Warsaw Games Week 2015 - relacja z polskiego gamescomu


Dirian @ 00:27 25.10.2015
Adam "Dirian" Weber
Chwalmy Słońce!

Wyprawę na Warsaw Games Week 2015 zacząłem o godzinie 5 rano, kiedy z niemałymi problemami zerwałem się z akademickiego łóżka. Następnie czekała mnie piesza wędrówka na gdyński dworzec główny, gdzie o 6.

Wyprawę na Warsaw Games Week 2015 zacząłem o godzinie 5 rano, kiedy z niemałymi problemami zerwałem się z akademickiego łóżka. Następnie czekała mnie piesza wędrówka na gdyński dworzec główny, gdzie o 6.09, w kierunku stolicy, startowała chluba polskich kolei – Pendolino. Po kilku godzinach jazdy (a jakże, z opóźnieniami!) i ponownej pieszej wędrówce z dworca Warszawa Zachodnia do hali Expo XXI, w końcu stanąłem u progu największego od lat (pod względem growej oferty) eventu dla graczy w Polsce. Czy było warto?

Już w drugim akapicie odpowiem na to pytanie – tak. Organizatorzy, SPIDOR, podołali wyzwaniu, choć jak to na tak sporawych eventach bywa, nie wszystko było dopracowane tak, jakbym sobie tego życzył. Przede wszystkim, budynek Expo XXI okazał się zdecydowanie za mały na pomieszczenie wszystkich uczestników. Kompleks składający się z dwóch pokaźnych hali, połączonych słusznych rozmiarów korytarzem, mimo wszystko nie wystarczył na przyjęcie natłoku graczy. Choć całość podzielono dość sensownie – w jednej hali umieszczono Microsoft i Ubisoft, w drugiej Cenege i PlayStation – to ilość osób chyba przerosła oczekiwania organizatorów. A raczej na pewno – bilety w lokalnych kasach na sobotę były wyprzedane już o 9.30 rano!



W szczytowych godzinach imprezy (12-16) było więc cholernie ciasno, a przepchanie się w okolicach najpopularniejszych stoisk niekiedy wymagało umiejętności sprawnego manewrowania, połączonej z używaniem barków. Czułem się zupełnie tak, jak podczas grania w Assassin’s Creed Unity, z tym że tłum niesionych nurtem rewolucji paryżan zastąpiła cała masa żądnych atrakcji graczy. Największym failem ze strony organizatorów okazało się umieszczenie scen, na których miały miejsca rozmaite wystąpienia, w pobliżu najważniejszych przejść. Gdy na podeście pojawił się youtuber ROJO, wśród widowni – głównie najmłodszej - wybuchł absolutny szał, a wyjście z hali numer 2, bez oberwania łokciem pod żebra, stało się tylko odrobinę mniej fartowne od trafienia 6-stki w Lotto.

Nie ma też co ukrywać, że kolejki do najbardziej rozchwytywanych gier potrafiły momentami ciągnąć się w nieskończoność. Podejrzewam, że gdyby nie prasowa plakietka, nie dorwałbym się do praktycznie żadnego stanowiska z najnowszymi tytułami. Kolejka do takiego Mirror’s Edge Catalyst w pewnym momencie przekroczyła 50 osób, podczas gdy jednorazową sesję mogło rozegrać, o ile dobrze pamiętam, 10 graczy. Zagranie w wyczekiwaną produkcję oznaczało więc niekiedy przeszło godzinne stanie w kolejce. Nieco łatwiej było obejrzeć prezentacje w salkach kinowych, szczególnie w momencie wystąpień youtuberów, gdy znaczna część młodszych uczestników wolała powędrować pod scenę. Wśród pokazów wrażenie robiły przede wszystkim demonstracje na stanowisku PlayStation, gdzie zaprezentowano efektowną rozgrywkę w Uncharted 4 czy Horizon: Zero Dawn. Mocno zawiodłem się natomiast w trakcie seansu Mafii IIICenega zademonstrowała nam dokładnie ten sam trailer i fragmenty rozgrywki, które udostępniono w sieci w trakcie zapowiedzi tytułu. O moich wrażeniach z pozostałych gier poczytacie w kolejnym artykule.




Na Warsaw Games Week 2015, prócz pokaźnej liczby tytułów do ogrania, można było wziąć ponadto udział w licznych konkursach, obejrzeć efektowne cosplaye czy pogadać z różnymi ciekawymi ludźmi. Impreza przebiegła bez nieprzyjemnych incydentów, choć w specjalnej strefie dla mediów nie działało Wi-Fi (!!!). Jeśli chcecie bym przyrównał WGW do PGA, to niestety Was zawiodę, bo na poznańskiej imprezie nigdy nie byłem. Z tego, co rozmawiałem z ludźmi, tegoroczne PGA toczyło się jednak na znacznie większej połaci terenu, choć już liczba prezentowanych tam gier czyniła wizytę w Poznaniu znacznie mniej atrakcyjną, jeśli celowaliśmy w ogranie najnowszych tytułów.



Nie do końca jestem też przekonany, czy zaproszenie youtuberów pasowało do tego – jakby nie patrzeć mającego „gamescomową” formę – eventu. Choć nie da się ukryć, że sieciowi autorzy obecnie cieszą się ogromną popularnością, to widok piszczących na co drugie ich słowo, zapatrzonych jak w obrazek 10-latków, w ilości zdecydowanie niepoliczalnej, w moim mniemaniu kastrował WGW z unikatowego klimatu, jaki impreza mogłaby wytworzyć na własną rękę, bez udziału internetowych gwiazd. Być może jednak po prostu ze mnie stary dziad i nie czaje tematu.

Mimo drobnych zgrzytów, na Warsaw Games Week 2015 bawiłem się jednak przednio. Choć kilka rzeczy bym tu poprawił, z naciskiem na logistykę, to nie żałuję przejechania 700 km w obie strony. Takiej imprezy w Polsce brakowało i fajnie, że więksi wystawcy dostrzegają potencjał drzemiący w naszym rynku. Przy dobrych wiatrach za rok znów wrócimy do Warszawy, oby w jeszcze większym formacie.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosandzej157   @   06:34, 25.10.2015
Ach i ta kolejka do kolejki do zapisów na Playstation vr. Szczęśliwy
0 kudosshuwar   @   08:30, 25.10.2015
Czyli moje oczekiwania na zapowiedzi nowości diabli wzięli Uśmiech