Niemożliwe! Hunt znowu na misji - recenzja filmu Rogue Nation


Zidan @ 19:58 25.08.2015

Sierpień do tej pory był miesiącem upalnym, dlatego wciąż konieczne jest szukanie klimatyzowanych pomieszczeń. Każde nowoczesne kino klimatyzację posiada, dlatego to właśnie tam uderzają tłumy spragnionych chłodu ludzi.

Sierpień do tej pory był miesiącem upalnym, dlatego wciąż konieczne jest szukanie klimatyzowanych pomieszczeń. Każde nowoczesne kino klimatyzację posiada, dlatego to właśnie tam uderzają tłumy spragnionych chłodu ludzi. Drugą kwestią być może są puszczane tam filmy. Aktualnie kinowa oferta nie do końca rozpieszcza miłośników kina akcji, dlatego wszyscy na pewno cieszyliśmy się na premierę piątej części Mission: Impossible, o podtytule Rogue Nation (scenariusz i reżyseria Christopher McQuarrie). I nie owijając w bawełnę, od razu ogłoszę sedno moich wrażeń. Otóż było tak, jak bez cienia zażenowania można było podejrzewać: za sprawą szaleńczej akcji temperatura w sali seansowej wyraźnie się podniosła, adrenalina podskoczyła wszystkim widzom, a Tom Cruise dalej wygląda na rówieśnika Krzysztofa Ibisza. Tak - M:I dalej trzyma poziom i wciąż stanowi porządną, wciągającą sensację.



Ethan Hunt wciąż nie zwalnia tempa. Chociaż ma 53 lata na karku (tyle przynajmniej ma Tom Cruise) cały czas dzielnie wykonuje misje z rodzaju tych „Impossible” i walczy z globalną przestępczością. Tym razem stawia czoła wielkiej, potężnej i diabelnie niebezpiecznej organizacji Syndykat, której macki prawdopodobnie sięgają do samych stołków rządowych. Ja, jak zwykle, nie chcę wdawać się w szczegóły - każdy spoiler może popsuć Wam wrażenia. Wiedzcie tylko, że Hunt, standardowo, będzie miał wyjątkowo przegwizdane: wszyscy będą go ścigać, wszyscy będą chcieli go zastrzelić i wszyscy będą marzyć o powybijaniu mu większości zębów. Ale nie martwcie się, facet nie da za wygraną i jakoś sobie poradzi. W końcu to Hunt. Ethan Hunt.

Scenariusz, choć dość przewidywalny, pozostaje interesujący. Dominuje sprawna, szalona i nieprzewidywalna akcja. Mamy trochę zwrotów fabularnych, niezłe dialogi i – co ostatnio modne – sporo gagów i poczucia humoru (na szczęście bardzo przyzwoitego, w dużej mierze dzięki świetnej grze Cruise’a). Spotkamy też sympatyczną grupę towarzyszy Hunta (znaną z Ghost Protocol), a także – bo jak inaczej – piękną, tajemniczą niewiastę. Pojawi się przy tym, rzecz jasna, garstka przyjemnych gadżetów, choć tu akurat twórcy nie starali się jakoś wyraźnie przesadzać (szczególnie podobał mi się miernik poziomu tlenu w płucach). W tego typu kwestiach nie mam żadnych zarzutów: Rogue Nation posiada dokładnie to, co powinno zawierać każde rasowe kino dla prawdziwych mężczyzn (…).



Najmocniejszą stroną Rogue Nation jest pokaźna liczba udanych scen akcji. O jednej z nich na pewno już słyszeliście: zdjęcia Cruise’a przypiętego do startującego samolotu obiegły już chyba wszystkie możliwe strony internetowe i serwisy telewizyjne. Nie da się ukryć: jego wyczyn kaskaderski jest autentycznie godny podziwu, a i sama scena całkiem mocna. Niemniej akurat w tym miejscu miałem wrażenie, że cały ten wysiłek i nakład ekstremizmu był trochę… niewspółmierny do ostatecznego efektu. Scena okazała się bowiem dość krótka i mało wyeksploatowana. W sumie szkoda, ale z drugiej strony dobrze świadczy o twórcach, że nie próbowali na siłę jej przeciągać. Przynajmniej pokazali, że są w stanie zrobić naprawdę dużo nawet dla kilkudziesięciu sekund na ekranie. Jak by nie było, na pewno jest to motyw warty obejrzenia, tym bardziej, że nie „ulepszano” go efektami komputerowymi.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudostwojtyp   @   09:19, 26.08.2015
Scena może i krótka, ale nie przesadzona :-) jak dla mnie bomba. Tutaj trzeba mieć wyczucie podczas realizacji takich scen