczki, a ostatecznie zawiązali nie najgorszą i fajnie poplątaną intrygę. Podobało mi się, że nie zapomniano o bezwzględności uniwersum Blizzarda, serwując nam sporo brutalnych i krwistych momentów. Trzeba też docenić świetne motywy oscylujące bezpośrednio wokół orków. Pokazano, że są oni czymś więcej niż tylko pustymi maszynami do zabijania, że mają swoje zwyczaje, konflikty moralne i wątpliwości. To w dużej mierze oni nadali tej opowieści nieco głębi i to sceny z ich udziałem podobały mi się najbardziej. Niemniej widać, że produkcji zabrakło porządnego wykończenia fabularnego i zostało tu sporo miejsca na poprawki.
Już po zwiastunach było oczywiste, że Warcraft: Początek będzie naładowany komputerowymi (ale i nie tylko) efektami specjalnymi. Na oko widać całą masę green/blue screena, CGI, motion capture i innych cyfrowych wstawek. Film jest nimi przepełniony. O dziwo jednak ekran kinowy nie raził jakąś sztucznością. Orkowie wypadli bardzo fajnie i charyzmatycznie, graficy zaserwowali nam pokaz fenomenalnych scenerii, no i - czego nie mogło zabraknąć - przygotowano kilka mocnych, całkiem widowiskowych potyczek na różną skalę (swoją drogą, w końcu nie pożałowano prawdziwych zaklęć bojowych). Ponadto pierwszorzędne wrażenie robiły bogato wystrojone wnętrza, drobiazgowo przygotowane rekwizyty oraz szczegółowa charakteryzacja. Ogląda się to po prostu dobrze, a film z pewnością ucieszy oko niejednej marudy. Pod tym względem Warcraft naprawdę może się podobać, choć nie obeszło się bez drobnych niedociągnięć. Niekiedy za bardzo widać, które elementy generowane były w komputerze. Nieco nienaturalnie wyglądają też niektóre animacje. Mnie szczególnie zapadł w pamięć pokraczny golem, choć oczywiście jego twórcy mogą bronić się zamierzoną stylistyką. Generalnie jednak spece od efektów zdali egzamin i mimo paru wpadek z pewnością nie sknocili sprawy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler