Gry niezależne nie muszą być brzydkie, płytkie i nijakie


Materdea @ 12:16 18.08.2015
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Wraz z jednym z moich najsympatyczniejszych kompanów na redakcyjnej konferencji poruszyliśmy temat… cwaniackiej zbiórki na Divinity: Grzech Pierworodny II. Indyki to, indyki tamto, wszystko się pokiełbasiło i wywiązał się ostry spór o to, co definiujemy dzisiaj hasłem „indie”, a co nie.

Wraz z jednym z moich najsympatyczniejszych kompanów na redakcyjnej konferencji poruszyliśmy temat… cwaniackiej zbiórki na Divinity: Grzech Pierworodny II. Indyki to, indyki tamto, wszystko się pokiełbasiło i wywiązał się ostry spór o to, co definiujemy dzisiaj hasłem „indie”, a co nie. Oto moja krótka opinia na ten temat.



Jak wiemy, pojęcie „niezależności” czy też „indie” utarło się w świadomościach graczy jedną wizualizacją – rozpaćkanym pixelartem, który niejednokrotnie nie trafiał w gusta fanów ceniących sobie grafikę z prawdziwego zdarzenia. Już wtedy popełniano jeden kardynalny błąd, ale o tym za chwilę. Lata upływały (plus minus od 2011 roku do dziś, tudzież do niedalekiej przyszłości) na beztroskim nazywaniu mniejszych produkcji „indykami”, a tych ciut większych blockbusterami. Przyjmijmy pewną dozę umowności, ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy stosowali się do podobnego nazewnictwa.

Trafiamy do dnia dzisiejszego – 18 sierpnia 2015 roku. Larian Studios ogłasza kickstarterową akcję, mającą na celu zebranie funduszy na produkcję kontynuacji Grzechu Pierworodnego (lub Original Sin, jak kto woli). Podniosło się larum, które nie wystąpiło tylko u nas, ale także na licznych forach dyskusyjnych – o zasadności takiego ruchu. „Przecież zarobili na jedynce”; „Co oni, nie mają wydawcy?”; „Pazerne męskie członki” etc. – takich przykładów mógłbym przytaczać na pęczki.



Clou mojego felietonu nie tkwi jednak w tym, czy faktycznie Larian ma kasę, czy też jej nie ma. Chodzi o pewien rodzaj postrzegania rzeczywistości – „bo Divinity to marka, więc nie powinni zaniżać jej do poziomu ‘łaski’ na Kickstarterze”. Można się z tym nie zgadzać, można się zgadzać, to nieistotne. W mniemaniu wielu ludzi Kickstater nie jest postrzegany jako platforma do zbierania pieniędzy na JAKIEŚ projekty, tylko jest to wylęgarnia popularnych „indyków” (tych mentalnie z początków "indyczej" ekspansji – tak, Braid i Limbo, na was patrzę) kojarzących się z pixelartem, niewielkim rozmiarem i marnym budżetem. Zapominając przy tym, że Japończycy od Shenmue III, mający na plecach Sony, również zbierają pieniądze. Błąd! (Paradoksalnie Braid i Limbo – prekursorzy – nie nawiązywali do pixeli wielkości ziaren grochu).

Tytuł niezależny powinien z samej definicji być rozumiany jako coś, co nie jest korporacyjnym tworem nastawionym na – tfu, nienawidzę tego pojęcia, ale to historia na inny tekst – zarabianie pieniędzy. A zatem twórcy mają wolność w temacie podejmowanych decyzji, kreacji świata i wizji, jaką obierają przy danym produkcie. I niestety, z żalem stwierdzam, że pojęcie to – na przestrzeni lat – uległo okrutnej dewaluacji. To, co teraz napiszę, jest tylko moją subiektywną opinią na temat pewnego zjawiska i nie powinniście brać tego jako stanowiska całej redakcji.



„Indie, indyk, gra niezależna” – wszystkie te pojęcia stawiane są w kontekście dzieł, które nie wyszły spod jarzma wielkich firm; nie są rzemieślniczą robotą, a czymś, co faktycznie zakiełkowało w głowie twórców/twórcy i wyrosło w niezmienionej formie.

Co chcę przekazać – nie można określać dziś mianem wspomnianych wyżej trzech haseł produkcji, bo ja wiem, ważących mniej niż 50 MB, prezentujących „artystyczną pikselozę” czy pokazujących mechanizmy „rodem z 1995 roku”. Dziś tak samo niezależne są Divinity: Grzech Pierworodny, Wasteland 2 czy też nadchodzące The Bard's Tale IV, jak Shenmue III (też mające dopiero zadebiutować), Dungeon of the Endless oraz Star Citizen – tak piękne, głębokie i tworzone z rozmachem!



Nie o podział na jakość, długość, płytkość i głębokość tu chodzi, ale o napomkniętą wizję – że nikt nie stał nad projektantem i kazał mu zmieniać tej tekstury, tego mechanizmu, tej giwery na coś, co lepiej się sprzeda. „To nasze własne pieniądze, więc robimy to jak MY uważamy – fani tego od nas oczekują, ponieważ to oni podarowali nam kasę i zaufanie” – pewnie w ten sposób mówi sobie przed snem Brian Fargo oraz Tim Schafer. Tak samo chyba powinien myśleć każdy gracz.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosLucas-AT   @   12:59, 18.08.2015
Płytkie i nijakie są prędzej gry AAA, nie indie. Przykładów daleko nie trzeba szukać, wystarczy spojrzeć na EA czy Ubisoft. :-)
0 kudosUxon   @   12:59, 18.08.2015
Bardzo dobry tekst. Biorąc pod uwagę jak określenie "indie" zostało wypaczone i jak jest dziś niewłaściwie odbierane, to każdy powinien go przeczytać. Samo to pojęcie oznacza "niezależność", tak jest napisane nawet w słowniku i nie ma tutaj nawet żadnej możliwości dowolnej interpretacji, by w ogóle rozpoczynać jakąś dyskusję. Twórca "zależny" "zależy" od kogoś wyżej, cała jego praca, działania i efekty służą komuś ponad, w związku z czym ten ktoś ma duży wpływ na to co powstanie. Twórca "niezależny" sam się finansuje lub prosi o wsparcie ludzi obdarzających go zaufaniem, bo nie chce, by ktoś inny zaglądał mu przez ramię i zamierza stworzyć coś, co odpowiada w stu procentach jego wizji. I czy robi to w celach komercyjnych, czy tylko zamierza zaspokoić własne ambicje nie ma tu nic do rzeczy.
Jeśli dajmy na to EA zażyczyłoby sobie grę w stylu pixel art od małego studia, które ma pod swoimi skrzydłami, to taka gra byłaby małą produkcją z niewypasioną grafiką, ale nie byłaby już grą indie.

Zamieszczajcie więcej takich tekstów. Są bardzo potrzebne, by później unikać nieporozumień, czy to w dyskusjach, czy podczas wybierania gry do kupna, sugerując się jej opisem.
0 kudosDaria22132   @   15:32, 18.08.2015
Prawdę mówiąc, odkąd zaczęłam się zagłębiać w świat gier i nieco bardziej się tym uniwersum interesować, nie kojarzyłam jednoznacznie hasła gra niezależna czy indyk z pikselozą, którą daje po oczach. Jednak to nie oznacza, że nie wiedziałam, iż inni posługują się tym prawie wyłącznie we wspomniany sposób. Często gry, od których nie oczekiwalibyśmy zbyt wiele, ponieważ zostały zapoczątkowane na Kickstarterze i nie wychodzą spod wielkich marek, potrafią nas zaskoczyć bardzo pozytywnie. Ostatnio spotykam się prawie wyłącznie z takimi i przekonałam się na własnej skórze, że gra niezależna, nie równa się mało wymagająca czy zrobiona na odczep się. Poza tym już niejednokrotnie spotkałam się z tym, że ładna grafika to tylko ładna grafika, bez głębszego sensu. Więc może czasami warto byłoby przeboleć niedociągnięcia i zagłębić się w fabułę, zamiast znęcać się nad nierównymi kreskami i odłożyć grą na bok?